Św. Izydor Oracz.

Św. Izydor Oracz.

Brak komentarzy: 0

publikacja 15.05.2020 08:30

Znacie to państwo? Oto po całym dniu pracy, wracamy do własnego mieszkania i zamiast wskakiwania w ciepłe kapcie, czeka nas zakasanie rękawów i drugi etat, tym razem w domu.

Znacie to państwo? Oto po całym dniu pracy, wracamy do własnego mieszkania i zamiast wskakiwania w ciepłe kapcie, czeka nas zakasanie rękawów i drugi etat, tym razem w domu. Lub też na odwrót, po całym dniu ciężkiej pracy w domu, gdy wszyscy już zasną, my rozpoczynamy domową pracę biurową. Przykłady można by mnożyć, ale wynik jest ten sam – oto u kresu sił stajemy przed kolejnym zadaniem do wykonania i w głowie kołacze nam się jedna myśl: „Nie dam rady!”. Jednak zanim nasze nogi same ustawią się do ucieczki, proponuję stosowne wsparcie z nieba. Bo wspominamy dzisiaj człowieka, który znalazł się w podobnej do nas sytuacji, ale nie uciekł. Co więc zrobił? Pomodlił się. I już widzę oczami wyobraźni państwa miny. No bez żartów, tak to przecież nie działa – jedna modlitwa i robota robi się sama? Każdy by tak chciał. A jeśli dopowiem, że modlitwa była długa, właściwie to permanentna? Wtedy – usłyszę w odpowiedzi - to zirytują się wszyscy dokoła, ci, którzy pracują w pocie czoła, a nie migają się padając na klęczki. I dokładnie tak się stało w przypadku dzisiejszego patrona, o którym z całą pewnością wiemy dzisiaj tylko to jedno – zirytował swoich towarzyszy w ciężkiej pracy na roli, poświęcając swój cenny czas na modlitwę. Oni ledwo co wyrabiali normę narzuconą przez dziedzica – bo rzecz działa się w XI wieku pod Madrytem – otóż oni harowali, a ten przychodził do roboty spóźniony, bo się rzekomo modlił, ale zapłatę otrzymywał za całą dniówkę. Granda! I donieśli o tym właścicielowi pola, który postanowił osobiście sprawdzić plotki. Otóż więc wstaje z rana i idzie wybadać sprawę, i dopada go dziki szał, bo tego biednego, najemnego chłopa z Madrytu nie ma tam, gdzie powinien być. Czeka więc na niego, a złość w nim tylko wzrasta. W końcu jest! W oddali na polu pojawiają się woły i  pojawia się on, dzisiejszy patron, zajęty - jak gdyby nigdy nic – orką. Dziedzic biegnie w jego kierunku z furią i nagle, przez ułamek sekundy widzi, że z dwóch stron tego chłopa idą, także orząc pole, dwaj mężczyźni w białych szatach. Staje jak wryty, przeciera oczy, ale obraz znika. Podchodzi więc bliżej i tym razem już spokojnie pyta: „Słuchaj człowieku, zaklinam cię na Boga, któremu podobno wiernie służysz! Powiedz mi, kim byli ci ludzie, którzy dopiero co ci pomagali?”. Nasz patron zatrzymuje woły na te słowa i trochę zbity z tropu odpowiada: „Nikogo do pomocy nie wołałem, ani też nikogo na tym polu nie widziałem. Jedyne co robiłem, to prosiłem Boga, mojego Obrońcę o siły do tej ciężkiej pracy”. Tyle zapisu kronikarzy o dzisiejszym świętym, który urodził się około roku 1080 w Madrycie, a żeby nie przymierać głodem najął się do ciężkiej pracy w polu. Czy Pan Bóg za niego tę pracę wykonał? Nie, choć na obrazach zobaczymy często naszego patrona pogrążonego w modlitwie, a aniołów orzących za niego – to jednak bardziej marzenie malarzy. Bo rzeczywistość była taka, że ten człowiek na szacunek ludzi zapracował w pocie czoła swoją pracą, a ponieważ miał Pana Boga zawsze przed swoimi oczami i w swoim sercu, więc i Bożego błogosławieństwa mu nie brakowało. Nie tylko zresztą w pracy, bo spotkał na swojej drodze mądrą i pobożną kobietę, z którą się ożenił i miał syna. Majątku się nie dorobił, ale w pamięci ludzi się zapisał tak dobrze, że został wyniesiony do chwały ołtarzy. Kto taki? Św. Izydor Oracz.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..

Radio eM

redakcja@radioem.pl
tel. 32/ 608-80-40
sekretariat@radioem.pl
tel. 32/ 251 18 07

WERSJA DESKTOP
Copyright © Instytut Gość Media. Wszelkie prawa zastrzeżone.