W niedzielę o godzinie 7 rano (czasu polskiego) rozpoczęły się w Turcji wybory parlamentarne. Rządząca od 13 lat Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) będzie próbowała zyskać przewagę pozwalającą na zmianę systemu rządów na prezydencki.
W tym celu ta islamska partia prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana, którą rządził przez 10 lat, musi uzyskać większość 2/3 w parlamencie (367 mandatów), co pozwoli jej na samodzielną zmianę konstytucji. Jeśli zdobędzie 330 mandatów, będzie mogła przeprowadzić referendum w sprawie zmiany ustawy zasadniczej.
W sondażach przedwyborczych AKP miała 40-42 procent poparcia, czyli miej niż w poprzednich wyborach. Popularność AKP przygasła pod wpływem spowolnienia gospodarki, a także krytyki pod adresem Erdogana, oskarżanego o autorytaryzm.
Choć największym opozycyjnym ugrupowaniem jest Partia Ludowo-Republikańska (CHP), zrzeszająca świeckich wyborców o przekonaniach socjaldemokratycznych, jednak języczkiem u wagi w obecnych wyborach jest wynik prokurdyjskiej Ludowej Partii Demokratycznej (HDP) - jeśli przekroczy ona 10-procentowy próg wyborczy, AKP nie zdoła uzyskać 330 mandatów. Jeśli nie przekroczy, AKP zyska mocną większość.
Prokurdyjskie ugrupowanie startuje po raz pierwszy jako partia polityczna, a nie jak do tej pory wystawiając tylko niezależnych kandydatów.
Według obserwatorów tureckiej sceny politycznej, jeśli HDP nie przekroczy progu wyborczego, może to doprowadzić do upadku kulejących od dłuższego czasu negocjacji pokojowych prowadzonych przez rząd turecki z Partią Pracujących Kurdystanu (PKK), wpisaną zarówno przez Stany Zjednoczone jak i UE na listę organizacji terrorystycznych.
Lokale wyborcze czynne będą do godziny 16; wyniki mają być znane wieczorem. Uprawnionych do głosowania jest ok.54 mln obywateli.