Jak wynika z sondażu opublikowanego w ostatnich dniach przez dziennik "Avvenire", trzy czwarte Włochów jest zdecydowanie przeciwna ustawie o związkach jednopłciowych. Wiele wskazuje na to, że niemałą rolę w osiągnięciu tego wyniku odegrały publiczne wystąpienia włoskich biskupów.
We Włoszech od miesięcy toczy się walka o legalizację związków partnerskich. Od dawna też towarzyszą jej uliczne demonstracje w obronie rodziny. Projekt włoski, oprócz możliwości zawierania związków cywilnych przez gejów czy lesbijki, dopuszcza jeszcze adopcję dzieci przez te pary. Ustawę chce przepchnąć za wszelką cenę centrolewicowy rząd Matteo Renziego.
Ustawę ostro krytykuje Kościół we Włoszech. I to od samego początku. Prasa coraz częściej cytuje wypowiedzi przewodniczącego episkopatu Włoch. - Co to za rząd, który marnuje tyle czasu i energii na tak nielogiczne kwestie, jak ustawa o związkach partnerskich? Rząd Matteo Renziego stawia tym samym do kąta tradycyjną rodzinę. A to ona jest filarem całego społeczeństwa!" - mówił wczoraj przewodniczący włoskiej konferencji biskupów abp Nunzio Galantino we włoskim Rai Tre.
W czasie bezpośredniej transmisji telewizyjnej programu "In mezz'ora" (W pół godziny) abp Galantino, znany z bezpośredniości i mocnego języka, apelował zarówno do katolików, jak i niewierzących: "Nie wolno nam rozłożyć rąk. Nie mamy prawa milczeć w kwestii rodziny i jej tradycyjnego, normalnego obrazu". Pytał też: "Czy legalizacja związków homo to taki ważny problem dla całego kraju? Co pomyśli o nas przybysz, który wyląduje na lotnisku w Rzymie i kupi pierwszą lepszą gazetę? Że straciliśmy tożsamość, że nie mamy innych poważnych spraw do załatwienia, jak legalizacja czyjegoś grzechu! Tymczasem chcę powiedzieć światu: Włosi nie chcą tej ustawy i nie podoba się nam to, co się dzieje i co robi rząd". I dodał: "Chcę, żeby politycy uświadomili sobie, że rodzina to nie tylko problem Kościoła, ale rzeczywistość wpisana w Konstytucję i społeczeństwo". Abp Galantino podkreślił, że wierzy, iż rząd Renziego nie doprowadzi do sytuacji, w której będzie musiał wkroczyć Watykan i sam papież.
Wypowiedzi arcybiskupa cytują dziś czołowe gazety nad Tybrem. Do tej pory stanowisko Kościoła w kwestiach społecznych nie było tam aż tak często przytaczane.