Wrażliwość na swoim punkcie

Ks. Piotr Brząkalik

publikacja 07.02.2018 09:25

Zimowe ferie już prawie za nami. Jedni się smucą, że już się kończą, zwłaszcza, że co dopiero spadł śnieg, a inni, że nie mogą z nich skorzystać. Nie ma co się jednak rozczulać, bo ani się obejrzymy, a trzeba będzie schylić głowę dla posypania jej popiołem.

Wrażliwość na swoim punkcie ks. Piotr Brząkalik

Zapraszając Państwa na dzisiejszy felieton muszę się przyznać do pewnego tematycznego kłopotu. Nie potrafiłem się zdecydować, bo obie sprawy, zdarzenia są najwyższego kalibru. Mam oczywiście na myśli świętowanie urodzin Hitlera w pod wodzisławskim lesie, i międzynarodowe zamieszanie wokół nowelizacji ustawy o IPN. Wybrałem jednak tę drugą, mając nadzieję do pierwszej wrócić za tydzień. 

To wszystko, co ostatnimi dniami przetoczyło się przez media po nowelizacji ustawy o IPN spowodowało, że poczułem się jakoś źle, powiedziałbym nawet, że dziwnie obco. Tak niezwykle napompowana emocjonalność reakcji i słów po obu stronach zresztą, i to niestety także na najwyższych szczeblach państwowych władz budzi we nie niepokój. Pokazuje bowiem, jak nieokiełznane emocje są złym doradcą i mogą w jednej chwili zachwiać, zburzyć coś, co buduje się przez lata.

Proszę mi pozwolić, że podzielę się teraz z Państwem myślami, takim są swoistym pokłosiem, owocem naszego poniedziałkowego spotkania z moim przyjacielem, Żydem, z którym rozmowy bardzo sobie cenię, który zresztą opatrzył posłowiem pierwsze wydanie moich radiowych felietonów.

Zacznę może od definicji słowa holocaust. Z greckiego znaczony ono tyle, co całopalenie, ofiara całopalna i to sensie religijno rytualnym. I tylko Żydzi, jako naród w całości byli przeznaczeni do całopalenia i tylko wobec nich został podjęty plan całkowitego rozwiązania kwestii żydowskiej. To prawda, że Polacy też byli ofiarami, ale okupacji bez metodycznego przeznaczenia na całopalenie. Zacytuję teraz Jana Karskiego z „Tajnego Państwa”, który przytacza swoją rozmowę z dwoma czołowymi postaciami społeczności żydowskiej w ówczesnej Polsce. Jeden z nich mówi tak: Wy, Polacy macie szczęście. Cierpicie także. Wielu z was ginie, ale przynajmniej jako naród wciąż istniejecie. Po wojnie Polska się odrodzi. Odbudujecie swoje miasta, a wasze rany powoli się zagoją. Z tego morza łez, bólu, bezsilnej wściekłości i upokorzeń wasz kraj powstanie znowu, lecz dla Polskich Żydów przyszłości już nie ma. Wyginiemy. Hitler przegra swoją wojnę z ludzkością, ze sprawiedliwością i dobrem, ale pokona polskich Żydów. Nie… to nie będzie zwycięstwo. Żydzi zostaną wymordowani. Drugi dodał: Nie możemy się bronić, a nikt w Polsce nas nie ocali. Polskie władze podziemne mogą uratować garstkę Żydów, ale nie ochronią mas. Niemcy nie próbują nas zniewolić, jak to uczyniły z innymi narodami. Systematycznie nas mordują, a to wielka różnica.

Przytaczam to rozumiejąc żydowską wrażliwość na samo słowo holocaust. Ale trudno się dziwić też polskiej wrażliwości na termin polskie obozy zagłady. To, że jest twierdzenie nieprawdziwe, to mało, ono jest po prostu oszczercze.

I ja nawet rozumiem ten wybuch emocjonalności po obu stronach, bowiem u jego podłoża jest w obu narodach bardzo mocno obecna, czasem nawet pielęgnowana wrażliwość na swoim punkcie, szczególnie przeszłości, do czego mają uzasadnione powody. I kiedy zastanawialiśmy się, czemu tak jest, to doszliśmy do wniosku, że oba narody mają ze sobą bardzo wiele wspólnego.

Po pierwsze, bycie narodem wybranym, wyjątkowym, do wyższych rzeczy stworzonym. Żydom to towarzyszy od zarania. A u nas widocznym się stało przez ideę mesjanizmu, filozofii polskiej, której szczytowy rozkwit przypada na XIX wiek, tak między powstaniem listopadowym, a styczniowym. I jest to specyficznie nasza filozofia, której towarzyszy powszechne przekonanie, że Polacy, jako naród mają wyjątkowe cechy osobowości, wyróżniające ich pośród innych narodów. Przypomnę Słowackiego, który w „Kordianie” przedstawia Polskę, jako Winkelrieda narodów” i Mickiewicza, który uważał Polskę za mesjasza narodów, co wyraziście widać i słychać u Konrada w „Dziadach” w „Małej Improwizacji.

Po drugie, jest jeszcze coś, chyba nawet ważniejszego, co łączy oba te narody, to doświadczenie krzywdy i prześladowania, okupowania i przeznaczenia do niższej kategorii. Jedni od zarania swoich dziejów wyganiani, prześladowani, aż po holocaust. A drudzy? Z poczuciem, że po wielkiej Polsce od morza do morza nie ma ani śladu. Jeden, rozbiór, drugi, trzeci i ten czwarty z ‘39. Ponad 120 lat zaborów, wynaradawiania, systematycznego eliminowania, mordowania inteligencji i elit.

Jest jednak dość istotna różnica i  to może stąd bierze się nasz dzisiejszy antysemityzm, bo pewno przed wojną miał zupełnie inne korzenie. Zdaje się, że on bierze się z kompleksu wobec narodu, który ze swojej niewyobrażalnej tragedii zbudował narodową dumę, rodzeń budowania swojej państwowości, oś swojego znaczenia na świecie i na dodatek u wszystkich poczucie winy.

My zaś pozostaliśmy na etapie rozpamiętywania, rozdrapywania ran i dołowania się krzywdami.

Ponieważ jednak mamy ze sobą więcej wspólnego niżby mogło się wydawać, może warto pamiętać o tym wszystkim, co nas łączy, a wobec tego, co nas dzieli stanąć wobec siebie w prawdzie.  

I takimi myślami - polskiego Żyda i katolickiego księdza z Państwem teraz się dzielę.