Zieloni z Berlina przez wiele lat tolerowali w swoich szeregach osoby skazane za pedofilię.
Jeszcze w połowie lat 90-tych w berlińskich strukturach Partii Zielonych funkcjonowali pedofile – wynika z raportu przedstawionego przez wewnątrzpartyjną komisję badawczą. Wskazuje ona trzech polityków, którzy należeli do tego politycznego obozu, mimo iż wiadomo było, że byli skazani za molestowanie nieletnich. Jeden z nich, Fred Karst, wstąpił do Alternatywnej Listy (poprzednik Zielonych w Berlinie Zachodnim) w 1983 roku – nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że od trzech lat odsiadywał pięcioletnią karę pozbawienia wolności za molestowanie chłopców. Za kratki trafił ponownie w 1986 roku, tym razem na trzy lata. W 1992 roku założył grupę „Starzy i młodzi”, która propagowała legalizację pedofilii. Zieloni pożegnali się z nim dopiero w 1996 roku, kiedy po raz trzeci został skazany za molestowanie nieletnich. Inny przypadek, Dieter F. Ullman, kandydował nawet z poparciem AL zza kratek do parlamentu Berlina.
Dlaczego było to możliwe? Zieloni definiowali siebie jako reprezentanci różnych mniejszości. Poparcie dla stosunków seksualnych z nieletnimi było w latach 80-tych XX wieku w tym środowisku tolerowane. Także jeden z liderów ugrupowania, Daniel Cohn-Bendit, w swojej książce opisywał odkrywanie seksualności przez małe dziewczynki. Przypadek berliński był jednak wyjątkowy, gdyś tylko w strukturach z obecnej stolicy Niemiec postulaty pedofilskie były tolerowane jeszcze 20 lat temu. Zieloni zajęli się badaniem sprawy po tym, jak w maju 2013 roku tygodnik „Der Spiegel” doniósł, że w latach 80-tych Zieloni finansowali wewnątrzpartyjną „Federalną Grupę Roboczą Homoseksualiści, Pederaści i Transseksualiści”, która otwarcie opowiadała się za legalizacją seksu z dziećmi. Partia chce wypłacać odszkodowania dla osób, które mogły być molestowane przez jej byłych członków.