Poseł PiS Bartosz Kownacki zaprzeczył, by opublikowane dziś stenogramy z kokpitu tupolewa, który uległ katastrofie w Smoleńsku, były czymś nowym. Poseł zauważył, że słowa, które znalazły się w publikacji RMF, znalazły się na jednym z blogów w styczniu 2014 roku.
"Stenogramy są pisane cyrylicą. Są pisane na zlecenie Putina i wpisują się w tę narrację, którą wcześniej zapisała nam pani Anodina (przewodnicząca Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego MAK - PAP)" - powiedział poseł Bartosz Kownacki przedstawiając stanowisko zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy Tu-154M ws. ujawnionych nagrań.
Bartosz Kownacki zaznaczył, że część zapisu znajdującego się w opinii biegłych, która znalazła się we wtorek na stronach radia, była znana już w styczniu 2014 roku, na miesiąc przed tym jak biegli pojechali do Moskwy kopiować zapisy czarnych skrzynek. "Na blogu pana +soundamatora+ zapisane są słowa z 13 stycznia 2014 roku, które znalazły się później w stenogramie złożonym później do prokuratury. Pada tam sformułowanie, które padło na wysokości 100 metrów: +dochodzimy wolniej+. Te same słowa są zapisane później w opinii biegłych (...) Tymczasem krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych to samo sformułowanie odczytuje +odchodzimy na drugi krąg+" - powiedział poseł PiS.
"Ta cała opinia biegłych była znana tym, którzy ją pisali. Pisali ją pod z góry założoną tezę (...) Pod tezę, która miała udowodnić winę polskich pilotów, która miała być narracją zgodną z raportem Anodiny" - dodał.
Kownacki zaznaczył, że wiele kwestii podważa wiarygodność biegłych, którzy sporządzili opinię. "W tej opinii stwierdzono obecność głosu generała Błasika. Stwierdzono to uznając, że zapisy z mikrofonu ściągały na odległość maksymalnie pół metra od kokpitu. Ale na tych samych stenogramach mamy zapisy rzekomo łamiących się drzew. Drzewo, które miało ściąć skrzydło znajdowało się 17 metrów od kokpitu i ten zapis został uwieczniony" - podkreślił.
Jak mówił poseł PiS, autorem opinii jest Andrzej Artymowicz, brat Pawła Artymowicza, który współpracuje z kierowanym przez Macieja Laska tzw. zespołu smoleńskiego przy KPRM. "Taka osoba, w mojej ocenie to wynika z przepisów kodeksu postępowania karnego, nigdy nie powinna być biegłym w sprawie" - powiedział. Jego zdaniem prokuratura powinna wyjaśnić, dlaczego Andrzej Artymowicz został biegłym.
"Opinia publiczna zajmuje się rzekomą ekspertyzą pana Artymowicza, który z wykształcenia jest muzykologiem" - dodał rzecznik PiS Marcin Mastalerek.
"Chcielibyśmy, jeżeli biegli twierdzą, że jest to wiarygodne nagranie, porównać je na tej samej częstotliwości z zapisami nagrań Jaka-40. Nagrania Jaka-40 to są jedyne nagrania zabezpieczone tu w Polsce, do których nie ma aż tak dużych podstaw, że są niewiarygodne" - powiedział.
W opinii Kownackiego są potrzebne kolejne badania nagrań czarnej skrzynki Instytutu Ekspertyz Sądowych.
Radio RMF FM opublikowało we wtorek rano fragmenty z najnowszej opinii biegłych, którzy odczytali zapis rejestratora rozmów w kokpicie prezydenckiego tupolewa. Już wcześniej prokuratura informowała, że opinia zawiera analizę ponownych kopii nagrań z kokpitu Tu-154M i że udało się odczytać więcej niż w dotychczasowych stenogramach. Według rozgłośni, na podstawie stenogramu obraz tego, co działo się w kabinie pilotów tupolewa, znacząco odbiega od wcześniejszych ustaleń zespołów ekspertów. RMF FM podało, że wynika z nich, iż w kabinie pilotów do samego końca przebywała osoba opisana przez biegłych jako dowódca Sił Powietrznych. Osoba ta nie opuszczała kokpitu mimo wezwania stewardessy do zajęcia swoich miejsc, wydawała polecenia członkom załogi, zachęcała do lądowania. Sugestie o konieczności lądowania miały też padać z ust dyrektora protokołu dyplomatycznego Mariusza Kazany. Radio podkreśla, że najnowsza opinia uznaje za wadliwe wszystkie wcześniejsze ekspertyzy nagrania - zarówno prowadzone przez MAK, jak przez tzw. Komisję Millera, Instytut im. Sehna, czy Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji. Polscy biegli ponownie skopiowali zapisy "czarnej skrzynki" w lutym 2014 r. w Moskwie.