Azyl

Przemysław Kucharczak

|

Gość Katowicki 38/2017

publikacja 21.09.2017 00:00

Kasia Godlewska ma rozszczep kręgosłupa. Dzieci, u których wykrywa się tę wadę na etapie życia płodowego, często są w majestacie polskiego prawa bezwzględnie zabijane.

Kasia Godlewska w swoim mieszkaniu rozmawia z wicedyrektorem Witkiem Hanke. Kasia Godlewska w swoim mieszkaniu rozmawia z wicedyrektorem Witkiem Hanke.
Przemysław Kucharczak /Foto Gość

Kasia ma własną kawalerkę w ośrodku Caritas „Najświętsze Serce Jezusa” w Rudzie Śl.-Halembie. Pracuje tam zawodowo na portierni. – Mimo że jestem niepełnosprawna, jestem osobą szczęśliwą. A to między innymi dzięki takim ludziom, jak przyjaciele z ośrodka – mówi.

Rodzice, którzy czekają na narodziny swojego dziecka, czasem wpadają w panikę, gdy słyszą od lekarza, że ich dziecko może być chore. Nieraz w tym stanie paniki korzystają z usłużnie podsuwanej im propozycji „przerwania ciąży”. Znaczy to to samo, co „zabicie dziecka”, ale gdyby aborterzy nazwali tę operację po imieniu, prawie nikt nie korzystałby z ich usług.

Są jednak rodzice, którzy nie ulegli panice i nie kierowali się fałszywą litością. Ich potomkowie doczekali porodu. Nieraz okazywało się, że lekarze pomylili się i dzieci urodziły się całkiem zdrowe. W wielu innych przypadkach diagnozy potwierdziły się jednak i maluchy rzeczywiście przyszły na świat z niepełnosprawnością. Gdzie wtedy szukać pomocy?

Otóż wbrew temu, co twierdzą „psioczący” na Kościół zwolennicy aborcji, mnóstwo ośrodków, które pomagają, prowadzi Caritas.

Nie przyjeżdżajcie

Ponad 20-letni Grzegorz ma zespół Downa. Ludzie z tą wadą genetyczną – tylko młodsi od niego – są dziś masowo zabijani w wyniku aborcji. Chłopak mieszka w ośrodku Caritas w Halembie. Ma wspaniałych rodziców, którzy mieszkają w Katowicach. – Zdrowe dzieci, kiedy skończą szkołę, zakładają rodziny, zaczynają swoje samodzielne życie oraz pracę. Rodzice Grzesia doszli do wniosku, że ich synowi należy się to samo – relacjonuje Witold Hanke, wicedyrektor ośrodka w Halembie.

Ojciec i matka Grzegorza wymyślili cały program usamodzielnienia syna. – Najpierw chłopak przyjeżdżał do nas na zajęcia, żeby zapoznać się z tym miejscem. Później pojechał na wyjazd wakacyjny, ale towarzyszył mu tata, bo rodzice chcieli poznać, jak wobec podopiecznych zachowuje się kadra. Gdybyśmy uprawiali jakieś dziadostwo, podczas wyjazdu to by wyszło – mówi Witold Hanke. – Później przez jakiś czas Grzesiu czekał na miejsce w domu, w którym już sam chciał zamieszkać – dodaje.

Kiedy dwudziestolatek wreszcie trafił tutaj na stałe, przeżył… kryzys. Oświadczył, że poskarży się babci na rodziców: „że mnie tu zostawili jak psa”.

Kryzys okazał się jednak chwilowy. Grzegorz szybko uznał, że to ośrodek jest jego domem. Mieszka w pokoju z kolegą, który wolniej od niego myśli, ale szybciej chodzi i jest świetnym sportowcem; są dla siebie bardzo życzliwi. Rodzice często do Grzegorza dzwonią i regularnie zabierają do rodzinnego domu, np. na weekendy. Z tym, że teraz Grzesiu czasami ma już własny plan i potrafi zakomunikować rodzicom przez telefon: „W ten piątek nie przyjeżdżajcie, bo jestem zajęty”…

– Niektórzy mieszkańcy naszego ośrodka podejmują pracę zawodową. Grzesiu pewnie tego nie zrobi, bo to nie jest ten typ. Chodzi jednak na Warsztaty Terapii Zajęciowej i to traktuje jako swoją pracę. Codziennie wychodzi tam z teczką, a po powrocie odpoczywa, bo przecież pracuje… – relacjonuje Witold Hanke.

Grzegorz ma też kochającą go siostrę. Ostatnio był na wycieczce z ośrodka w zoo we Wrocławiu. W tym mieście jego siostra mieszka, więc tam się spotkali.

Artysta z Rudy

Rodzice dziecka niepełnosprawnego nieraz zadają sobie pytanie, co z nim będzie, kiedy ich zabraknie. – Niektórzy myślą, że oddanie go do takiej placówki jak nasza, jest podłością. A później, kiedy rodzic umiera albo musi pójść do szpitala, jest już czasem za późno, żeby ich dziecko trafiło do ośrodka z rówieśnikami, którzy dzielą jego pasje. Nieraz miejsce jest już tylko w Domu Pomocy Społecznej dla ludzi starszych, gdzie trudno znaleźć odpowiednie dla nich towarzystwo. My w Halembie przyjmujemy osoby przed ukończeniem przez nie 25. roku życia – mówi Witold Hanke.

Pasje niektórych mieszkańców ośrodka w Halembie są doceniane także przez ludzi zdrowych. Choćby pasja Andrzeja, który maluje i rysuje tak znakomicie, że przywodzi na myśl słynnego Nikifora. Dyrektor ośrodka był kiedyś na wykładzie, podczas którego ze zdziwieniem usłyszał, jak pani doktor z UŚ wymienia nazwisko Andrzeja jako „nieprofesjonalnego, niepełnosprawnego artysty z Rudy Śląskiej”.

Mieszka też tutaj Grzegorz, który, jak okazało się w czasie pobytu w ośrodku, ma słuch absolutny. Został organistą, gra na Mszach w kaplicy.

Są też inni niepełnosprawni, którzy sami nie poradziliby sobie w życiu – ale w ośrodku Caritas prowadzą na tyle samodzielne życie, na ile pozwala im zdrowie.

W wielu krajach zachodniej Europy dzieci z zespołem Downa i niektórymi innymi wadami już prawie się nie rodzą. Także w Polsce w zeszłym roku zabito w wyniku aborcji aż 1042 osoby chore lub niepełnosprawne. Presja obywateli może to zmienić. Trwa zbiórka podpisów pod projektem ustawy zakazującej aborcji dzieci podejrzanych o bycie chorymi.

Listę z podpisami można wydrukować ze strony www.zatrzymajaborcje.pl.

Dostępne jest 22% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.