Synod musi pokazać piękno rodziny i bronić jej przed siłami, które chcą ją zniszczyć – mówi biskup Krzysztof Białasik z Boliwii.
Bp Krzysztof Białasik jest jednym z dwóch biskupów reprezentujących Boliwię na synodzie. Jest polskim werbistą, od wielu tak misjonarzem Ameryce Południowej, od 10 lat biskupem diecezji Oruro w Boliwii, położonej na wysokości 4 tys. metrów. W Radiu Watykańskim, wraz z o. Leszkiem Gęsiakiem miałem okazję zapytać go o synod i o kontekst boliwijskiego Kościoła.
Jakie są jego odczucia? – Jestem pierwszy raz na synodzie. Przyjechałem do Rzymu z wielkim entuzjazmem – odpowiada. – Moje uczucia są mieszane, pozytywne i negatywne.
Do pozytywnych doświadczeń bp Białasik zalicza możliwość spotkania z ojcem świętym i z wieloma biskupami, kardynałami. To pozwala poczuć Kościół uniwersalny, poznać problemy, którymi żyje rodzina i Kościół we wszystkich stronach świata.– Rodzina jest podstawą społeczeństwa, to zasadnicza komórka Kościoła, to domowy Kościół, sanktuarium. Jest ona teraz w centrum zainteresowania Kościoła,- podkreśla biskup Ouro. – Ale nie możemy zapomnieć, że właśnie rodzina jest dzisiaj najbardziej atakowana. Jest szereg ruchów społecznych, politycznych, ideologii, które chcą ją zniszczyć. Zaskoczyło mnie to, że dość spora grupa ojców synodalnych wypowiadała się nie zawsze odpowiednio na temat rodziny. Poruszano sprawę homoseksualizmu. Owszem to bywa problem rodziny, jeśli jest w niej osoba z takimi skłonnościami, ale zajmowanie się związkami homoseksualnymi na synodzie o rodzinie jest nieporozumieniem. W mojej grupie hiszpańskojęzycznej pojawiły się wprost takie głosy. Tym powinni się zajmować psychologowie, specjaliści i mówić, jak pomóc osobom homoseksualnym. Są organizacje międzynarodowe, które dążą do tego, by promować takie związki i niszczyć w ten sposób człowieka i rodzinę. Okazuje się, że mają też wpływ na niektórych biskupów. To jest zadziwiające i to mnie zabolało – przyznaje bp. Białasik.
To nie jedyny głos z synodu zwracający uwagę na to, że sporo czasu poświecono na problemy, które stoją na uboczu problematyki rodzinnej. Im bliżej końca synodu, tym bardziej narasta poczucie niedosytu. Co na to mój rozmówca? –Padło wiele pięknych, mądrych słów o rodzinie, ale zostało bardzo wiele tematów, które powinniśmy pogłębić, biorąc bardziej pod uwagę nauczanie św. Jana Pawła II czy Benedykta XVI i całości nauki Kościoła i Biblii. Oczekiwałem więcej przejrzystości w mówieniu o rodzinie i uwzględniania tego ataku na rodziny przez różne organizacje społeczno-polityczne. Sama Organizacja Narodów Zjednoczonych popiera przeróżne organizacje, które propagują tę ideologię gender, eutanazję, aborcję czy związki osób tej samej płci. Na ten cele wydaje się ogromne sumy pieniędzy. A ile zarabiają firmy produkujące środki antykoncepcyjne. W mojej diecezji w każdej aptece można kupić tabletkę „dzień po”. To jest propagowane, a oprócz Kościoła nikt na ten temat nie mówi. Ja mówię o tym często w kazaniach, w audycjach. Tam gdzie mogę, staram się tłumaczyć, ostrzegać. W mojej diecezji raz w roku odbywa się parada gejowska, która jest niczym innym jak manifestacją pornografii. Mówi się że musimy im pomagać, okazać tolerancję, uszanować ich godność. Ale oni robią, co chcą. Demoralizują dzieci, młodzież. Mała grupa chce urządzić świat po swojemu przy poparciu silnych organizacji. Nie możemy o tym milczeć – podkreśla boliwijski biskup.
Co Kościół powinien konkretnie robić? – Przede wszystkim trzeba mówić prawdę. Pan Jezus powiedział „prawda was wyzwoli”. Trzeba pokazywać Chrystusa, na tej skale budować dom człowieka. Jeden ksiądz powiedział mi przed wyjazdem na synod: „nie zapomnij mówić odważnie prawdy”. W USA są siostry, księża, świeccy, którzy idą odmawiać różaniec przed kliniki aborcyjne. Czasem trafiają do więzień. To jest przykład. Trzeba pokazywać, gdzie jest życie, a gdzie jest śmierć. W Boliwii organizujemy kongresy, kursy, spotkania, aby uświadamiać ludzi. W małych grupach mówiliśmy, że trzeba mówić o rodzinie jako o czymś najpiękniejszym. Małżeństwo i rodzina to wielki i wspaniały kwiat, który się rozwijać, mimo trudności, które są zawsze. Synod, moim zdaniem, powinien pokazać małżeństwo jako piękne powołanie, jako niezbędną komórkę społeczeństwa, jako Kościół domowy. Oraz trzymając się nauczanie Kościoła, bronić rodziny przed ideologiami, które chcą ją zniszczyć. Rodzina jest przedmiotem ciągłego ataku. To czujemy w Ameryce Południowej i na całym świecie. Nie możemy, jako Kościół milczeć na ten temat, to byłby grzech zaniedbania.
Często słychać, że papież pochodzi z kontynentu, gdzie tylko dwa procent ludzi żyje w zdrowych sakramentalnych małżeństwach. Co na to biskup z Boliwii? – Takimi danymi posługują się ludzie, którzy mówią przeciwko rodzinie, zawsze podają takie niskie procenty. Papież wychował się w środowisko tzw. portenios, emigrantów włoskich i niemieckich, mieszkających w Buenos Aires, ma swoje doświadcznia. To trudne środowisko, gdzie są silne tendencje liberalne, żyją w konflikcie z resztą kraju. Nie wolno uogólniać. W Boliwii zawiera się mnóstwo małżeństw. W mojej diecezji jest taki przesąd, że ślub należy brać w roku parzystym. Dlatego w roku nieparzystym spada liczba zawieranych małżeństw. Ale w roku parzystym, w każdą sobotę od rana do nocy co półgodziny czy godzinę jest ślub. Nasi ludzie bardzo wierzą w to, że małżeństwo musi być pobłogosławione przez Boga, bo wtedy będzie szczęśliwe. Przygotowanie do małżeństwa, to jest pewien problem. Mówi się na synodzie, że powinno być dłuższe. Ale to nie jest kwestia ilości nauk, ale mądrego towarzyszenia narzeczonym. W Boliwii uczestniczy narzeczeni wybierają sobie tzw. padrino i madrino. To jest taka para „chrzestnych”, ale od małżeństwa. To powinno być wzorowe małżeństwo z dłuższym stażem, które może młodych sporo nauczyć, pomagają im zorganizować dom na pierwszym etapie małżeństwa, czasem także materialnie. Jeśli są jakieś konflikty mają obowiązek pomóc rozwiązać problem.