- Tylko przyglądaliśmy się temu, co działo się pod bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej. Nikt nikogo nie obrażał - mówił przed sądem świadek Dawid M.
Przed Sądem Rejonowym w Gdańsku 30 września odbyła się kolejna rozprawa odwoławcza od wyroku skazującego pomorskich narodowców Krzysztofa Przyborowskiego i Mateusza Ropelę. Jako że sąd nie mógł przesłuchać wszystkich świadków reprezentujących środowiska feministyczne, odroczył postępowanie do 9 listopada.
Przypomnijmy, że K. Przyborowski i M. Ropela w lipcu 2014 r. zostali skazani na karę miesiąca ograniczenia wolności oraz 40 godzin pracy na cele społeczne.
Zostali obwinieni o "przewodniczenie zgromadzeniu publicznemu zorganizowanemu bez wymaganego zawiadomienia oraz usiłowanie przeszkodzenia w przebiegu niezakazanego zgromadzenia". Wyrok został wydany w trybie nakazowym, bez podania uzasadnienia.
Członkowie RN nie zgodzili się z decyzją sądu i odwołali się od wyroku.
Wyrok dotyczył wydarzeń z 8 marca 2014 roku, kiedy obaj mężczyźni mieli zakłócić tzw. trójmiejską manifę, zorganizowaną z okazji Dnia Kobiet przez przedstawicieli środowisk lewicowych.
Uczestnicy feministycznej manifestacji, w tym Robert Biedroń, obecny prezydent Słupska, rozpoczęli swój przemarsz sprzed Złotej Bramy w Gdańsku, kierując się w stronę Stoczni Gdańskiej.
Na niesionych przez manifestujących transparentach można było znaleźć m.in. hasła: "Edukacja seksualna bez wstydu" czy "21 lat zakazu aborcji. I to ma być Solidarność?".
W tym samym dniu przed Ratuszem Głównego Miasta zebrała się grupa osób skandująca hasła nawołujące m.in. obrony życia, rodziny i małżeństwa, jako związku kobiety i mężczyzny. Manifestacja środowisk narodowych - podobnie, jak trójmiejska manifa - była zorganizowana legalnie.
- Po rozwiązaniu naszej legalnej manifestacji ja z ciekawości postanowiłem pójść dalej i przyjrzeć się bliżej przemarszowi, który kończył się na pl. Solidarności - wyjaśnia K. Przyborowski, student gdańskiej politechniki, organizator kontrmanifestacji.
Przed historyczną bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej, w otoczeniu Trzech Krzyży, przed wizerunkiem Matki Bożej, uczestnicy trójmiejskiej manify odczytali hasła odwołujące się do 21 postulatów "Solidarności". Pierwszym punktem listy było: "Przywrócić prawo do aborcji".
- To było oburzające, dlatego razem z innymi postanowiliśmy zaprotestować, ale nie łamiąc przy tym prawa. Ustawiliśmy się w grupkach nie większych niż 14 osób na skraju pl. Trzech Krzyży. Skandowaliśmy hasła: "Wielka Polska katolicka", "Małżeństwu, rodzinie, życiu - tak!". Takie działanie jest legalne i nie wymaga wcześniejszego zgłoszenia - tłumaczy pan Krzysztof.
W pewnym momencie grupy demonstrantów zostały odgrodzone kordonem policji. - Funkcjonariusze zaczęli zacieśniać swoje szeregi. Chcieli zbić nas w jedną grupę, aby móc przedstawić zarzut nielegalnego zgromadzenia. Później spisali nasze nazwiska - relacjonuje Krzysztof. Po zakończeniu manifestacji policja złożyła zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.
Przed sąd trafili tylko Krzysztof i Mateusz, których policja uznała za organizatorów kontrmanifestacji.
K. Przyborowski i M. Ropela wierzą, że następna rozprawa będzie ostatnią, bo zostaną uniewinnieni. - Jesteśmy już bardzo zmęczeni całą tą sytuacją - przyznaje K. Przyborowski.