publikacja 23.01.2019 09:30
Od kilku dni chodzą za mną trochę natrętne myśli sprowokowane bestialskim zabójstwem śp. Pawła Adamowicza. Dzielę się nimi już po pogrzebie, żeby z jednej strony nie wpisywać się w chór komentarzy, a z drugiej z potrzeby refleksji nieco głębszej niż tylko chwilowo około pogrzebowej. Prosząc o wysłuchanie tego felietonu, proszę też o wyrozumiałość, jeśli moje myśli kogoś urażą, czy uzna je za nieuprawnione i zbyt daleko idące.
Z pewnym wstydem muszę się przyznać, że coraz częściej powraca do mnie myśl, którą jakiś czas temu przeczytałem z niedowierzaniem, że oto za rozbiory to my sami też jesteśmy odpowiedzialni. I ja chyba powoli zaczynam to rozumieć, co oczywiście nie znaczy, że akceptować logikę rozbiorczą naszych sąsiadów. Bo tak po prawdzie, to tak sobie myślę, że my to musimy być strasznie trudnym sąsiadem. U nas to bez przerwy jakaś awantura, wrzaski, głośne obrzucanie się wyzwiskami i wytykaniem win. Nieustanne obwianie sąsiadów o wszystkie własne nieszczęścia i szybkie zapominanie ich życzliwości i pomocy. Łatwe przenoszenie sąsiedzkich sympatii z jednych na drugich i służalcze szukanie sprzymierzeńców gdzieś hen daleko. Napompowane mniemanie o sobie i własnej nieskazitelności. Tak powoli, to Bałtyk z Tatrami przestaną nas lubić. Przyjadą, syf zostawią, który trzeba sprzątać do następnego ich przyjazdu. Przesadzam…, wyolbrzymiam…? Czy ja wiem…?
Podłożem, podglebiem tamtego publicznego bestialstwa, i świadomie używam tak mocnego słowa, była oczywiście nienawiść. A nienawiść, to bardzo silne uczucie niechęci wobec kogoś lub czegoś, często połączone z pragnieniem, by obiekt nienawiści spotkało coś złego. Tyle definicja. A jeśli tak, to jesteśmy klinicznym przypadkiem chorych na nienawiść i z nienawiści.
To nie jest już nienawiść symetryczno partyjna, ale już też i wewnątrz obozowa. Tak właściwie to już wszyscy nienawidzą wszystkich. Chorzy lekarzy, lekarze NFZ, emeryci ZUS, rodzice nauczycieli, nauczyciele Ministerstwo, ekolodzy górnictwo, młodzi młodych, sąsiedzi sąsiadów, kierowcy kierowców, kibole kiboli, narodowcy euro entuzjastów, lewacy Kościół. Nie brakuje nawet nienawiści wewnątrz kościelno religijnej. Obrzydzamy sobie już nie tylko policjantów, prokuratorów i sędziów, ale sami siebie wzajemnie. Przesadzam…, wyolbrzymiam…? A może jednak nie…?
Każde zło, każda agresja bierze się z nienawiści. A wszystko zaczyna się od słowa, od języka, od mowy. To „słowo” jest początkiem wszystkiego. Kazimierz Przerwa Tetmajer powiedział kiedyś, że nienawiścią nie można zajechać daleko. Za daleko można. Wygląda na to, że tą słowną nienawiścią zajechaliśmy już zdecydowanie dużo za dużo za daleko. A poszło nam to i szybko i sprawnie, bo chyba, jak nikt po mistrzowsku wyznajemy zasadę Tertuliana, iż o wiele łatwiej uwierzyć w fałszywe zło, niż w prawdziwe dobro.
Miarka się przebrała. Czas najwyższy, żeby uderzyć pięścią w stół. Tyle tylko, że ja nie bardzo widzę, kto miałby to zrobić. Przykro mi, ale nie widzę niestety kogoś takiego po stronie hierarchii kościelnej, którego głos miałby taką siłę, jak non possumus Prymasa Tysiąclecia, nie widzę też takiej osobowości po stronie państwowo rządowej, ani też po stronie elity intelektualnej. Pozostaje więc wziąć sprawę w swoje ręce. Proponuję pospolite ruszenie: Ruch Dobrych Słów.
Choć mam świadomość ograniczoności siły mojego przekonywania, to jednak odważę się prosić, a właściwie to zaapelować do największych dysponentów słowa, do mediów, zostawcie już nareszcie tego bożka oglądalności i poczytności. Może warto za namową Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich postanowić nie publikować, nie drukować, komentarzy, wypowiedzi, wywiadów choćby tylko z odrobiną hejtu. Niech repertuar Teatrów wolny będzie od emocjonalnych i polaryzujących przesłań. Przełożonych kościelnych namawiam do nakładania poważnych sankcji na wykorzystujących ambonę, czy kapłaństwo do antyewangelicznych wypowiedzi. Apeluję do wszystkich szefów partii i partyjek, stowarzyszeń i kółek weźcie nareszcie za twarz swoich członków używających słów nienawistnych nie bojąc się wyciągania dotkliwych konsekwencji.
Powie ktoś, że to cenzura. Niech będzie, że cenzura, jeśli ktoś tak woli, a może po prostu ograniczenie wolności słowa. Żadna i niczyja wolność nie jest dobrem nieograniczonym, wolność słowa także. Skoro nie umiemy panować nad językiem, bo słowa aż kipią od nienawiści, to czas tę wolność, a właściwie słowną swawolność ograniczać, a jak trzeba to i ukrócać.
Póki co jednak, proponuję pospolite ruszenie: Ruch Dobrych Słów i szukam sprzymierzeńców. I mimo wszystko wierzę, że nie będę, jak Jan głosem wołającym na pustyni.
A na koniec, jak dedykacja fragment wiersza Wisławy Szymborskiej nomen omen „Nienawiść”:
Spójrzcie, jaka wciąż sprawna,
jak dobrze się trzyma
w naszym stuleciu nienawiść.
Jak lekko bierze przeszkody.
Jakie to łatwe dla niej – skoczyć, dopaść.
…
Zdolna, pojętna, bardzo pracowita.
Czy trzeba mówić ile ułożyła pieśni.
Ile stronnic historii ponumerowała.
…
Do nowych zadań w każdej chwili gotowa.
Jeżeli musi poczekać, poczeka.
Mówią, że ślepa. Ślepa?
Ma bystre oczy snajpera
i śmiało patrzy w przyszłość
- ona jedna.
redakcja@radioem.pl
tel. 32/ 608-80-40
sekretariat@radioem.pl
tel. 32/ 251 18 07
Ruch Dobrych Słów