Mam świadomość obietnic, które złożyłem, one nie są trudne do dopełnienia - przekonywał prezydent Andrzej Duda w przemówieniu przed Pałacem Prezydenckim. To bzdury, że nie da się w Polsce obniżyć wieku emerytalnego i podnieść kwoty wolnej od podatku - mówił.
"Mam świadomość obietnic, które złożyłem. One nie są trudne do dopełnienia. Nie słuchajcie państwo tego, co opowiadają, że się nie da w Polsce obniżyć wieku emerytalnego, że nie da się podnieść kwoty wolnej od podatku, bo się budżet zawali. To bzdury" - powiedział Duda.
"To są bzdury. Wystarczy zacząć naprawiać polską gospodarkę, a tak naprawdę pieniądze z tego systemu znajdą się natychmiast" - dodał.
Duda mówił też o sytuacji w Polsce. "Tracimy nasz kraj, gdy znikają kolejne instytucje, czy to połączenia komunikacyjne, instytucje kultury, szkoły, muzea, domy kultury" - podkreślił.
Duda przypomniał, że w czwartek rano przed Zgromadzeniem Narodowym mówił o wzajemnym szacunku, współdziałaniu i tworzeniu wspólnoty. "Mówię o tym bardzo mocno od dłuższego czasu także dlatego, że to państwo mi mówiliście na naszych spotkaniach, że to jest dziś tak bardzo potrzebne, że to wam się marzy" - podkreślił.
"Myślę, że rzeczywiście bardzo nam potrzeba takiej swoistej odnowy i to nie takiej, byśmy się zbierali razem tylko w momentach kryzysowych, kiedy jesteśmy zgnieceni przez komunę i wybucha Solidarność, kiedy umiera nasz Ojciec Święty, nasz Jan Paweł II, (...). Dlaczego to się dzieje tylko wtedy, kiedy jest kryzys, tylko wtedy, kiedy Polakom łamią się serca?" - pytał prezydent. "Tak jak tu, pod tym Pałacem 10 kwietnia i w dniach następnych ludzie różnych poglądów przyjeżdżali, byli razem, modlili się, płakali, potrafili stać po kilkanaście godzin w kolejce, by pokłonić się parze prezydenckiej. Wtedy umieliśmy być razem, potem znowu ktoś nas podzielił" - mówił.
"Ja wierzę w to, że jesteśmy w stanie to przełamać i że wcale nie musi być tak, że podział będzie nagle znikał, kiedy coś się stanie, kiedy dojdzie u nas do jakiejś tragedii, gdy mamy złamane serca" - oświadczył.
Duda podziękował przybyłym przed Pałac Prezydencki za obecność. "Bardzo wam dziękuję, nie spodziewałem się, że w tę koszmarną gorącą pogodę przyjdziecie powitać mnie tu przed Pałacem Prezydenckim tak licznie. (...) To dla mnie ogromne wsparcie" - powiedział Duda. Tłum skandował przed Pałacem: "witaj w domu".
"Ja nie żartowałem, że ten Pałac będzie otwarty. Będzie otwarty na wszystkie duże inicjatywy społeczne, które są reprezentatywne. Bo oczywiście prezydent nie jest w stanie przyjąć każdego obywatela, ale reprezentatywne grupy społeczne i inicjatywy - tak. Pałac Prezydencki będzie na nie otwarty" - zapewnił Andrzej Duda w swoim wystąpieniu na zakończenie uroczystości inaugurujących prezydenturę.
Jak powiedział przed Pałacem Prezydenckim, trzeba dyskutować o postulatach obywatelskich, bo "ludzie muszą wreszcie mieć poczucie, że mają coś do powiedzenia w swoim państwie".
Duda przekonywał, że naprawa Rzeczypospolitej jest "konieczna we wszystkich dziedzinach życia" i "to jest sprawa najtrudniejsza". Do tego potrzebna jest jedność, bo zniszczyć, podzielić, burzyć jest łatwo, a odbudować, podnieść jest bardzo trudno - dodał prezydent.
Jak mówił, przed Polakami jest "ogromne zadanie". Mam świadomość trudności i mam świadomość tego, że jeżeli się nie sprawdzę, nie dam rady, to będę prezydentem pięć lat i odejdę z żalem i wstydem - deklarował. Ale - jak podkreślił - do tej pory zawsze mu się udawało. I nie widzę powodu, by tym razem nie miało mi się udać - zaznaczył prezydent.
Zapowiedział, że będzie apelował i wychodził z inicjatywami. Proszę tylko, byście mnie wspierali - zwrócił się do zebranych przed Pałacem Prezydenckim.
Majowe wybory prezydenckie - zdaniem Dudy - przywróciły Polakom morale i pokazały, że można pielęgnować demokrację. "Naprawa Rzeczypospolitej jest możliwa. Ja wierzę w to głęboko i wierzcie mi, będę pracował, zrobię wszystko, co w mojej mocy, by to, co obiecałem i więcej, zrealizować" - zapewnił.
Dziękował zgromadzonym za spotkanie. "Wszystko się uda, zobaczycie! Tylko musimy tego chcieć i musimy wierzyć! Do zobaczenia!" - zwrócił się do tłumu zebranych.
Pan Henryk przyjechał na zaprzysiężenie aż z Chicago. W USA mieszka już 34 lata:
- Kocham swój kraj, ale ostatnio to było mi wstyd za naszych rządzących. Bez klasy. Teraz prezydentem został człowiek obyty, młody. Wykształcony. Polska może tylko na tym skorzystać.
Pan Henryk przywitał samochód z prezydentem, który akurat przyjechał pod Pałac Prezydencki. Tłum klaszcze i skanduje: "Witaj w domu!"
- Tak radośnie tu nigdy nie było! Jakiś duch w narodzie znowu - z emfaza mówi pani w niebieskim kapeluszu.
Tłum przechodzi - powoli, bo ludzi ogromna liczba - w kierunku Placu Piłsudskiego. Żar się leje z nieba, wody na placu nikt nie roznosi, kurtyn wodnych też brak.
- Wtrzymamy! Dla prezydenta warto - buńczucznie zapewniają panie Janina i Klara z Warszawy.
Zbliża się prezydent Andrzej Duda, poprzedzają go ułani na koniach:
- Brawo, panowie ułani. Brawo panie prezydencie.
Godzinę później, po zakończeniu prezydenckiego przemówienia, prezydent piechota wraca do pałacu prezydenckiego. Towarzysza mu mieszkańcy Warszawy i przyjezdni. Idą krok w krok, każdy chce zdjęcie. Widać, że prezydent mocno zmęczony, ale i wzruszony.
Pod pałacem nie milkną brawa i śpiewy. I przed prezydenckim wystąpieniem, i po nim. I "sto lat" intonuje kapela - młodzież w regionalnych strojach. Atmosfera sielanki i radości, której Warszawa nie pamięta.
- No, a teraz czego go wielka praca. Miejmy nadzieje, że on nas nie oszuka - pan Włodzimierz myśli głośno. Zbyt głośno.
- No jak! On ma oszukać? On jest nasz! Co pan gadasz... - kilka osób mocno ruga pana Włodzimierza. Który się tylko uśmiecha.