Ok. 10 metrów chodnika wydrążył nocą z niedzieli na poniedziałek kombajn, dzięki któremu ratownicy chcą dotrzeć do dwóch górników zaginionych po wstrząsie w kopalni "Wujek". Z powierzchni kontynuowała też pracę wiertnica.
"Kombajn wydrążył chodnik do odległości 166. metra, licząc w linii prostej od wejścia do wyrobisk. Wiertnica pracuje, jest poniżej 174. metra" - przekazał w poniedziałek rano rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego, do którego należy kopalnia, Wojciech Jaros.
Trwająca dziesiątą dobę akcja to następstwo wstrząsu, do którego doszło w ubiegłą sobotę po północy w tzw. ruchu Śląsk - rudzkiej części kopalni "Wujek". Wstrząs był skutkiem odprężenia górotworu na głębokości ok. 1050 m. Z zagrożonego rejonu wycofano pracowników; dwóch górników przebywających w zagrożonym rejonie nie zgłosiło się.
Wstrząs spowodował ogromne zniszczenia w wyrobisku, m.in. jego znaczne zaciśnięcie i wypiętrzenie podłoża. Zmierzający po górników ratownicy posuwali się bardzo wolno, przebijając się przez rumowisko skalne i zniszczone części maszyn. Dlatego zdecydowano o drążeniu nowego chodnika, który pozwoli dotrzeć do zaginionych, i wykonaniu pionowego odwiertu, który ma szansę szybciej sprawdzić niedostępny rejon.
Używany do drążenia chodnika kombajn rozpoczął pracę pod ziemią w środę. Po zwiezieniu urządzenia pod ziemię i zmontowaniu go w pobliżu rejonu akcji ratownicy dotarli nim do miejsca, w którym musieli już skręcić w prawo i zacząć wiercenie w węglu. Po pewnym czasie skręcili w lewo, tak by drążony chodnik przebiegał równolegle do dwóch istniejących wyrobisk.
W sobotę rano W. Jaros informował, że do tego czasu kombajn wydrążył w węglu 30 metrów chodnika i był wówczas na wysokości 127. metra, przyjmując poziom wejścia do wyrobisk za punkt zero. W niedzielę wieczorem dotarł do 154-155. metra, rano był to już 166. metr. Wiadomo, że do 174. metra wyrobiska centralnego - dokąd dotarli ratownicy, przebierając rumosz ręcznie - i dalej, wyrobisko jest zaciśnięte.
Po minięciu granicy 174. metra z nowego chodnika co kilkanaście metrów wykonywane będą odwierty dla sprawdzenia, czy ratownicy minęli zaciśnięte miejsce. Gdyby okazało się, że można wrócić do wyrobiska, z którego ruszył kombajn, tak się stanie. Od początku wejścia do wyrobisk do ściany jest ok. 500 metrów.
W czwartek nad ranem od strony powierzchni ruszyła też wiertnica i do sobotniego wieczora wydrążyła otwór do ok. 170 metrów. Do tej głębokości osadzono w nim rurę, wokół której następnie wpuszczono cement. Gdy wysechł, w nocy można było wrócić do wiercenia.
Według wcześniejszych informacji, do głębokości 250 metrów, gdzie w wierceniu przeszkadzać może głównie woda, osadzana ma być rura o średnicy 311 mm. Niżej otwór będzie przechodził przez warstwę karbonu, gdzie możliwe są woda, kawerny (pustki), uskoki i skały o różnej twardości. Na tym odcinku osadzona będzie rura o średnicy 171 mm. Na końcu przewidziano rurę o średnicy 114 mm.
Otwór ma kończyć się w okolicy skrzyżowania chodnika podścianowego i przecinki (czyli wyjścia ze ściany). W tamtym rejonie - na podstawie ustaleń dotyczących ostatnich chwil przed wstrząsem - z dużym prawdopodobieństwem mogą znajdować się poszukiwani. Ze względu na zabudowane w ścianie i wokół niej urządzenia to też jedyne miejsce, gdzie jest możliwość dowiercenia się.
W piątek przedstawiciele Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Łodzi podali, że ratownicy z "Wujka" zapowiedzieli im prośbę o pomoc. Łódzkie Wodociągi mają jedyne w Polsce urządzenie do telewizyjnej inspekcji studni głębinowych, które może pracować do głębokości tysiąca metrów. Jego kamera jest zdalnie sterowana z powierzchni. Wodociągowcy zapowiedzieli, że przyjadą.
Wstrząs i akcja ratownicza wyłączyły jedną ścianę z wydobycia. Ruch Śląsk wydobywa obecnie węgiel na dwóch ścianach - na poziomie 865 m i 1050 m.