ZHR: Mieszkańcy wsi Lotyń pomogli nam pierwsi

PAP

publikacja 15.08.2017 19:00

Mieszkańcy wsi Lotyń przyszli nam z pomocą jako pierwsi - napisał we wtorek naczelnik harcerzy ZHR hm. Robert Kowalski. Zaznaczył, że dzięki temu dostali najważniejsze, czyli nadzieję, że ktoś nimi się interesuje. Harcerze zorganizują pomoc dla zniszczonej miejscowości.

ZHR: Mieszkańcy wsi Lotyń pomogli nam pierwsi

"Najszybciej dociera grupa z Lotynia, również dzięki wskazówkom mieszkańców, jak ominąć najtrudniejsze przeszkody na leśnych drogach. Znają te łąki i lasy jak własną kieszeń" - opisał noc z 10 na 11 sierpnia br. hm. Robert Kowalski na stronie zhr.pl. To wtedy wichura połamała drzewa, m.in. w obozie harcerskim w lesie pomiędzy wsiami Suszek a Lotyń.

"Po dwóch godzinach czekania w ciemności i chłodzie harcerze dostają coś najważniejszego - otuchę i nadzieję, że ktoś się nimi interesuje, że ktoś zaraz ich stamtąd zabierze" - relacjonował Kowalski. Jak zaznaczył, ratownicy z Lotynia "dowiadują się, że z większością harcerzy wszystko OK. Wszyscy mają jedną myśl: to cud, że prawie wszyscy są w bardzo dobrym stanie".

"Trwają poszukiwania jeszcze jednej osoby" - opisał Kowalski noc z 10 na 11 sierpnia naczelnik harcerzy. Do akcji włączają się mieszkańcy wsi Lotyń. "Zaczynają przeczesywać las na równi z instruktorami. To właśnie ktoś z mieszkańców odnajduje ostatnią osobę. Niestety nie można już jej pomóc" - relacjonuje naczelnik harcerzy.

Jak poinformował Kowalski, do akcji pomocy harcerzom mieszkańcy wsi ruszyli zaraz po wichurach. Na pomoc wyruszyło jedenastu mężczyzn i jedna kobieta. "Pozostali ich żegnają i proszą, aby dawali znać, jak tylko znajdą harcerzy" - relacjonował naczelnik harcerzy. "Grupa przedziera się przez wiatrołomy przez dwie godziny. Normalnie byli w stanie dotrzeć do obozu w ciągu 30 minut" - napisał Kowalski.

"Ekipy ratownicze przedzierają się zarówno od strony Suszka, jak i od strony Lotynia. Ok. godz. 5.30 udaje się udrożnić przejazd dla samochodów terenowych na odcinku: obóz harcerski - Lotyń. Karetki nie są w stanie dotrzeć na miejsce obozu" - opisał naczelnik harcerzy.

Jak relacjonuje "samochodami terenowymi ewakuowani są najpierw poszkodowani, a później pozostali uczestnicy. Wszystkie osoby zdrowe po oględzinach lekarskich oraz krótkiej obserwacji przewożone są do świetlicy wiejskiej w Lotyniu". "Tam mieszkanki czekają już z kanapkami, gorącą herbatą i słodyczami oraz suchymi ubraniami i kocami" - opisuje Kowalski.

"Traktory z przyczepami wywożą od rana wszystko z terenu obozu na skraj wsi i pakują te rzeczy na TIR-a" - relacjonuje. "Przez cały dzień pracują z nimi właściciele traktorów i przyczep rolniczych. Tylko w ten sposób można wywieźć sprzęt z terenu obozu. Część harcerzy, która przyjechała do pomocy w obozie zostaje oddelegowana do pracy we wsi i usuwaniu skutków huraganu" - napisał naczelnik.

Jak zaznaczył Robert Kowalski, harcerze chcą "odwdzięczyć się za ogrom dobra, które otrzymali". Potrzebne są przemysłowe agregaty prądotwórcze o mocy większej niż 10 kW, do obsługi m.in. dojarni i chłodni (prądu może nie być 2-3 tygodnie). Możliwość wypożyczenia ich można zgłaszać poprzez e-maila: rzecznik@zhr.pl lub bezpośrednio w Lotyniu u sołtysa.

Gwałtowne burze, a miejscami nawet trąby powietrzne, przeszły przez Pomorze w nocy z piątku na sobotę. Wskutek nawałnic śmierć poniosło w Pomorskiem 5 osób, w tym dwie nastolatki, które przebywały na obozie harcerskim w okolicach miejscowości Suszek. Ponad 50 osób, w tym 38 uczestników obozu w Suszku, doznało też różnego rodzaju obrażeń.