Dotąd PiS-em straszono wyborców. Ale tak na serio rządów tej partii powinni się bać głównie bankowcy i zagraniczne sieci handlowe.
Prawo i Sprawiedliwość zadbało, by na niedawnej konwencji programowej składać nie tylko obietnice, ale i wskazywać źródła, z których pochodzić będą pieniądze na ich realizację. O ile hasło „uszczelnienia systemu podatkowego” może brzmieć dość ogólnikowo i trudno odpowiedzialnie przeliczyć je na złotówki, o tyle opodatkowanie banków i hipermarketów to konkret. W dodatku przetestowany już przez Viktora Orbána na Węgrzech. Choć na początku odbywało się to przy wtórze ostrych sprzeciwów Brukseli i europejskich instytucji finansowych, to w tegorocznym raporcie Międzynarodowy Fundusz Walutowy pochwalił Węgry za „skuteczną politykę makroekonomiczną”. Ten stosunkowo niewielki kraj od wprowadzenia we wrześniu 2010 r. podatku bankowego tylko z tego tytułu uzyskał przychody w wysokości równej kwocie 11,5 mld zł. W Polsce szacunki mówią o takich wpływach już po dwóch latach. Viktor Orbán specjalną daninę nałożył na większość zachodnich korporacji. Oprócz banków i hipermarketów opodatkowane zostały firmy energetyczne i telekomunikacyjne. PiS – wbrew obiegowym opiniom o radykalizmie tej partii – zachowuje tu większy umiar. A propozycje nie służą jedynie pozyskaniu pieniędzy potrzebnych na bonusy dla rodzin, ale „wyrównaniu szans na rynku dla polskich podmiotów” – jak wyjaśnia poseł Paweł Szałamacha, jeden z autorów ekonomicznego programu partii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.