Nawiązując do słów bł. Pawła VI, abp Tomasz Peta z Kazachstanu (Astana) powiedział w swoim wystąpieniu, że na synodzie czuć swąd szatana. Oto jego komentarz dla GN do tych słów:
Ks. Tomasz Jaklewicz: Ksiądz arcybiskup zadziwił niektórych stwierdzeniem, że na sali synodalnej pojawił się swąd szatana. Jak rozumieć te słowa?
Abp Tomasz Peta: Jeśli w dyskusji pojawiają się głosy, żeby widzieć jakieś wartości w homoseksualizmie albo traktować konkubinat jako etap w dochodzeniu do sakramentu małżeństwa, to zapala się czerwone światło. Nie wolno tego lekceważyć. Tym bardziej, że żyjemy w świecie wielkiego zamieszania, gdy chodzi o pojęcia małżeństwa, rodziny i moralności seksualnej. Dlatego trzeba było reagować. Podobnie jest ze sprawą Komunii św. dla osób rozwiedzionych i żyjących w ponownych związkach. Proponowano, żeby dopuszczać tylko w niektórych wypadkach, tylko w wyjątkowych okolicznościach albo tylko na Wielkanoc. Jeżeli otworzyłoby się furtkę dla jednego przypadku, to pójdzie cała lawina. Takie opinie pojawiły się dlatego, że źle zrozumiano prośbę papieża, by mówić otwarcie i szczerze. Jeśli zaczynamy mówić otwarcie przeciwko doktrynie i Tradycji Kościoła (Tradycji pisanej z dużej litery, czyli tego co jest przekazem Bożego Objawienia), to musi się zapalić się czerwone światło w naszych sumieniach. A potem trzeba przejść do działania.
Wśród katolików może pojawić się zdziwienie, mogą być nawet zaszokowani, jak to możliwe, że wśród biskupów na synodzie pojawiają się opinie, które podważają naszą wiarę?
A czy szatan nie kusił nawet w wieczerniku podczas Ostatniej Wieczerzy? Był tam obecny, a przecież świętość wieczernika jest nieporównanie większa niż świętość zgromadzenia w auli synodalnej. A jednak on tam próbował działać i udało mu się skusić apostoła. Więc nie może nas dziwić wdarcie się nie-Bożych idei do dyskusji na synodzie.
Czy synod jest walką duchową?
Dwie linie były bardzo widoczne. Z jednej strony niezwykła pasja i wiele pięknych wypowiedzi, pełnych troski o małżeństwo i rodzinę, a z drugiej strony - wypowiedzi, w których było usprawiedliwianie się, że nie chcemy zmieniać doktryny, ale jednak były to wypowiedzi przeciwko doktrynie. Chodzi mi konkretnie o te trzy punkty, które wymieniłem (homoseksualizm, konkubinaty, Komunia św. dla osób w powtórnych związkach). Na sali synodalnej jest też „środek”, czyli część ojców, która się przygląda. Ona stanowi większość i nie zawsze rozpoznaje niebezpieczeństwo. Bo słyszą, że to jest tylko dyskusja, że jest to próba pomocy tym, którzy cierpią, bo nie mogą przystąpić do Komunii św. Ta „środkowa” część obserwuje. To trochę tak, jak na stadionie, gdzie jest 100 tys. ludzi, patrzą, komuś kibicują, ale o wyniku decyduje 22 graczy.
Co, zdaniem księdza arcybiskupa, powinno zostać powiedziane na koniec synodu?
Najważniejszym owocem synodu będzie powtórzenie nauki Chrystusa i Kościoła o małżeństwie. Nie da się nic nowego wymyślić. Jeżeli jasno przypomnimy to, co Jezus poprzez Kościół mówi o małżeństwie i rodzinie niezmiennie od 2 tysięcy lat, to wówczas damy wielką nadzieję nie tylko katolikom, ale całemu światu. Bo nie tylko wierzący oczekują owoców tego synodu, ale cały świat, świadomie czy nieświadomie. Nauka o rodzinie to jest przecież Dobra Nowina. Trzeba ukazać jej piękno. To, że Kościół trwa w wierności Jezusowi.