Wenezuelscy studenci mogą od tego roku zgłębiać myśli i czyny Hugo Chaveza - zmarłego rok temu prezydenta, otaczanego w kraju niemal religijnym uwielbieniem.
Przedmiot "Rozważania nad myślą najwyższego dowódcy Hugo Chaveza" powstał rok temu z inicjatywy wenezuelskiej armii, jednak dopiero teraz zaczyna być szerzej oferowany, m.in. na uniwersytetach państwowych, a także na różnych sympozjach i innych tego typu wydarzeniach.
Dotychczas przyciągnął ok. 10 tys. osób, głównie z wojska i instytucji rządowych, którzy traktują ten kurs jako uzupełnienie podstawowego programu studiów. Jednak grono chętnych stopniowo się poszerza. Propagatorzy przedmiotu mają nadzieję, że ostatecznie trafi też na prywatne uczelnie w Wenezueli, choć na razie nie ma tam wzięcia.
"Rozważania nad myślą...", które mogą stanowić część programu studiów magisterskich lub doktoranckich, wyprowadzają postawę filozoficzną Chaveza od bohatera walki o niepodległość Simona Bolivara i innych myślicieli, np. Simona Rodrigueza, czy rewolucjonistów, jak Francisco Miranda czy Antonio Sucre. Analizie poddawane jest dzieciństwo zmarłego prezydenta w ubogiej wiosce, jego miłość do piłki nożnej, lata służby wojskowej i jego nieudana próba przejęcia władzy w 1992 r., następnie wyborcze zwycięstwo, które wyniosło go do władzy, oraz 14-letnia prezydentura (1999-2013), która uczyniła go bohaterem w oczach wielu biednych Wenezuelczyków, a tyranem - w oczach krytyków.
Jeden ze słuchaczy kursu w instytucie wojskowym w Caracas powiedział, że szczególnie podobały mu się anegdoty o życiu prywatnym najwyższego dowódcy, ponieważ pomogły mu dostrzec jego "zwykłą, ludzką stronę".
W ostatniej części kursu, zatytułowanej "Chavez - przywódca kontynentu i świata", studenci analizują jego wizerunek za granicą. Zapoznają się z jego licznymi przemówieniami, np. ze ze słynnym wystąpieniem na sesji ONZ w 2006 r., kiedy to Chavez wchodząc na podium powiedział, że czuje "zapach siarki". Zrobił w ten sposób aluzję do jednego z przedmówców, ówczesnego prezydenta USA George'a W. Busha.
"Zawsze starał się naśladować działania Chrystusa. Był pasterzem swojego ludu" - powiedział generał Nerio Galban z Boliwiariańskiego Uniwersytetu Wojskowego, gdzie narodził się kurs.
Zwolennicy zajęć twierdzą, że promują one humanistyczne wartości i ideały Chaveza, których bardzo potrzebują zarówno mieszkańcy Wenezueli, jak i ludzie na całym świecie.
Krytycy drwią z kursu, widząc w nich przejaw kultu przywódcy na północnokoreańską modłę oraz pozbawioną akademickiej wartości próbę prania mózgów obywateli przez wojsko i rząd. Organizatorzy zapewniają, że dyskusja na zajęciach jest mile widziana.
Po śmierci Chavez zyskał w kraju kultowy status. Wszędzie, od ścian budynków po koszulki, widoczne są jego wizerunki. Wizytujący dygnitarze zabierani są na wycieczkę do mauzoleum, gdzie spoczywa prezydent, jego charakter pisma został uwieczniony jako czcionka, a jego tweety zebrano w książkę. Powstał nawet poświęcony jego życiu balet, a niezależny ośrodek wyliczył, że były szef państwa pojawia się w telewizji średnio co sześć minut.
Skąd to uwielbienie dla władzy w kraju, gdzie pensje zwykłych ludzi ledwo wystarczają na przeżycie? To efekt iluzji dobrobytu, jaką roztaczał przed społeczeństwem były prezydent. Hugo Chávez był populistą totalnym. Sprawował rządy głównie przez telewizję. Mógł pojawić się w każdej chwili na wszystkich wenezuelskich kanałach i wydać polecenie, które natychmiast stawało się prawem. Nieważne, że były to często decyzje absurdalne z ekonomicznego punktu widzenia. Comandante wywłaszczał, kogo chciał, i rozdawał, co chciał, mając w ręku jeden poważny atut – największe na świecie rezerwy ropy naftowej. Tyle że Wenezuela nie produkuje właściwie niczego poza ropą. Wszystkie inne dobra musi importować. Sytuacja w kraju stała się paradoksalna: litr benzyny kosztuje – trudno uwierzyć – pięć groszy, ale za resztę towarów płaci się słono. Przykładowo: żeby kupić butelkę wody, trzeba wydać równowartość ok. 180 litrów paliwa. Wielu Wenezuelczyków zdaje się jednak tego paradoksu nie dostrzegać. Cieszą się z rozdawanej żywności i byle jakich mieszkań oferowanych przez państwo, nie zdając sobie sprawy, jak krótkie nogi ma ta polityka.