Dożywocie dla Dariusza P. z Jastrzębia

Przemysław Kucharczak Przemysław Kucharczak

publikacja 19.12.2016 10:19

Za zabójstwo żony i czworga dzieci przez podpalenie domu został skazany na dożywocie. O zwolnienie z więzienia będzie mógł ubiegać się dopiero po 35 latach.

Dożywocie dla Dariusza P. z Jastrzębia Pogrzeb matki z czworgiem dzieci 18 maja 2013 r. w Jastrzębiu-Ruptawie Przemysław Kucharczak /Foto Gość

Wyrok wydał 19 grudnia 2016 r. rybnicki wydział Sądu Okręgowego w Rybniku.

Mężczyzna był oskarżony o zabójstwo żony i czworga własnych dzieci, a także o usiłowanie zabójstwa najstarszego syna. Prokuratura twierdziła, że podpalił własny dom w Jastrzębiu-Ruptawie, żeby wyłudzić ubezpieczenie. Przed tragedią zawarł umowy ubezpieczenia na życie swoich najbliższych.

- Oskarżony poczekał, aż wszyscy zasną, i dopiero wtedy dokonał podpalenia - uznał sąd.

Dożywocie dla Dariusza P. z Jastrzębia   Dariusz P. wysłuchuje uzasadnienia wyroku w sądzie w Rybniku Przemysław Kucharczak /Foto Gość Śmierć w pożarze 40-letniej pani Joanny z czworgiem dzieci – 17-letnią Justyną, 13-letnią Małgosią, 10-letnim Marcinem i 4-letnią Agnieszką – wstrząsnęła w maju 2013 roku całą Polską. Z przebywających wtedy w domu ocalał tylko 16-letni syn, któremu udało się wezwać straż pożarną. Dariusz P. był poza domem - twierdził, że tej nocy pracował w odległym warsztacie.

Rodzina była zaangażowana w życie Kościoła, działała w oazie rodzin. Do podpalenia domu i zabójstwa rodziny Dariusz P. nie przyznał się.

W czasie uzasadniania wyroku sąd w Rybniku przypomniał, że pożar rozwinął się od ogniska w szafie. Biegły wykluczył zwarcie instalacji elektrycznej, ponieważ tej w okolicy szafy w ogóle nie było.

Sąd stwierdził, że Dariusz P. podłożył też ogień w trzech miejscach, w których ogień - wbrew jego intencjom - nie rozwinął się. Według sądu, w jednym z nich Dariusz P. upozorował przegryzienie kabla do Playstation przez mysz. Ogień jednak tam nie rozwinął się - więc nie zatarł też śladów podpalenia. Biegły znalazł w tym miejscu podrzuconą martwą mysz. Badania wykazały jednak, że nie poraził jej prąd, lecz zabił uraz mechaniczny. Okazało się też, że kabel nie został przegryziony, lecz zwyczajnie przecięty ostrym narzędziem.

Sąd zwrócił też uwagę, uzasadniając wyrok, na precyzyjnie ułożone na podłodze poduszki, które miały przenieść ogień dalej.

Sąd wyliczał kolejne kłamstwa oskarżonego. W czasie pożaru nie było go w warsztacie w Pawłowicach Śląskich, gdzie, jak zeznawał, wtedy pracował. Kiedy o godzinie 1.49 zadzwonił do niego syn, który obudził się w trakcie pożaru i zdołał wezwać straż pożarną, telefon oskarżonego zalogował się na terenie pomiędzy ulicami Rybnicką i Pszczyńską. Nie da się dokładnie zlokalizować jego położenia, jednak można wykluczyć jego obecność w tej chwili w Pawłowicach.

Według sądu tuż po tragedii Dariusz P. próbował odwrócić od siebie podejrzenia, od razu kierując je na własnego syna. Biegli jednak zupełnie jego sugestie wykluczyli. Później oskarżony preparował SMS-y, które sam do siebie wysyłał jako rzekomy podpalacz - również chcąc skierować śledztwo na inne tory.

Sąd inaczej niż prokuratura ocenił motywy zbrodni. Miało chodzić o coś więcej, niż tylko zdobycie pieniędzy z ubezpieczenia. - Zdaniem sądu motywem działania oskarżonego była chęć uzyskania swoistej wolności - wolności od rodziny, którą stworzył. Pieniądze byłyby jedynie środkiem do realizacji tej wolności - stwierdził sąd. Uzasadnił, że to dlatego już kilka miesięcy po śmierci żony i czworga dzieci Dariusz P. zaczął spotykać się z kobietami i proponować im wspólne życie.

W kontekście tej „wolności od rodziny” sąd zwrócił też uwagę, że oskarżony zadbał o ocalenie swoich dokumentów, w tym paszportu. - Tłumaczenia oskarżonego, że żona spakowała jego dokumenty, żeby zrobił w nich porządek, są niewiarygodne - ocenił.

Sąd przytaczał opinię biegłych, którzy rozpoznali u oskarżonego osobowość psychopatyczną. Zwrócił uwagę m.in. na jego egocentryzm i płytkość uczuć, sztuczny, wymuszony płacz, powierzchowny urok oraz na kontrolowanie swoich reakcji.

Według sądu Dariusz P. miał symulować schizofrenię, żeby uniknąć kary. W dokumentacji z obserwacji psychiatrycznej znajduje się m.in. list Dariusza P., w której opisuje on swoje odczucia i objawy. Według biegłych lekarzy jest to jednak tylko symulacja osoby, która stara się przekonać innych o chorobie, której nigdy nie miała, i o której ma wiedzę powierzchowną. Śledczy znaleźli też u niego naukową książkę "Psychiatria kliniczna i pielęgniarstwo psychiatryczne", na której - ich zdaniem - oparł opis rzekomo trapiących go dolegliwości.

Bliscy żony Dariusza P., niektórzy ze łzami w oczach, wysłuchali uzasadnienia wyroku. - Takiej zbrodni po II wojnie światowej nie było - powiedział dziennikarzom po ogłoszeniu wyroku Bartosz Sabota, pełnomocnik pokrzywdzonej rodziny.

Dariusz P. nie przyznał się do winy. Jego obrońca zapowiedział apelację. - Łańcuch poszlak nie jest taki pewny - przekonuje.