W kopalni Mysłowice-Wesoła, gdzie przed blisko miesiącem doszło do zapalenia i najpewniej wybuchu metanu, zakończono akcję pożarową. Teraz będą tam trwały analizy czy można zawęzić strefę zagrożenia. Byłby to jeden z pierwszych kroków m.in. do wznowienia wydobycia.
6 października w kopalni Mysłowice-Wesoła doszło do zapalenia i najprawdopodobniej wybuchu metanu na poziomie 665 m. W strefie zagrożenia znajdowało się wówczas 37 pracowników. 36 wyjechało na powierzchnię, 31 trafiło pierwotnie do szpitali.
Katastrofa spowodowała 5 śmiertelnych ofiar. Czterej ciężko poparzeni górnicy w wieku 26, 28, 29 i 32 lat zmarli w kolejnych dniach w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Kolejną ofiarą stał się 42-letni kombajnista, którego ratownicy odnaleźli w 12. dobie prowadzonych w trudnych warunkach poszukiwań.
Akcja ratownicza odbywała się w warunkach m.in. podziemnego pożaru - objawiającego się podwyższonymi stężeniami tlenków, zadymieniem i temperaturą. Ratownicy pracowali przy bardzo słabej widoczności w aparatach oddechowych. Wielokrotnie byli wycofywani - ze względu na okresowe wzrosty stężeń niebezpiecznych gazów.
Akcję ratowniczą zakończono dzięki m.in. przytłumieniu pożaru poprzez zmianę sposobu wentylacji wyrobiska, w którym była prowadzona. Do tego celu zbudowano m.in. kilka tam, które po odnalezieniu poszukiwanego górnika umożliwiły zamknięcie rejon pożaru i odcięcie go od pozostałej części kopalni.
Po odizolowaniu zagrożonego rejonu tamami (łącznie w czasie akcji pożarowej powstało jedenaście tam) możliwe stało się tłoczenie gazów, które wypierając tlen przyspieszają wygaszanie pożaru. Jednocześnie za tamami pozostały linie chromatograficzne, umożliwiające pomiary składu kopalnianej atmosfery. Dzięki bieżącemu monitorowaniu stężeń gazów można było m.in. stwierdzić, że podziemny pożar wygasł.
Kopalnia Mysłowice-Wesoła ma w sumie trzy ściany wydobywcze. Ściana wydobywcza, w której doszło do zapalenia i najpewniej wybuchu metanu, będzie odcięta tamami przez co najmniej kilka miesięcy. Po katastrofie strefą zagrożenia objęto również drogi transportowe do pozostałych dwóch ścian, przez co wydobycie w zakładzie praktycznie stanęło. Dla kopalni katastrofa i jej konsekwencje oznaczają straty liczone w milionach złotych.
Jak przekazał PAP Wojciech Jaros, rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego, do którego należy kopalnia, dalsze działania będą tam zmierzały do zawężania tzw. pola pożarowego, czyli otamowanej strefy zagrożenia. Obecnie otamowany jest stosunkowo szeroki obszar - ze względu na bliskość zrobów, czyli pustek po zakończonej już eksploatacji górniczej w złożach już wybranych.
Szerokie otamowanie było potrzebne, ponieważ gazy z rejonu pożaru zaczęły przenikać przez zroby i pojawiać się w dalszych fragmentach kopalni, m.in. w rejonie dróg transportowych do dwóch pozostałych ścian. O zawężaniu strefy zagrożenia po zakończeniu akcji pożarowej będzie decydował zespół ds. zagrożeń wentylacyjnych.
Specjaliści ci w dalszej kolejności określą też warunki wznowienia pracy w pozostałych ścianach i przodkach. Konieczny będzie m.in. szereg analiz nt. wpływu pola pożarowego na pozostałe ściany i przodki, a także jaki może być wpływ ew. wydobycia na zagrożony rejon.
"Dopóki kilka kolejnych pomiarów nie pokaże, że tlenów ubywa, czyli że pożar jest wytłumiony, dopóty będzie taki stan, że wydobycie idzie tylko z tzw. rozcinek i drążenia chodników" - wskazał Jaros.
Na razie nie wiadomo, kiedy będzie możliwe wejście do wyrobiska, w rejonie którego doszło do katastrofy. Przedstawiciele Prokuratury Okręgowej w Katowicach, która prowadzi śledztwo po katastrofie, a także powołanej przez prezesa WUG komisji, która wyjaśnia jej przyczyny i okoliczności, zaplanowali przeprowadzenie tam w przyszłości wizji lokalnej.