Nazywam się Wilhelm Brasse. Jestem fotografem. Od września 1940 roku byłem więźniem w obozie koncentracyjnym w Auschwitz. Wykonałem ponad 50 tys. zdjęć do obozowych kartotek oraz dokumentację eksperymentów doktora Mengele.
To wstrząsająca opowieść o człowieku, który przez 5 lat dzień w dzień fotografował więźniów Auschwitz. Wykonał ponad 50 tys. zdjęć do "policyjnej kartoteki" SS. Z przodu, z profilu, z nakryciem głowy. Kto dziś wchodzi w korytarze Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, mija po drodze setki takich czarno-białych fotografii. - Widziałem tylko oczy więźniów, godzina za godziną, jedne za drugimi... - wyznawał W. Brasse.
Starałem się nie dotykać
Te wspomnienia go prześladowały. Po wojnie już nigdy nie wziął do ręki aparatu fotograficznego. Przez obiektyw widział ciągle twarze więźniów. - Te oczy były rozsadzone przerażeniem - wspominał.
Urodził się w 1917 roku w Żywcu w rodzinie polsko-austriackiej. Znał dobrze język niemiecki i ta umiejętność pozwoliła mu przeżyć obóz. I to, że był zdolnym artystą fotografem. Terminował w znanym atelier "Foto-Korekt" w Katowicach. Właścicielką była jego ciotka. Nauczył się tam m.in. sztuki wykonywania zdjęć portretowych, pracy laboratoryjnej, retuszu. Po trzech latach praktyk został czeladnikiem. - Miałem pieniądze. Chodziłem na dancingi. Spotykałem się z dziewczynami, które nosiły medaliony z Hitlerem - opowiadał.
Beztroską młodość przerwała wojna. Schwytany podczas próby przedostania się na Węgry, został osadzony w więzieniu w Tarnowie, a następnie w drugim transporcie trafił do obozu w Oświęcimiu. Otrzymał numer 3444. Przeżył tu 4 lata i 8 miesięcy. Po kilku miesiącach, jako jednego z pięciu więźniów, wybrano go na fotografa obozowego. To było "dobre" komando: ciepło, więcej jedzenia, kąpiel dwa razy w tygodniu, normalne ubranie...
Największą traumą było robienie zdjęć dzieciom. - Poznaję, to moja robota. To jest wstrząsający powrót do przeszłości, o której starałem się zapomnieć - mówił na widok zdjęcia czterech nagich dziewczynek stojących obok siebie, przygotowywanych do eksperymentów medycznych. To były 13-, 14-letnie dziewczynki, zawstydzone swoją nagością przed nim, młodym mężczyzną, z rozszerzonymi ze strachu oczami. - Starałem się nie podchodzić, nie dotykać tych dzieci. Wszystkie polecenia przekazywałem przez pielęgniarkę - wspominał.