Jutro 8 lipca wieczorem naszego czasu Franciszek opuści Ekwador i uda się do La Paz, gdzie mieści się siedziba rządu i parlamentu Boliwii. La Paz jest najwyżej położoną metropolią świata – znajduje się na wysokości 3600 metrów.
Na trasie przejazdu papieża z lotniska Al Alto do centrum miasta będą go witać między innymi wierni parafii św. Jakuba Apostoła w ubogiej dzielnicy Munaypata. Tamtejszy proboszcz ks. Andrea Mazzoleni powiedział Radiu Watykańskiemu, że ludzie należący do jego parafii pracują na roli, większość to drobni handlowcy.
„Wszyscy okazują zainteresowanie tą wizytą. Nawet ci, którzy zazwyczaj trzymają się z daleka od parafii, też są zaciekawieni, chcą chociażby zobaczyć papieża i często mówią: «To jeden z naszych», co znaczy, że to jest Papież z Ameryki Łacińskiej. Starsi pamiętają bardzo dobrze wizytę Jana Pawła II w 1988 r. Był on wtedy kilka dni w Boliwii, odwiedził wiele miejsc. Tym razem papież będzie zaledwie cztery godziny w La Paz, a potem leci do Santa Cruz, gdzie będzie półtora dnia. To jasne, że radość jest tym, czym naród Boliwii chce się podzielić z papieżem. Mamy tu liczną młodzież i wiele dzieci, które wyrażają tę radość. Oczywiście nie brak też problemów, kraj jest zacofany, rozwija się powoli. Mam nadzieję, że ta wizyta pomoże wszystkim wiernym wzmocnić swoją wiarę. Wiara moich parafian jest prosta i to jest piękne. Jednak kiedy wiara jest prosta, może też ulegać rozmyciu. Wśród ludzi jest wielkie zamieszanie między wiarą a «pachamama». «Pachamama» w języku keczua oznacza wszystko to, co jest związane z pojęciem Matki Ziemi. Większość ludzi jest tu związana z tą piękną kulturą Matki Ziemi. Niestety powoduje to też zamieszanie. Istnieją pewne kulty, obrzędy, które traktują Ziemię jako boginię, a nie jako stworzenie. W związku z tym myślę, że wizyta papieża może pomóc moim parafianom wzmocnić swoją wiarę” - ma nadzieję ks. Mazzoleni.