- Tak jak obnażone zostało kłamstwo katyńskie, tak samo padnie każde inne kłamstwo historyczne - mówi prezes Instytutu Pamięci Narodowej Łukasz Kamiński o dokumentach na temat Armii Krajowej, które w przeddzień Dnia Żołnierzy Wyklętych opublikowało rosyjska Federalna Agencja Archiwalna „Rosarchiw”.
- 70 dokumentów, które miały dowodzić, że Armia Krajowa była faktycznym współpracownikiem Niemców ma propagandowy, a nie naukowy charakter. Dobór dokumentów został dokonany w celu propagandowej manipulacji. Publikacja „Rosarchiwu” w praktyce nie jest niczym innym, jak kontynuacją fałszywych oskarżeń pod adresem Polskiego Państwa Podziemnego, wysuniętych przez stalinowskich prokuratorów w czerwcu 1945 r. - mówi Łukasz Kamiński, prezes Instytutu Pamięci Narodowej.
- Można kłamać i manipulować. Dziś mamy 5 marca. Wspominamy 75. rocznicę podjęcia decyzji o wymordowaniu polskich oficerów. Decyzji, której konsekwencją były później dziesięciolecia zorganizowanego urzędowego, państwowego kłamstwa. I to kłamstwo padło. Tak samo padnie każde inne kłamstwo historyczne - dodaje prezes IPN.
26 lutego 2015 r. na stronach internetowych Federalnej Agencji Archiwalnej „Rosarchiw” opublikowano zbiór dokumentów pod tytułem „Jak polskie podziemie zbrojne »pomagało« Armii Czerwonej pokonać nazistowskie Niemcy w latach 1944–1945”. Publikacji dokumentów towarzyszył wywiad udzielony dziennikowi rządowemu „Rossijskaja Gazieta” przez szefa „Rosarchiwu” Andrieja Artizowa, opatrzony charakterystycznym tytułem „Strzał w plecy”.
Zbiór dokumentów opublikowany przez stronę rosyjską został w ostatnich dniach poddany analizie przez grupę badaczy z Instytutu Pamięci Narodowej.
"Wiele z publikowanych dokumentów zawiera informacje nieprecyzyjne i pozbawione kontekstu. Kolejne dokumenty powielają te same informacje, stwarzając wrażenie masowości opisywanych zjawisk.
Prawdopodobnie część dokumentów nie dotyczy w ogóle działalności Armii Krajowej i innych zorganizowanych oddziałów polskiej konspiracji niepodległościowej.
Wśród opisywanych przypadków znalazły się nawet tak kuriozalne, jak rzekome otrucie oficera Armii Czerwonej – polskimi jabłkami. Autorzy zbioru usilnie starają się, poprzez dobór dokumentów, ukryć rzeczywisty obraz sowieckiej obecności na ziemiach polskich w latach 1944–1945.
Nie opublikowano dokumentów dotyczących masowych deportacji żołnierzy AK i ludności cywilnej w głąb Związku Sowieckiego, aresztowań i rozstrzeliwania członków polskiej konspiracji niepodległościowej, budowy wzorowanego na sowieckim aparatu represji, wreszcie na temat obławy augustowskiej, największej sowieckiej zbrodni na Polakach, dokonanej po zakończeniu II wojny światowej.
Bez tych informacji czytelnik nie jest w stanie zrozumieć przyczyn podejmowania przez polskie podziemie walki, najczęściej w obronie własnej" - stwierdzili historycy z IPN.
- Część z tych dokumentów była wykorzystywana przy okazji procesów 16 przywódców Polski Podziemnej, wywiezionych w marcu 1945 r. do Moskwy i tam bezprawnie osadzonych. Trzech z nich nie wróciło nigdy do kraju. Wydaje się, że to nawiązanie wprost do haniebnej działalności sowieckich prokuratorów jest tu szczególnie bolesne - mówi Łukasz Kamiński.
Jego zdaniem, mimo prowokacyjnego i propagandowego charakteru publikacji, także w tych dokumentach można odczytać pewne elementy ówczesnej rzeczywistości. Można tam znaleźć informacje m.in. o rozbrajaniu żołnierzy AK, tzw. akcjach likwidacyjnych AK, jest tam też informacja choćby o tym, że walkę z wojskami sowieckimi podejmowały także podporządkowane nowym władzom jednostki milicji i wojska.
- I to także było spowodowane tym, jak ta armia się zachowywała. AK w toku Akcji "Burza" chciała traktować Armię Radziecką jak sojusznika. Jednak ta armia zachowywała się jak wojska okupacyjne, stąd decyzja o podjęciu walki w samoobronie. W tych dokumentach są także informacje o uwalnianiu więźniów, w tym o rozbiciu obozu NKWD w Rembertowie w maju 1945 r. - opowiada Łukasz Kamiński.
Na pytanie, czy IPN będzie żądał wyjaśnień w sprawie opublikowanych przez archiwa rosyjskie dokumentów, prezes IPN poddaje w wątpliwość sensowność takiego działania. - Pytanie, czy w obecnej sytuacji jest możliwy jakiś sensowny dialog z federalnymi archiwami Rosji. W naszym kraju wszystkie dokumenty są dostępne dla badaczy, nie musimy ujawniać "nieznanych dokumentów". Chcielibyśmy, żeby także i Rosja dojrzała do tego, by udostępnić wszystkie dokumenty nt. II wojny światowej i okresu powojennego. Niedługo będziemy wspominać także ofiary Obławy Augustowskiej. Chcielibyśmy się wreszcie dowiedzieć, gdzie leży 600 pomordowanych wówczas osób. I liczymy, że może zamiast publikować tak tendencyjny wybór dokumentów, strona rosyjska wreszcie udostępni nam dokumenty, dzięki którym będziemy mogli wreszcie godnie pochować naszych rodaków - mówi prezes IPN.