Anna z dwojgiem dzieci - jednym 10-letnim, drugim 8-letnim - przyniosła po południu 10 lutego ciepłą zupę z mięsem pod bramę kopalni "Zofiówka" w Jastrzębiu-Zdroju.
Marcin, mąż i ojciec, uściskał ich, ale został na kopalni, bo uczestniczy w strajku okupacyjnym. Górnicy, którzy przybywają na swoje zmiany i wchodzą na zakład, już w nim zostają. Śpią w łaźniach, warsztatach – tam, gdzie jest ciepło.
"My się nie poddamy"
Jak pani Anna znosi świadomość, że jej mąż przyniesie do domu tylko pół wypłaty - i to jeśli strajk szybko się zakończy? Bo jeśli potrwa kolejne dwa tygodnie, wypłaty nie będzie wcale. - Ja akurat nie pracuję. Ale nie martwię się, że będziemy głodni, bo od ratowania nas jest opieka społeczna - mówi. - Liczę, że pan Zagórowski zrozumie, że 26 tysięcy ludzi nie może się mylić. I liczę, że druga strona szybko się podda, bo my nie poddamy się na pewno - mówi.
Pod bramą widać było dziś wielu mieszkańców Jastrzębia, którzy przynosili mężom, ojcom i braciom jedzenie czy ciepłe koce.
Na kopalniach "Zofiówka" i "Jasmos" trwają też głodówki. Związkowcy w imieniu górników zgodzili się już na bolesne wyrzeczenia w sprawie wynagrodzeń - ale trwają przy żądaniu odwołania prezesa. I wydają się w tym ogromnie zdeterminowani.
Wielu ludzi poza Śląskiem, a i na nim samym, nie rozumie, dlaczego problem dotyczy tylko jednego człowieka. Niektórzy sądzą, że to spór pomiędzy prezesem, który chce zaciśnięcia pasa, a roszczeniową załogą, która oszczędzać nie chce. Tak jednak nie jest. Strajkujący chcą odwołania prezesa, bo są przekonani, że to on świadomie prowadzi spółkę do katastrofy. Można się z górnikami nie zgadzać, ale nie można odmówić ich rozumowaniu logiki. Zwłaszcza że związkowcy pokazali we wtorek 10 lutego dokumenty, z których wynika, na co pieniądze przeznaczał zarząd. Niektóre pozycje (np. nadzwyczaj hojne sponsorowanie przez JSW klubów sportowych w czasie kryzysu) związki nazywają wyprowadzaniem pieniędzy ze spółki, dokonującym się legalnie.
Nie będzie co zbierać?
- Jesteśmy nazywani chuliganami i wandalami, którzy troszczą się tylko o przywileje. A my walczymy w obronie naszych zakładów - deklaruje Arkadiusz Misztal, który od rana 10 lutego wraz z jedenastoma kolegami bierze udział w głodówce na kopalni „Zofiówka”. Wylicza wiele inwestycji, które jego zdaniem są z punktu widzenia przyszłości spółki zbędne, np. kupno jastrzębskiego hotelu Diament, żeby go zaraz wyburzyć, czy inwestycje w hotel „Złoty Gaj” w Gdyni. - Dlaczego prezes wynajmuje ogromne biuro w „Złotych Tarasach” w Warszawie, gdzie ceny za metr należą do najwyższych w Europie? To w Jastrzębiu nie mamy własnego biurowca? Czy prezes chce inwestować w naszą przyszłość, w maszyny dla górnictwa czy w hotele? - pyta.
W załodze bardzo silne jest przekonanie, że rzekome wyprowadzanie pieniędzy ze spółki jest przygotowaniem do pełnej prywatyzacji Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Dopiero kiedy spółka będzie na dnie, jej kopalnie miałyby zostać tanio sprzedane. Czy to daleka od rzeczywistości teoria spiskowa? Być może. Jednak smutne doświadczenia wielu polskich prywatyzacji z ostatniego 25-lecia każą wstrzymać się z szybkim osądem. - Jeśli tę spółkę sprzedadzą, to nowy właściciel zarejestruje ją na Kajmanach i nie odprowadzi z niej do budżetu ani złotówki. My tutaj strajkujemy w interesie państwa - twierdzi Arkadiusz Misztal.
Problem w tym, że jeśli strajk potrwa długo, ze spółki nie będzie co zbierać. Dlaczego więc Rada Nadzorcza jeszcze nie wymieniła prezesa, żeby uratować JSW przed stratami i groźbą upadłości? Nawet jeśli odprawa dla prezesa wyniesie milion albo dwa, to i tak się opłaci, bo każdego dnia spółka traci na strajku aż 27 mln złotych. Czy to rząd naciska, żeby wbrew finansowej logice okazać nieustępliwość? Wiadomo, że jeśli górnicy wygrają, inne grupy zawodowe mogłyby poczuć się zachęcone do pójścia w ich ślady. A może chodzi o coś jeszcze i to załoga ze swoją teorią spiskową ma rację? W takim razie w interesie osób pociągających za sznurki byłoby, żeby strajk trwał jak najdłużej, ciągnąc JSW na dno. Tak, jak to obecnie obserwujemy.
Głodujący w kopalni "Zofiówka" Ireneusz Klag ubolewa, że protest górników z JSW raczej nie cieszy się wielkim poparciem w społeczeństwie. - Jeśli jakikolwiek głos podnoszą w Polsce nauczyciele, to wszyscy są szczuci przeciw nauczycielom przed wysłuchaniem ich racji. Jeśli kolejarze, to przeciw kolejarzom. Dajemy się szczuć przeciw sobie nawzajem.