107,6 FM

Leczenie grozi śmiercią?

„Leczenie grozi śmiercią”, taki przesłanie widnieje na afiszach „Botoksu”, nowego filmu Patryka Vegi. Kto go widział wie, że hasło nie jest na wyrost.

W filmie szpital to bardzo niebezpieczne miejsce, zwłaszcza dla dzieci nienarodzonych. Pokazanie bez znieczulenia tego, czym jest aborcja to moim zdaniem, największa zaleta tego niezbyt udanego filmu. Vega zapewnia, że scenariusz oparł go na prawdziwych wydarzeniach. Ja mu wierzę. Można mu jednak zarzucić brak proporcji. Nasycenie obrazu sytuacjami skrajnymi, które w rzeczywistości, jeśli się zdarzają, są marginesem. Obawiam się jednak, że ten margines wcale nie jest taki wąski.

Aby nie być gołosłowny opowiem o swoich przygodach medycznych, a było ich wiele. Chociaż najczęściej w nich następował szczęśliwy finał, w międzyczasie – jak to mówi młodzież – działo się. Vega miałby z czego czerpać inspirację do kolejnego filmu. Wszystko zaczęło się kiedy połamany trafiłem na niedzielny dyżur do jednego z dużych szpitali w wojewódzkim wówczas mieście. Jestem niezłym narciarzem, a połamałem się dlatego, że grupa młodocianych durniów beztroska spacerowała po nartostradzie. Wyboru wielkiego nie miałem. Z dużą szybkością wypadłem z zakrętu, a oni wypełniali całą trasę. Mogłem wjechać w nich, i być może ciężko uszkodzić jedną, lub kilka osób, albo skręcić w las. Skręciłem, walnąłem w drzewo, a później w pień. W efekcie doszło do otwartego złamania z przemieszczeniem. Upłynęło trochę czasu, zanim goprowcy znaleźli mnie i zwieźli w dół. Później karetka szybko dojechała do szpitala. I tam zaczęły się problemy. Na izbie przyjęć musiano mi zdjąć but narciarski. Próbowała to zrobić jedna z pielęgniarek, ale kiedy ruszyła but, z nogi trysnęła krewa, a ona po prostu zemdlała. Zawołano lekarza, który zajął się cuceniem pielęgniarki. Ja krwawiłem coraz mocniej. Kiedy wreszcie pielęgniarka stanęła na nogi, lekarz z surową miną zwrócił się do mnie - Widzi pan, co pan zrobił? Dziewczyna wrażliwa, a pan ją naraża na stres. Poprosiłem wówczas, aby mnie podtrzymano i sam rozpiąłem tego nieszczęsnego buta. Później przy pomocy pielęgniarza, delikatnie go zdjęto.

Operacja została przeprowadzona perfekcyjnie, ale w czasie leczenia postawiono złą diagnozę i po pół roku musiałem być operowany ponownie. Leżę na stole operacyjnym. Zaczynają podawać narkozę, gdy mający mnie operować lekarz wyjaśnia, że będzie próbował mnie leczyć nową techniką. – Wiem Pan, jak nam się nie uda, to nic nie szkodzi. Zostanie to szczegółowo opisane w mojej dysertacji i z pewnością wyciągniemy z tego wnioski na przyszłość, mówił do mnie ciepłym, ujmującym głosem. Wyjaśnienia przyjąłem ze zrozumieniem. Niestety metoda nie była jeszcze dopracowana i do dysertacji trafiłem jako przykład negatywny. Na zmianę szpitala zdecydowałem się, kiedy po roku leczenia lekarz zaordynował mi prześwietlenie lewej nogi, choć złamana i zagipsowana była prawa. Gdy mu zwróciłem na to uwagę, zmienił zlecenie i tylko westchnął - człowiek taki zapracowany. W gipsie spędziłem blisko dwa lata. Do zdrowia doszedłem dzięki lekarzom z urazówki z Piekar Śląskich, którym przy tej okazji, po latach, chciałbym jeszcze raz podziękować. Leczenie bywa groźne dla pacjenta, ostrzega Vega. Na szczęście lekarzy z prawdziwego zdarzenia także nie brakuje. A nawet, jak sądzę, stanowią większość.

 

« 1 »

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama