Przez całą noc jechali na rowerach, szli na piechotę, a nawet biegli do koszalińskiej katedry, żeby w sercu diecezji rozpocząć nowy rok liturgiczny - po męsku.
Pół setki mężczyzn podjęło wyzwanie ekstremalnego wejścia w Adwent. Schodzili się i zjeżdżali promieniście z różnych stron, pokonując po kilkadziesiąt kilometrów, żeby zdążyć na 5.00 rano do koszalińskiej katedry.
Na zmęczonych, ale szczęśliwych pielgrzymów czekał bp Edward Dajczak, który przewodniczył Eucharystii sprawowanej w intencji mężczyzn.
- Piszecie dzisiaj ważną historię - takiej adwentowej Mszy św. w tej katedrze jeszcze nie było. Adwent jest taką szansą na nową historię: coś można zacząć i to zacząć zupełnie inaczej niż bywa przez lata - witał strudzonych pielgrzymów.
- Początek jest ważny, bo on wyznacza drogę. Ważne, żeby to była ta najwłaściwsza droga. Żeby dojść do celu, trzeba być pielgrzymem, nie można być włóczęgą. To, co jest naszym wyzwaniem, także dla tej męskiej wspólnoty, to na nowo z włóczęgi stać się pielgrzymem. Włóczęga ma to do siebie, że wszystko mu jedno, którą drogą idzie. Nie wie, ani dokąd, ani po co idzie, choćby przeszedł szmat drogi. Pielgrzym ma jasny cel. Droga bywa prosta, ale bywa i ciężka, zdarza się, że złapie nas zadyszka - podkreślał hierarcha.
- Świat wymyślił sobie, że życie będzie piękne, kiedy zasadą życia będzie życie bez zasad. Teraz musi skonsumować ten fatalny pomysł. Nie tak został człowiek stworzony. Jeżeli ten Adwent ma być Adwentem, jeżeli coś w nas ma się stać, to musimy uzdrawiać relacje: w domu, w rodzinie, także we wspólnocie Kościoła - mówił panom, którzy zamiast andrzejkowego szaleństwa, wybrali... szaleństwo Boże.
- Mężczyźni potrzebują wyzwań. Muszą postawić sobie jakieś zadanie do zrealizowania, żeby doświadczyć, że wiara to też wyzwanie - mówi Marcin Piotrowski, inicjator przedsięwzięcia. - Dla jednych wyzwaniem będzie nocna jazda na rowerze, dla innych - maszerowanie w deszczu, a jeszcze dla innych - po prostu przyjście na 5.00 rano na Mszę św. Ważne, żeby je podjąć i ruszyć w drogę - dodaje.
Pomysł spodobał się panom, którzy spontanicznie organizowali punkty wymarszu i zbierali się w kilkuosobowe grupy. Jak mówią, głównie po to, żeby w Adwent wejść „z grubej rury”.
- To nie jest żaden wyczyn, chociaż dla mnie wyzwanie potężne. Mężczyźni potrzebują wyzwań, ale potrzebują też przykładów, świadectw. Może ktoś popatrzy na mnie i pomyśli sobie: „No, skoro taki facet, po czterdziestce, z nadwagą, jest w stanie pobiec, to ja też dam radę. Jeśli on to robi dla Pana Boga, to ja też zrobię to dla Niego” - mówi Krzysztof Głowiński, który do Koszalina przybiegł z Góry Polanowskiej. - Takie wieczory spędzałem przez 16 lat głównie przy alkoholu. Gdyby mi ktoś 5 lat temu powiedział, że będę biegł 40 km na Mszę św., to raczej bym mu nie uwierzył - przyznaje ze śmiechem.
Śmieje się też Bartek Szewczyk. - Na rowerze wiatr jest zawsze w oczy i zawsze jest pod górkę - mówi, choć nie żałuje ani jednej chwili z 70 km przejechanych ze Słupska. - Wiara to coś więcej niż odhaczona Msza św. i spowiedź dwa razy do roku. Wiara to wyzwanie - dodaje 26-latek. Razem z nim jechał jeszcze jeden kolarz, dwóch kolejnych dołączyło w Sławnie.
Podobny dystans mieli do pokonania także kolarze z Miastka. - Wielu ludzi w tym czasie się bawiło, my chcieliśmy czuwać - mówi ks. Jerzy Bąk. - Postawiłem na Jezusa i wiedziałem, że mi pomoże. Do plecaka „zabrałem” też ze sobą dwóch błogosławionych męczenników z Peru. Oni pchali na podjazdach. Wprawdzie zdarzyła mi się wywrotka na oblodzonej drodze i szorowałem po asfalcie dobre 50 m, ale nic się przecież wielkiego nie stało. Za to przeżycie niesamowite - dodaje miastecki proboszcz.
Panowie szli także z Iwięcina, Świeszyna i Jamna. Do ekstremalnych w Koszalinie dołączyli ci, którzy zmierzyli się z wyzwaniem uczestnictwa wyjątkowo wczesnej Mszy św. W sumie, mimo początkowych obaw inicjatorów przedsięwzięcia, panom udało się zapełnić katedralne ławki niemal zupełnie.
Dla wielu z tych, którzy podjęli wyzwanie i modlili się wspólnie podczas drogi i w koszalińskiej katedrze, to pierwszy tak rozpoczęty rok liturgiczny. - Po takiej nocy i takim poranku wiem, że to będzie inny Adwent, nigdy takiego nie przeżyłem. Bywa, że nawet w życiu księdza Adwent to po prostu kolejny rok liturgiczny, zmienia się czytania i już. Ten, mam nadzieję, będzie wyjątkowy, a czy tak się stanie, to dopiero po owocach będzie można poznać - dodaje z uśmiechem ks. Bąk.
- Każdy potrzebuje czegoś, co przerasta codzienność, wyłamuje się z nużącej codzienności. Jestem zdumiony i zachwycony ich determinacją. Ta noc i ten niezwykły poranek to był ich pomysł. To zostawi w nich ślad, a to, co dobrego przeżyli, zabiorą do domów i przeżyją to z nimi ich żony, ich dzieci, ich koledzy. Ten płomień pójdzie w diecezję - nie ma wątpliwości bp Edward Dajczak.
Jak zauważa, warto rozpoczynający się czas w Kościele dobrze wykorzystać. - Nasz świat komercji ma to do siebie, że z Adwentu zrobił targowisko. Da się przejść przez to targowisko, jeśli ma się cel i nie spuszcza się go z oczu - dodaje hierarcha.