Właściwie o dzisiejszym patronie można by opowiedzieć poprzez wypowiedziane za życia słowa, które na zawsze utkwiły w sercach jego rozmówców. Na przykład zwyczajne "Amen",
Właściwie o dzisiejszym patronie można by opowiedzieć poprzez wypowiedziane za życia słowa, które na zawsze utkwiły w sercach jego rozmówców. Na przykład zwyczajne "Amen", gdy zgadzał się zostać kapucynem, a następnie przyjmował z rąk biskupa święcenia kapłańskie. Choć to słowo było fundamentalne dla życiowej drogi tego zwyczajnego chłopaka spod Opoczna, wiem, że nie spełnia ono wymogów medialności. Co innego takie zdanie : „Lepiej krótko płonąć, niż długo kopcić". Dzisiejszy patron wypowiedział je do garstki kleryków w październiku 1939 roku jako rektor seminarium w Lublinie, otwierając wbrew wszystkiemu nowy rok akademicki. „Póki mamy trzeźwy umysł, zróbmy dobrą intencję. Cokolwiek nas w przyszłości spotka, niech każdy ofiaruje to Bogu w jakiejś intencji”. Takie słowa padły z ust dzisiejszego patrona pod koniec stycznia 1940 roku, gdy on sam, jego współbracia i jego studenci, zostali aresztowani i uwięzieni przez gestapo na Zamku Lubelskim. „Nie wierzysz w Opatrzność Bożą? Franciszkanin tak nie robi. Nie bójcie się, nie zginiemy z głodu”. To usłyszeli jego podopieczni w obozie koncentracyjnym Dachau, gdy podjęli rozpaczliwe próby ukrycia pajdy chleba na później. Ale nie było w tych słowach nagany, tylko potęga ufności. Potęga, której wyrazem było kupienie za otrzymane skądś środki 2 bochenków chleba i rozdzielenia na 25 części – dla każdego współbrata po jednej. "Drodzy bracia! Jestem w rewirze, strasznie schudłem, każda kość boli. Leżę na łóżku jak na krzyżu z Chrystusem. I cierpienia swoje Bogu za was ofiaruję. Spotkamy się w niebie." Tych słów dzisiejszego patrona nie usłyszał jednak żaden z jego kleryków, ani braci zakonników, z którymi trafił do Dachau z Lublina. Nie usłyszeli ich, bo skreślił je tuż przed śmiercią, 4 sierpnia 1942 roku, po dwuletniej gehennie. Jednak najpiękniejsze jest to, że ofiara tego człowieka nie poszła na marne. Od tego bowiem momentu nie zginął w obozie żaden z braci i kleryków kapucyńskich, za których poczuwał się on do odpowiedzialności. Dosłownie na prośbę tego niezwykłego gwardiana i rektora „Bóg wyprowadził ich z obozu” jak oni sami o tym mówili. Czy wiecie państwo, kogo dzisiaj wspominamy? Błogosławionego kapucyna, Henryka Krzysztofika.
Jeśli nie slyszysz radia spróbuj inny strumień lub zewnętrzny player
Pierwsza strona
Poprzednia strona
Następna strona
Ostatnia strona
Bł. Henryk Krzysztofik