- Czemu ksiądz wyjechał ze Śląska na misje? - Bo to, co dobre, idzie na eksport. Ha ha ha!
Precz z depresją
Znacznie od niego młodszy, 45-letni ksiądz Dawid Banaś rodem z Tychów, dwa lata temu wyjechał pracować do Norwegii. Dlaczego? - Bo to, co dobre, idzie na eksport. Ha ha ha! Nie, to żart oczywiście... Myśl o pracy za granicą chodziła mi po głowie już przed laty. Wtedy żyła jeszcze moja mama. Była schorowana, nie miałem serca jej opuszczać - wspomina.
Ta myśl powróciła do niego, kiedy abp Wiktor Skworc wspomniał na dniu skupienia o możliwości wyjazdu do kilku europejskich krajów. Wymienił m.in. Norwegię. - Pomyślałem, że to modny kierunek wyjazdu naszych emigrantów. Wielu mnie ostrzegało: „Ale to daleka północ, te długie noce, ciemne dni, depresyjne klimaty”. Trochę tego się bałem. Zapytałem znajomego księdza, starszego i doświadczonego, co o tym sądzi. Mówię mu, że się łamię, nie wiem co zrobić. A on: „Chłopie, tam tylu Polaków pojechało, a księży naprawdę mało!” - wspomina.
Pojechał. I w przeciwieństwie do wielu Norwegów, na depresję nie zapadł. Dodatkowo chroni go przed nią wesołe usposobienie. To pomaga też w nawiązywaniu kontaktów. - Wolę się uśmiechać niż płakać! - deklaruje.
Pierwszy wspólny obiad śląskich księży, pracujących za granicą Przemysław Kucharczak /Foto Gość Wyraźnie odczuwa w Norwegii, że Kościół jest powszechny, widząc na Mszy św. - i na spotkaniach przy kawie po jej zakończeniu - Filipińczyków, Wietnamczyków, mieszkańców Afryki. No, i Polaków. Są też Norwedzy - choć niezbyt liczni, najczęściej nawróceni z protestantyzmu, który w Skandynawii bardzo uległ duchowi świata.
Kapłanom nie zawsze jednak jest łatwo pracować w tym kraju, w którym nawet nakazanie dziecku przez rodziców, że ma iść do kościoła, jest uznawane za... przemoc na tle religijnym. Dzieci, którym wszystko wolno, bywają rozwydrzone w stopniu o wiele większym niż młodzi w Polsce. Niestety, ta toksyczna atmosfera zatruwa też rodziny polskich emigrantów - ich dzieci zjawiają się w kościele bardzo rzadko, najczęściej tylko przy wielkich uroczystościach.
To jednak nie znaczy, że polscy księża nie mają ich szukać - w porę i nie w porę, jak podpowiadał święty Paweł. Ks. Dawid to robi - teraz jako wikary parafii katedralnej w Oslo, wcześniej m.in. jako administrator parafii w znanym z zimowej olimpiady Lillehammer. - Zgłosili się do mnie np. młodzi małżonkowie z Polski, że chcą robić w kościele coś więcej. Przynieśli gitarę, założyli zespół i zaczęli pięknie grać w czasie Mszy św. Już nie jestem w tej parafii, ale zespół dalej istnieje - mówi kapłan rodem z Tychów.