Powrót do (nie)normalności

SZ

publikacja 26.09.2016 03:58

Po 8 tygodniach i prawie 8000 km jazdy rowerzyści NINIWA Team wrócili do Kokotka.

Powrót do (nie)normalności Szaleństwo uczestników wyprawy po ośmiu tygodniach pedałowania Szymon Zmarlicki /Foto Gość

Tuż po Światowych Dniach Młodzieży, 1 sierpnia, 38-osoba grupa rowerowych zapaleńców wyruszyła z Kokotka pod Lublińcem w jubileuszową, 10. wyprawę NINIWA Team. Jechali przez Ukrainę, Rosję, Gruzję, Armenię, Turcję, Bułgarię, Macedonię, Kosowo, Albanię, Czarnogórę, Bośnię i Hercegowinę, Węgry, Słowację i Czechy. Bez wozu technicznego ani planowania noclegów, każdy z prawie 30-kilogramowym bagażem. Najmłodsza uczestniczka w dniu wyjazdu miała 17 lat. Najstarszy uczestnik – 73! Po 56 dniach wyjątkowo trudnej podróży, w niedzielę, tłumy powitały dwukołowych bohaterów w miejscu, z którego wystartowali.

– Jechaliśmy… o Boże miłosierdzie dla świata! – przemówił zachrypniętym, ale pełnym wzruszenia głosem o. Tomasz Maniura OMI, przewodnik wyprawy, tuż po powrocie. – Jezus nie powiedział, że błogosławieni i szczęśliwi są ci, którzy mają wszystko ustawione w życiu, którzy mają tak naprawdę nic niewarte plany i o nic nie muszą się martwić. Powiedział, że błogosławieni są ci, którzy są miłosierni. Świat potrzebuje miłosierdzia i my się go uczyliśmy. Ta wyprawa była przede wszystkim dla nas, ale nie była to łatwa lekcja – podkreślił.

Powrót do (nie)normalności   Powitanie rowerzystów w Kokotku Szymon Zmarlicki /Foto Gość W krótkim podsumowaniu pokusił się o kilka zaskakujących statystyk. – Było nas wielu, a jechaliśmy przez miejsca, gdzie cywilizacji nie było za dużo. To była rekordowa wyprawa pod względem liczby pryszniców. Przez osiem tygodni jazdy mieliśmy okazję umyć się sześć razy, z czego trzy razy w ciepłej wodzie. Sześć razy spaliśmy pod dachem, a w ostatnim tygodniu poranki były bardzo chłodne, 3-5 stopni. Była rekordowa ilość awarii i chorób, zwłaszcza żołądkowych, co bardzo utrudniało jazdę i odwadniało uczestników. Ale dzięki trudowi miłości wzajemnej byliśmy bardzo szczęśliwi – zapewniał o. Maniura.

– To, że jesteśmy tu w jednym kawałku, cali i zdrowi, to prawdziwy cud. Przez te osiem tygodni jazdy minęliśmy miliony ludzi. Przejechały obok nas setki tysięcy samochodów i TIR-ów. Nawet nie wiem, ilu z tych kierowców było pod wpływem alkoholu. I nikt w nas nie wjechał. Przejeżdżaliśmy przez bardzo wysokie góry, w sumie wjechaliśmy 49 kilometrów w pionie. O ile wjazd jest męczący, ale bezpieczny, o tyle zjazd jest bardzo ryzykowny, zwłaszcza przy prędkości 40-50 km/h na mokrym asfalcie – wyliczał. – Naprawdę trzeba mieć dużo szczęścia, żeby nie stracić życia, siedząc w domu. Bo na wyprawie my wygrywamy życie – podsumował.

Powrót do (nie)normalności   Radość i łzy wzruszenia - tak wyglądały pierwsze chwile spotkania z najbliższymi po dwóch miesiącach Szymon Zmarlicki /Foto Gość Oprócz rodzin, znajomych i kibiców NINIWA Team uczestników wyprawy przywitał gliwicki biskup senior Jan Wieczorek oraz burmistrz Lublińca Edward Maniura. A każdy z rowerzystów podzielił się krótką refleksją ze swojej podróży. „Pan daje tyle, ile potrzeba”, „Musimy kochać i to naprawdę wystarczy”, „Najkrótsza droga do królestwa niebieskiego wiedzie na rowerze, ale można i pieszo”, „Mamy teraz powrót do normalności, a właściwie to dla nas już nienormalności… – niektóre przemyślenia „hardkołowców” były zaskakujące.

– Chcę pogratulować młodzieży, bo ja w ich wieku dojechałem tylko do Krakowa i na Jurę – mówił 73-letni Leon z Rudy Śląskiej. – A jeśli chodzi o sprawy religijne, to muszę jeszcze trochę pożyć, żeby im dorównać – zaznaczył.

Później wśród gości odbyła się charytatywna licytacja. Przedmiotem wystawionym na sprzedaż był sam rower o. Tomasza Maniury, na którym przejechał wszystkie 10 wypraw. Darczyńcy zaoferowali po 2700, 3000 i 5000 złotych, ale pojazd i tak zwrócili pierwotnemu właścicielowi. Dochód zostanie przeznaczony na budowę domu Świętych Młodzianków, w którym będzie mogła mieszkać młodzież przyjeżdżająca do Kokotka na liczne spotkania formacyjne i rekolekcje.

Powrót do (nie)normalności   Najstarszy uczestnik wyprawy, 73-letni Leon Hapeta, wytrwał do końca podróży, a kondycji może mu pozazdrościć niejeden wysportowany młodzieniec Szymon Zmarlicki /Foto Gość Na sam koniec spotkania o. Tomasz Maniura wyjaśnił, jak w przyszłości będą wyglądały podróże NINIWA Team. Jak od dawna bowiem zapowiadał, „Misja JuT” miała być ostatnią wyprawą, przynajmniej w obecnej formie. – Co roku coraz bardziej boję się jechać na kolejną wyprawę, bo wiem, co może się wydarzyć, i trudno jest mi zdecydować się na wyjazd. Po dziewiątej wyprawie pomyślałem, że tę dziesiątą jeszcze zrobię, ale jedenastej już na pewno nie. Chyba że sam prowincjał mnie o to poprosi, jednak ja nie będę nic w tym kierunku robił. A on powiedział mi w tym roku: „Jaka ostania? A co ty z tą młodzieżą zrobisz? Jak chcesz mieć inną formę, to za rok zrób dwie wyprawy!” – opowiada o. Maniura.

Powrót do (nie)normalności   10 700 złotych – łącznie tyle był wart na licytacji rower o. Tomasza Maniury Szymon Zmarlicki /Foto Gość Planowana na kolejny rok wyprawa po raz pierwszy będzie międzynarodowa. Do polskich rowerzystów będzie mogła dołączyć młodzież z innych krajów, co jest owocem znajomości zawartych podczas Światowych i Oblackich Dni Młodzieży. Pierwsi zagraniczni uczestnicy – Carlos i Gonzalo z Hiszpanii – już zapowiedzieli swój udział!

Zobacz fotorelację z powrotu rowerzystów do Kokotka w GALERII ZDJĘĆ.