Nowa instrukcja WHO o nazewnictwie nowych schorzeń pełna jest "antydyskryminacyjnych" niespodzianek.
Kto czytał kiedykolwiek książki o Dzikim Zachodzie, wie, że od czasu do czasu bohaterowie zapadali na chorobę zwaną gorączką plamistą Gór Skalistych. Choroba nazwę swoją wzięła od rejonu w USA, w którym się rozprzestrzenia z powodu kleszczy roznoszących tę dolegliwość. Gdyby została odkryta dziś, nie mogłaby już się tak nazywać.
Oto bowiem WHO wydała 8 maja nową instrukcję dotyczącą tego, jak mają się nazywać odkrywane choroby, a raczej jak nazywać się nie powinny. Magazyn naukowy Science poinformował na swojej stronie internetowej, że nowe nazwy chorób nie mogą w żaden sposób dyskryminować ludzi, regionów geograficznych, a nawet zwierząt. Mają być jak najbardziej neutralne, by nie naruszały niczyjego dobra, nie godziły w handel czy turystykę.
Wśród takich niepoprawnych nazw jest choćby Ebola, która to swoje miano wzięła od rzeki w Demokratycznej Republice Konga. Małpia ospa czy świńska grypa też nie są właściwe. Ta druga przede wszystkim godzi w "dobre imię" prosiaków, na których mięso wiele krajów wprowadziło embargo. Zdaniem WHO powodem są między innymi wynikające z nazwy choroby uprzedzenia.
Science przypomina, że w kwestii nazw chorób trwa przeciąganie liny już od dawna. Przykład? Gdy o AIDS dopiero robiło się głośno, tę chorobę określało się skrótem GRID (gay-related immune deficiency - zespół niedoboru odporności gejów).
Dziś nazwy chorób mogą psuć nie tylko samopoczucie różnych grup, ale też turystykę, bo kto chciałby odwiedzić wspomniane Góry Skaliste, skoro tam grasuje plamista gorączka? Albo komu będzie się chciało pojechać do Marburga w Niemczech, skoro od tego miasta bierze wirus powodujący paskudną krwotoczną gorączkę marburską?
Taka jest logika WHO. Badacze pytani o opinię w tej sprawie zastanawiają się, jak zatem nazywać nowe choroby. Martwią się nie tylko, że w podręcznikach będzie nudno, ale też że jeśli wprowadzi się zupełnie neutralne nazewnictwo powiązane z nazwami patogenów, trudno będzie zapamiętać i skojarzyć różnice między chorobami. Tak np wspomniana choroba marburska nazywałaby się filowirusową gorączką krwotoczną 1, a Ebola filowirusową gorączką krwotoczną 2.
Spece z WHO radzą używanie akronimów jak np SARS (ang Severe Acute Respiratory Syndrome – Zespół ostrej ciężkiej niewydolności oddechowej) lub numerów dla chorób. Tylko co to powie pacjentowi, który się dowie, że zachorował np na groźną chorobę numer 153?