Prezydent RP spotkał się we wtorek w Krakowie z Kolindą Grabar-Kitarović, prezydent Republiki Chorwacji.
Andrzej Duda zdecydował się ugościć panią prezydent Grabar-Kitarović w swoim rodzinnym mieście. Dzień rozpoczęli nieformalnym śniadaniem.
Oboje mają wiele wspólnego. Są niemal rówieśnikami, pochodzą z tego samego chrześcijańskiego zaplecza ideowego, przez co "postępowa" zachodnia prasa z przekąsem pisze o nich jako o politykach "narodowo konserwatywnych". Mało kto spodziewał się ich wygranej w wyborach prezydenckich, oboje dopiero w tym roku objęli urząd (pani prezydent w lutym br.).
Prezydent Grabar-Kitarović i prezydent Duda mają doświadczenie w polityce europejskiej, znają Brukselę z autopsji. Nasz prezydent był europosłem, natomiast Kolinda Grabar-Kitarović - ministrem ds. integracji europejskiej, a później ministrem ds. zagranicznych. Oboje wierzą w silne, niepodległe państwa oraz sens mocnego sojuszu w regionie między Adriatykiem a Bałtykiem.
Symbolicznym umocnieniem tego polsko-chorwackiego fundamentu było wzruszające spotkanie w Katedrze Wawelskiej. Oboje najpierw złożyli kwiaty u grobu Józefa Piłsudskiego i Lecha Kaczyńskiego, a następnie przed marmurowym sarkofagiem króla Władysława Warneńczyka (jak wiadomo sarkofagiem symbolicznym, pustym w środku), stojącym w głównej nawie katedry. Było to bardzo symptomatyczne, bowiem głowy państw podczas wizyt na Wawelu nie zatrzymują się w tym miejscu - to był pierwszy raz, na życzenie strony chorwackiej. I jak wszystko w sferze dyplomacji, miało swoje znaczenie oraz cel.
Przypomnijmy, że król Władysław III tytułował się królem Polski, Węgier, Dalmacji, Chorwacji, Raszki (czyli Serbii), Bułgarii i Slawonii (dzisiejsza część Chorwacji). Chorwaci oddali w ten sposób hołd także swojemu dawnemu monarsze, a z drugiej strony przypomnieli jaką potęgę Polska stanowiła w XV w.
Król Władysław III, nazwany później Warneńczykiem, przystąpił do zwołanej przez papieża Eugeniusza IV krucjaty przeciwko Turkom prącym wówczas coraz silnej na kontynent europejski. Nasz król walczył wspomagany przez oddziały węgierskie i właśnie chorwackie. Resztę Europy nie zainteresowała wówczas inwazja islamu; cóż więc dziwnego, że zaledwie 50 lat później padł Konstantynopol, a Turcy coraz głębiej wkraczali na Półwysep Bałkański, sięgali po Węgry.
Modlitwa i złożenie wieńca przed sarkofagiem tego wspólnego Polakom i Chorwatom władcy, który chciał się przeciwstawić inwazji islamu - i uczynił to, choć sam poległ - w dzisiejszym kontekście geopolitycznym trudno nie odczytać jako znak.