Powiedz Bogu, ile ci brakuje

Joanna  Juroszek Joanna Juroszek

publikacja 23.09.2017 08:26

W każde urodziny, w każde Boże Narodzenie każdy życzył im jednego: dzidziusia. Dziś, po 20 latach, dzidziusiów jest troje: Błażej ma 10 lat, Hania - 6, a Michasia - 2.

Powiedz Bogu, ile ci brakuje Kremcowie w komplecie na jednej z wycieczek. Foto: Archiwum rodzinne

Ewa Kremiec, biolog i surdopedagog z Chorzowa swojego Adama poznała 27 lat temu na rekolekcjach oazowych pierwszego stopnia w Istebnej. Ona nie miała jeszcze 16 lat, on ledwie co skończył 17. rok życia.

Papryka, taniec i gwiazdy

- Zawsze byłam wrażliwa na muzykę. Chłopak fajny, wysoki, gra na gitarze - wspomina. - Bardzo lubię też paprykę. Żółtą, zieloną, każdą. Na rekolekcjach były kanapki z mielonką, był dżem, a czasami pojawiała się i papryka. Adaś zawsze mi swoją paprykę oddawał, bo twierdził, że nie lubi. Pamiętam, ostatniego dnia w nieczynnym już kinie mieliśmy imprezę. Stoliki porozstawiane, na nich full jedzenia. Patrzę, Adaś je paprykę. Na co ja: „Przecież nie lubisz papryki?” -„Lubię, ale tak ci dawałem…” - opowiada ze śmiechem. - Adam cały czas twierdził, że nie umie tańczyć. Ale jak mnie poprosił do tańca, to nawet mu wychodziło.

- Wspólny taniec wychodzi nam bardzo dobrze - dopowiada Adam.

- Jak mało co - z radością komentuje jego żona. - Wieczorem po tym tańcu poszliśmy na spacer. Było zimno, dostałam od Adama szary sweter Montana i tak patrząc wtedy na spadające gwiazdy, pomyślałam sobie: „Panie Boże, chciałabym, żeby to był mój mąż”...

Rekolekcje się skończyły, Ewa wróciła do swojego domu w Jastrzębiu-Zdroju, Adam do Katowic. I zaczęło się pisanie bardzo długich listów. - Myśmy wtedy nie mieli jeszcze telefonu. Więc kiedy chciałam zadzwonić do Adama, to musiałam ze 3 km latać na pocztę - mówi Ewa.

Na kolejne rekolekcje Adam i Ewa pojechali znów razem. Ostatnie, trzeciego stopnia, spędzili w Krakowie i w Czernej. - Pamiętam, że każdego dnia od mojego obecnego męża dostawałam róże w innym kolorze. Skąd on w tamtych czasach wziął na nie kasę? - zastanawia się Ewa.  

Potem przyszły studia, także w Krakowie. - Pamiętam, Adaś przychodził do mnie i zasypiał mi na kolanach, a ja w tym czasie uczyłam się botaniki… Tak wyglądała nasza randka - mówi Ewa.

Ślub wzięli po czwartym roku studiów. Za pieniądze z wesela kupili m.in. drukarkę, którą dorabiali sobie na życie. - W 15-piętrowym akademiku były tylko 3 drukarki. Na początku roku akademickiego wydrukowaliśmy kalendarze z rozkładem jazdy autobusów i z numerem pokoju, gdzie jest drukarka - tłumaczy Adam.

Po studiach wrócili do Katowic. Zaczęły się problemy z mieszkaniem i z zajściem w ciążę. Ale o tym, że z poczęciem mogą być poważne kłopoty, wiedzieli już przed ślubem. Zaczęli mocno się rozmijać.

-– Cel, którym było dziecko, przesłonił to, co było najważniejsze - naszą relację. Mieliśmy kilka kryzysów mniejszych lub większych - mówi Ewa.

- Starania o dziecko obarczone były bardzo dużym wysiłkiem i zdrowotnym (Ewa przyjmowała końskie dawki hormonów, które mocno na nią wpływały), i psychicznym - dopowiada Adam.

On tu nadal jest

- W każde urodziny, w każde święta Bożego Narodzenia słyszeliśmy: „No, żeby się wam jeszcze urodził dzidziuś”. Nikt nie życzył nam zdrowia, szczęścia, powodzenia, tylko tego, żeby wreszcie urodził nam się dzidziuś. Tak jakbyśmy bez dziecka byli nikim, nie byli rodziną - mówi ze smutkiem Ewa.

- Pamiętam pewne odwiedziny duszpasterskie. Należeliśmy do parafii św. Antoniego w Katowicach i na kolędę przyszedł ksiądz proboszcz. Na zakończenie udzielił nam błogosławieństwa, byśmy byli otwarci na dzieci. Nie wiem czemu, ale właśnie w tym momencie, kiedy ksiądz z namaszczeniem i szczerą intencją się za nas modlił, ja zwątpiłem - opowiada Adam.

Potem małżonkowie rzucili się w wir pracy. Adam pracował w urzędzie miasta w Chorzowie i w szkole, Ewa - była nauczycielką, wychowawcą, prowadziła kółka pozalekcyjne. Mijali się, co fatalnie wpłynęło na ich relację.

Później przeprowadzili się do Chorzowa i wspólnie postanowili otworzyć się na adopcję. Wcześniej gotowa była na nią Ewa. Przeszli kurs dla rodziców adopcyjnych, który przede wszystkim poprawił ich relację. Nauczyli się ze sobą rozmawiać i kłócić.

- Na Błażeja czekaliśmy dwa lata. To było dramatyczne. Co miesiąc telefony do ośrodka: „Jest dziecko?” - „Nie, nie ma”.  Naprawdę można było zwątpić - mówi Ewa.

Syna otrzymali 10 lat po ślubie. - Gdy zaczęliśmy jeździć do szpitala, w którym był Błażej, w pewnym momencie dostaliśmy sygnał, że rodzina jednak nie chce go oddać. To było dla nas traumatyczne przeżycie, utraciliśmy dziecko - mówi Adam.

W szpitalu, w którym odwiedzali malucha, zostawili kilka rzeczy. - Pojechaliśmy po nie. Ewa w ogóle nie była w stanie wejść do środka. Poszedłem na oddział, spotkałem ordynatorkę i ona do mnie: „Dla waszej wiadomości: on tu nadal jest”. Wielki szok… Kontakt z prawniczką i podjęliśmy decyzję, że niezależnie od tego, jak sprawa się zakończy, będziemy do Błażeja jeździć, zajmować się nim - opowiada Adam.

Na świętego Józefa matka biologiczna zrzekła się Błażeja, a w Wielką Środę dwumiesięczny chłopczyk był już u Adama i Ewy.

- Tego samego dnia przyjechali do nas przyjaciele i bliscy. Zawsze robiłem swojskie alkohole, różne nalewki, wina i Ewa powiedziała mi wtedy, żebym poczęstował gości. Pytam, czy też się napije, na co ona: „Nie”. Ja do niej: „Ja też nie”. Dopiero potem wyjaśniliśmy sobie, że zarówno ona jak i ja w tym samym czasie podjęliśmy decyzję, że jeżeli Błażej będzie z nami, to nie będziemy pić do końca życia! - wyjaśnia Adam.

- Nasze dzieci się zawsze śmieją, że rodzice to piją tylko piwo „bezkoholowe” - dodaje Ewa. - Widzimy też, że abstynencja niesie ze sobą bardzo dużo darów. To błogosławieństwo, które wpływa na całe życie. Adopcja otwarła nas na nowe życie. A przez to, że podjęliśmy wyrzeczenie, rozlała się łaska w naszym życiu - mówi z pełnym przekonaniem Adam.

Zrobię se test

Błażejek od początku był wyjątkowym dzieckiem. Choć trudno w to uwierzyć, po raz pierwszy zapłakał, gdy miał ponad rok. Wcześniej, kiedy był głodny, uderzał nogami o materacyk. Przeszedł długą drogę rehabilitacji, z trudem uczył się chodzić, mówić i ufać kochającym go rodzicom.

Zarówno Adam, jak i Ewa mają rodzeństwo. Nie chcieli, by Błażej wychowywał się sam. Myśleli więc o kolejnej adopcji. W tym samym czasie zafascynowali się też nowym rodzajem sportu - rolkami. Dziś Adam prowadzi szkółkę rolkarską dla dzieci i współorganizuje pielgrzymki rolkowe młodych archidiecezji katowickiej.

Kiedy małżonków pochłonęły rolki, u Ewy stwierdzono boreliozę. Zaczęła przyjmować silne antybiotyki i stosować drakońską dietę. Do tego ostre treningi i półmaratony rolkarskie. Wtedy pierwszy raz od iluś tam lat pojawiła się u niej miesiączka. Potem były nudności, bóle piersi, plamy na twarzy… Ale zarówno Ewa, jak i prowadząca ją lekarka, reakcję organizmu przypisywały lekom na boreliozę.  

- Był czerwiec, przyjeżdżam z nightskatingu. Patrzę na siebie: strój rolkarski taki opięty i mówię: „Nogi fajne, tylko ten brzuch…”. Na co Adam: „Brzuszki ćwicz”. -„A tam brzuszki, test se zrobię, ha, ha, ha”. - „To se zrób”. To se ha, ha, ha zrobiłam. Patrzę, pierwsza kropelka i fruuuuuuu, dwie kreski - śmieje się Ewa. - Poszliśmy do lekarza, tak mnie bada i mówi: „Ładna, zdrowa ciąża, 15. tydzień”. Mówię: „Chryste Panie, ponad 4 miesiące!”. A ja dwie gleby na tych maratonach, dieta drakońska, antybiotyki, Panie Boże, ratuj to dziecko!

- Miesiąc później pojechaliśmy na badania prenatalne i jak lekarka dowiedziała się, co Ewa brała, to szeroko otwarły się jej oczy. Zbadała ją bardzo dokładnie i mówi: „Chciałabym się do czegoś doczepić, ale nie mam do czego. Widocznie ta dziewczynka ma coś w życiu do zrobienia”. I my mocno w to wierzymy - dopowiada Adam.

Gramy w totka

- Dzieci to też zadanie dla nas. Ilekroć modlimy się za nie, to cały czas z tyłu głowy mam słowa: „Panie Boże, nie pozwól nam tego daru zmarnować. To są Twoje dzieci” - mówi Ewa i wspólnie z Adamem wyjaśnia, że dzieci wychowują nie dla siebie, ale dla społeczeństwa, dla ich przyszłych małżonków i dla parafii…

Kiedy na świecie pojawiła się Hania, małżonkowie chcieli mieć jeszcze jedno dziecko. - Lekarz powiedział mi wtedy: „Pani jest po czterdziestce, jedno jajeczkowanie w roku, jeśli urodzi się dziecko, to będzie to jak szóstka w totolotku” - wspomina Ewa. - Jak byłam w ciąży z Misią - zorientowaliśmy się wcześniej niż przy Hani - to poszłam do tego lekarza i mówię: „Panie doktorze, gramy w totka. Jest dzidziuś!”

- Mieliśmy passata, który już bardzo mocno się sypał. Nie było opcji, żeby go naprawiać. Kiedy dowiedziałem się, że w drodze jest trzecie dziecko, to powiedziałem: „Panie Boże, fajnie, że dziecko jest, ale muszę zapewnić mu komfort i bezpieczeństwo jazdy. Dobrze byłoby załatwić jakiś samochód”. Nie trwało to dłużej niż 2 tygodnie, dzwoni moja siostra z Niemiec i mówi: „Młody, coś wspominałeś, że jakbyśmy sprzedawali nasz samochód, to ty jesteś chętny”. Podała cenę, zaczęliśmy z Ewą liczyć - opowiada Adam.

– Brakowało 4 tysięcy. Ja znów na kolana i mówię: „Panie Boże, dzięki, że mamy samochód, ale brakuje mi 4 kawałków”. Następnego dnia słyszę, jak Ewa rozmawia z mamą i strasznie się przekomarza. Rozłączyła się i mówi: „Tata usłyszał, że kupujemy samochód i chce nam dołożyć tysiąc euro!” Zacząłem się śmiać jak głupi…

Masz problem - przyjdź z tym do Mnie - tak Kremcowie mówią o Bogu, którego opieki doświadczają na każdym kroku.

A jakie są ich dzieci? Błażej ma 10 lat, jest pasjonatem piłki nożnej; ciepły, empatyczny, bardzo wyczulony na niesprawiedliwość, bałaganiarz i gaduła. 6-letnia Hania to lew sceniczny. Śpiewa, pisze, czyta… ma fenomenalną pamięć. Jest przylepą wszechstronnie utalentowaną. Michalina ma 2 lata i jest najbardziej stanowczą kobietą w domu, jest też bardzo samodzielna.

Na koniec pytamy o receptę  na udane małżeństwo. - Jak mówi papież Franciszek, nie kończyć dnia bez zgody; rozmawiać i umieć przeprosić. Czasami warto też skorzystać z pomocy specjalistów - przyznaje Adam.  

Małżonkowie z 20-letnim stażem podkreślają też moc rodzinnej modlitwy i nawzajem za siebie. „Panie, spraw, żeby mój mąż miał nową żonę i żebym tą żoną była ja” - prosi Boga Ewa.

Ładnie, prawda?