Polityk ma kierować się wizją, a nie telewizją.
Skończyła się kadencja „prezydenta wszystkich Polaków”. I rzeczywiście każdy Polak mógł w prezydenckiej działalności Bronisława Komorowskiego znaleźć coś dla siebie. Katolicy – bo chodził do kościoła, ateiści – bo nic z tego chodzenia nie wynikało. Obrońcy życia ludzkiego – bo deklarował, że zawsze jest za życiem, aborcjoniści – bo popierał „kompromis” aborcyjny, zezwalający na legalne zabijanie niektórych dzieci. Patrioci – bo promował godło narodowe, „internacjonalna lewica” – bo to był orzeł z czekolady. „Antysemici”, bo oburzał się na szefa FBI sugerującego udział Polaków w Holocauście, „filosemici” – bo w kontekście mordu Żydów w Jedwabnem pisał o Polakach jako narodzie sprawców. Obrońcy rodziny – bo opowiadał się za wartościami rodzinnymi, homolobbyści – bo mówił, że „w stopniu maksymalnym należy osobom będącym w związkach wszelakich ułatwić egzystencję”. I tak dalej.
No po prostu ideał. Wszyscy Polacy powinni zatem być zadowoleni. Więc czemu przegrał wybory? Hm… a może to dlatego, że żaden Polak nie ma poglądów wszystkich Polaków? Może dlatego, że trudno pić herbatę, którą się słodzi, a potem zaraz „dla równowagi” soli? Może dlatego, że ludzie chcą po prostu konkretnego człowieka, a nie wersję kompromisową poglądów własnych i swoich przeciwników?
Jeśli, jak twierdzi Salon, Komorowski jest wzorem prezydenta, bo wyrażał aspiracje „wszystkich Polaków”, to właściwie nie wiadomo, po co w ogóle wybierać prezydenta-człowieka? Niechby był automat. Maszyna gromadziłaby dane na temat poglądów Polaków w danej kwestii, a elektroniczny prezydent wydawałby decyzje, orędzia, odezwy i apele o treści uśrednionej, będącej wypadkową opinii społecznej na każdy temat. Zgłaszałby inicjatywy ustawodawcze, a nawet mógłby wetować projekty, ale nigdy z własnego przekonania (no co wy: automat z przekonaniami?) za to zawsze z klucza: „A co o tym sądzi większość ankietowanych?”.
Z takiego prezydenta wszyscy są zadowoleni… średnio. Bo to ani on ostry, ani łagodny, ani on emocjonalny, ani opanowany, ani on zimny, ani gorący. Mogłoby się wydawać, że społeczeństwo najchętniej wybierze właśnie kogoś takiego, bo podobno większość nie lubi „skrajności”. A jednak okazało się, że „wersja kompromisowa” człowieka jest nie do strawienia dłużej niż na jedną kadencję.
Teraz mamy nowego prezydenta. Ludzie „postępu” natychmiast po wyborze podnieśli krzyk, że Andrzej Duda nie będzie prezydentem wszystkich Polaków – bo, na przykład, „nie ukrywa swojej wiary”. I ogarnęło ich przerażenie, i dalejże bić na trwogę, bo oto oszalali Polacy wybrali prezydenta, który nie tylko ma poglądy, ale – zachodzi obawa – zechce ich użyć.
Oby mieli rację. Bo na ważne stanowiska wybiera się ludzi, a nie automaty, właśnie dlatego, że mają wizję i chcą ją realizować. Nie ma takich, co nie kierują się niczym. Jeśli nie wierzą Ewangelii (zwłaszcza gdy podają się za katolików), pójdą na usługi zgubnych ideologii, które też są formą religii, tylko fałszywych.
Dość przywódców, którzy zamiast ludzi prowadzić, wloką się za nimi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.