Przeciwnicy szczytu G7 w Elmau w bawarskich Alpach kontynuują w niedzielę akcję protestacyjną przeciwko spotkaniu siedmiu najbardziej wpływowych państw Zachodu. Uczestnicy protestu blokowali przed południem drogi dojazdowe i linię kolejową.
Kilkanaście osób zablokowało drogę B2 w Garmisch-Partenkirchen oddalonym o niecałe 10 km w linii prostej od miejsca obrad - zamku Elmau. Uczestnicy blokady trzymali plakat z napisem "Dostrzegamy jedynie zastraszanie, izolację i samowolę". Policja przerwała po godzinie blokadę wynosząc protestujących poza jezdnię. Pięć osób zostało zatrzymanych.
W Oberau przed Garmisch około 60 osób usiłowało zablokować tory kolejowe. Ruch pociągów został na pewien czas zawieszony - podała agencja dpa. Interweniowała policja.
300 demonstrantów wyruszyło przed południem z Garmisch w kierunku Elmau. Podobne marsze wyszły z kilku innych miejscowości.
Miejsce obrad - zamek Elmau jest odizolowany od świata. Sąd w Monachium odwołał wydane wcześniej pozwolenie na demonstrację 50 osób w pobliżu zamku.
Podczas marszu protestacyjnego w sobotę doszło do incydentów, w których obrażenia odnieśli zarówno policjanci, jak i uczestnicy marszu.
Pomimo apeli organizatorów o spokój grupki ubranych na czarno ekstremistów sprowokowały potyczki z policjantami, eskortującymi maszerujących przez alpejski kurort demonstrantów.
Jak twierdzi policja, awanturujący się użyli gaśnicy pianowej przeciwko funkcjonariuszom i zaatakowali ich drzewcem od transparentu. Siły porządkowe użyły pałek i gazu łzawiącego. Podczas przepychanek w kierunku policjantów rzucono butelkę i dwie świece dymne - podała agencja dpa. Organizatorzy obarczyli policję odpowiedzialnością za incydent. Jak poinformowali, kilku uczestników marszu doznało obrażeń w wyniku interwencji.
Przeciwnicy G7 uważają, że grupa siedmiu państw jest "samozwańczym i niedemokratycznym" gremium, niezdolnym do rozwiązania palących problemów współczesnego świata.