Lek na lęk

Franciszek Kucharczak

|

GN 23/2016

publikacja 02.06.2016 00:00

Gwarantem bezpieczeństwa jest Bóg, a nie prezerwatywa.

Lek na lęk

Po zamachach na lotnisku w Brukseli, jak pamiętamy, miał się odbyć wielki marsz „Nie dla strachu”. Jakoś jednak słabo przebiła się do świadomości publicznej wiadomość, że ten marsz został odwołany. Ze strachu, no bo z czego. Teraz z kolei wystarczył incydent z bombą we Wrocławiu, żeby wzmóc atmosferę paniki. Zanim okazało się, że nie zrobił tego żaden islamista, już wielkie oczy strachu skierowały się w stronę Krakowa. Bo tam, na spotkaniu z papieżem, będzie dużo ludzi, łaaaa! I jakbym ja tam był, toby mi się coś mogło stać, łaaaa! Albo moim dzieciom, łaaaa! I – jak słychać – poskutkowało to tu i ówdzie odwoływaniem zgłoszeń udziału w Światowych Dniach Młodzieży.

I nawet trudno się dziwić takim zjawiskom, bo żeby nie ulec strachowi, trzeba mieć mocny powód. To musi być coś ważniejszego od życia – a postchrześcijańskie społeczeństwa nie mają nic takiego. Cywilizacja Zachodu nie daje żadnej motywacji, żeby robić coś innego niż bezustanne zabezpieczanie się. Nie ma tu już mentalności zdobywcy, który ma pragnienie pójścia do przodu, zmierzenia się z nieznanym. Nie ma tu wojowników, gotowych nadstawiać karku dla czegokolwiek, bo własny kark jest dla nich wartością najwyższą – i tylko ten kark trzeba chronić. Nie podejmą żadnego poważnego wyzwania coraz liczniejsze maminsynki, doskonale wyszkolone jedynie w „walce” z użyciem joysticka.

Trzeba się opancerzyć, okopać i chronić, chronić, chronić. Bo jest co ochraniać, bo się zebrało liczne dobra i się do nich przylgnęło. Domy zabezpieczone przed intruzami, pieniądze zabezpieczone przed złodziejami, seks zabezpieczony przed dziećmi, życie zabezpieczone przed cierpieniem – oto ideał społeczeństw, które się boją. Strach paraliżuje tych, dla których własne bezpieczeństwo stało się bożkiem – i właśnie o to chodzi zamachowcom: sterroryzować paru ludzi, a zadrżą miliony. Coś takiego nie udałoby się w krajach, gdzie tylko śmierć jest pewna. Tam ludzie wiedzą, że człowiek nie może nawet „jednego włosa uczynić białym albo czarnym”. Ale to dalekie kraje – bo najedzona Europa wmówiła swoim dzieciom, że nad wszystkim można zapanować i że nawet cierpienie i śmierć da się jakoś odegnać, choćby zastrzykami, które pozwolą bezboleśnie pogrążyć się w nicości.

Skutek jest taki, że ludzie schyłkowej cywilizacji umierają tak samo jak inni, ale żyją w lęku większym niż inni.

Co więc można zrobić? Zawsze to samo: powrócić do Chrystusa. Bez motywacji, jaką daje Ewangelia, nikt nie zdecyduje się zostawić wszystkiego i zmierzyć się z wyzwaniami, jakie niesie życie. Bez Chrystusa narażanie się na stratę dla czegoś cenniejszego nie jest możliwe, bo nie ma niczego cenniejszego niż Chrystus.

Ludzie hodowlani

Ministerstwo zdrowia Holandii zapowiedziało, że zgodzi się na hodowlę „ludzkich embrionów” do badań naukowych. Do tej pory zresztą też już robiono w Holandii eksperymenty na najmłodszych ludziach, ale nie byli to ludzie specjalnie do tego celu hodowani, tylko nadliczbowi z in vitro – używani do tego za zgodą rodziców. A teraz ma być inaczej. Hodowla będzie się odbywać, rzecz jasna, „pod bardzo surowymi warunkami”. I chodzi, a jakże, o rzecz wielce szlachetną: „aby dać ludziom szansę na posiadanie zdrowych dzieci”. Oj tak, oj tak. Aby były zdrowe dzieci, trzeba z innych dzieci zrobić króliki doświadczalne. Chociaż nie – używanie królików do celów naukowych jest niehumanitarne.

Mało im meczetów?

Tysiące muzułmanów w Stambule domagało się ponownego przekształcenia tamtejszej bazyliki Hagia Sophia w meczet. – Niech łańcuchy opadną, niech Hagia Sophia się otworzy – wołali uczestnicy modlitw pod przewodnictwem imama z Mekki. Przypomnijmy, że ten najwspanialszy kościół starożytności przez ponad 900 lat był świątynią chrześcijańską. Gdy Turcy w 1453 roku zdobyli Konstantynopol, zamienili go w meczet. Tę funkcję pełnił do 1934 roku (czyli niespełna 500 lat), gdy stał się muzeum. To nie podoba się coraz bardziej radykalizującym się muzułmanom w Turcji. I oczywiście – jeśli te nastroje będą wzrastały – w końcu zrobią powtórkę z 1453 r. Na pewno pójdzie łatwiej. Nie trzeba się będzie przedzierać przez stosy trupów. Najwyżej będzie trochę krzyku.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.