- Moje poparcie dla Komorowskiego to był odruch serca - mówi aktor tygodnikowi "wSieci". Dodaje, że jego zaangażowanie w kampanie wyborcze się wyczerpało.
W rozmowie z Marcinem Fijołkiem Tomasz Karolak wyjaśnia, że jego pojawienie się w kampanii prezydenckiej Bronisława Komorowskiego było w pewnym sensie spłaceniem długu wdzięczności. Kiedy w 2010 roku Karolak tworzył teatr IMKA, sponsorzy zaczęli się wycofywać i sytuacja wyglądała źle, na premierze "Dzienników" Gombrowicza, którą przygotował jego zespół, pojawił się prezydent i wtedy o teatrze zrobiło się głośno. W ostatniej kampanii prezydenckiej, kiedy Bronisław Komorowski był w rozpaczliwej sytuacji, Tomasz Karolak postanowił pospieszyć z pomocą.
I znów zrobiło się głośno. W programie Tomasza Lisa prowadzący i aktor zacytowali fikcyjny profil Kingi Dudy, córki Andrzeja Dudy, na którym padła deklaracja, jakoby Andrzej Duda, gdy zostanie prezydentem, odda statuetkę Oskara przyznaną filmowi "Ida".
Później Lis przepraszał za tę sytuację. Tomasz Karolak w wywiadzie na łamach tygodnika wSieci też przyznaje, że w tej sprawie było mu "bardzo głupio i przykro". "Dlatego uznałem, że trzeba solidnie i szczerze za wszystko przeprosić, co zresztą natychmiast zrobiłem" - powiedział. "Mogę przeprosić ponownie na państwa łamach, jeśli ma to w czymś pomóc" - dodał.
Przyznał też, że na wzięciu udziału w kampanii Bronisława Komorowskiego jego zaangażowanie tego typu się wyczerpuje. Krytycznie też odniósł się do niektórych działań PO. Mówił np. o sprawie sześciolatków. "Posłałem córkę w wieku sześciu lat do szkoły - szkoda słów. I szkoda, że nie było na ten temat referendum" - mówił. O aferze taśmowej powiedział, że "to masakra". Krytykował też podejście polityków do spraw związanych z kulturą: "... niech członkowie wszystkich partii politycznych uderzą się w piersi - ludzie kultury są dla nich najważniejsi w czasie kampanii. Potem o sztuce się zapomina" - powiedział.