Kilka tysięcy górników i ich żon trwało wieczorem w czwartek 5 stycznia pod siedzibą JSW.
Górnicy śpiewali Mazurka Dąbrowskiego, odpalali race i skandowali, domagając się odejścia prezesa Zagórowskiego - najczęściej niecenzuralnie. Mieli ze sobą zresztą kukłę prezesa. Demonstranci grzali się przy koksownikach, a w rozstawionych obok namiotach związkowcy częstowali ich herbatą.
Czasem w stronę siedziby Jastrzębskiej Spółki Węglowej poleciał kamień. - Nie rzucajcie kamieni! To jeszcze nie ten czas! Teraz stoimy tutaj i wspieramy naszych chłopaków, którzy są w środku - zawołał do mikrofonu jeden ze związkowców. Przez głośniki co chwilę było słychać nawoływania, żeby zwrócić uwagę na prowokatorów - bo agresja na ulicy w czasie tych rozmów służy za argument tylko przeciwnikom strony związkowej.
Wśród gęstego tłumu było sporo kobiet. - Przyjechałyśmy samochodem z Pawłowic. Mój mąż akurat ma teraz zmianę na kopalni "Pniówek", a ja go wspieram tutaj. Jest ciężko, strajk trwa dziewiątą dobę. Czy mamy wszyscy wyjechać z kraju? - powiedziała nam pani Małgorzata.
- To protest zupełnie spontaniczny. Przed chwilą dotarliśmy tu prywatnymi samochodami z "Budryka” w Ornontowicach, przyjechała cała zmiana - wyjaśniał nam Mirosław Dynak, przewodniczący związku zawodowego "Kadra" na kopalni "Budryk".
Co z postępem rozmów między zarządem spółki a zawiązkami zawodowymi? Część napływających wiadomości jest optymistycznych. - Negocjacje trwają, coraz więcej jest przerw technicznych. A to znaczy, że coraz częściej liczymy pieniądze. Zarząd szuka ich w naszych kieszeniach, a my w jego – zdradził Piotr Szereda, rzecznik Międzyzakładowego Komitetu Protestacyjno-Strajkowego. Negocjacje rozbijały się jednak o sprawę odwołania prezesa Zagórowskiego. Górnicy żądają tego, bo uważają, że prezes przez swoje nieracjonalne - przynajmniej z punktu widzenia interesów spółki - inwestycje, w dużej mierze odpowiada za obecną złą sytuację spółki.
Piotr Szereda przypominał też, że to rząd PO-PSL oszukał górników i wydrenował Jastrzębską Spółkę Węglową z pieniędzy. Powoływał się na program restrukturyzacji górnictwa 2007-2015, który przyjął rząd PiS-u. - Tam w piątym punkcie ustęp drugi było wyraźnie napisane, że pieniądze uzyskane z prywatyzacji poprzez Giełdę Papierów Wartościowych w całości mają zasilić budżet spółki, która podlega temu procesowi, żeby dała sobie radę w dalszym funkcjonowaniu. I cały deal polegał na tym, żeby nie tylko związkowców czy pracowników wyrolować, ale także okraść spółkę - mówił Piotr Szereda. Przypomniał, że następny rząd PO-PSL całą kwotę uzyskaną z prywatyzacji, czyli aż 5,4 mld złotych, zabrał do Skarbu Państwa. Wbrew obietnicom polityków na inwestycje w swoich kopalniach Jastrzębska Spółka Węglowa nie dostała z tej potężnej kwoty ani grosza. Związkowiec oskarżał też zarząd i prezesa, że nie dbają o interes JSW. - Pieniądze wybierać ze spółki potrafią, ale zadbać o interes JSW nie potrafią. Prezes Zagórowski ponosi pełną odpowiedzialność za tę tragedię, którą my teraz widzimy tam przy stole negocjacyjnym - powiedział.
5 lutego 2015 roku, godzina 20.00, górnicy demonstrują przed siedzibą Jastrzębskiej Spółki Węglowej Przemysław Kucharczak /Foto Gość