Dinozaury w polityce

Tomasz Rożek

|

GN 23/2015

publikacja 03.06.2015 00:15

Faworyt ostatnich wyborów prezydenckich Bronisław Komorowski i jego sztab nie tylko zignorowali nowe media, ale je zlekceważyli. Duda wygrał z wielu powodów, ale jednym z najważniejszych było zdefiniowanie na nowo sposobów komunikacji.

Po każdej wpadce Bronisława Komorowskiego w internecie natychmiast pojawiały się  setki memów, ironicznie komentujących gafy prezydenta Po każdej wpadce Bronisława Komorowskiego w internecie natychmiast pojawiały się setki memów, ironicznie komentujących gafy prezydenta

To naprawdę może szokować (w PO jeszcze długo się po tym nie otrząsną), ale jeszcze dwa, trzy miesiące przed wyborami sondaże dawały urzędującemu prezydentowi miażdżącą przewagę. Nikt nawet nie przypuszczał, że do rozstrzygnięcia będzie potrzebna II tura wyborów. Adam Michnik, emerytowany redaktor naczelny „Gazety Wyborczej”, mówił, że Komorowski, żeby przegrać, musiałby „po pijanemu przejechać na pasach niepełnosprawną zakonnicę w ciąży”. Okazało się, że Bronisław Komorowski i jego sztab zrobili coś znacznie gorszego. Nie zrozumieli zmian, jakie zaszły w mediach.

Grzech i zbrodnia

Informacje do każdego z nas docierają różnymi drogami. Te drogi są zależne od wieku, wykształcenia, miejsca zamieszkania odbiorcy, ale także od samej informacji. Gdzie indziej szukamy wiadomości o polityce, gdzie indziej o sporcie albo urodzie. Tak czy inaczej sprawą kluczową, fundamentalną dla komunikacji, jest dokładne określenie odbiorcy, osoby, do której mówimy, aby w drugim kroku zdefiniować kanały, którymi informacja będzie dystrybuowana. To oczywiste dla każdego, kto zajmuje się mediami. W tych wyborach nie było jednak oczywiste dla sztabu Bronisława Komorowskiego. Ten wykorzystywał tradycyjne media i chciał za ich pośrednictwem zwrócić się do odbiorcy, który tych mediów w ogóle nie ogląda, w ogóle nie czyta. W efekcie prezydent żartujący na kanapie u Kuby Wojewódzkiego nie jest cool, jest żenujący. Nie zdobywa nowych głosów, traci te, które już zdobył. Zupełnie inaczej zachowywał się sztab Andrzeja Dudy. W mediach społecznościowych zwracał się do młodych, bo internet to miejsce, w którym żyją. W mediach tradycyjnych Duda mówił do starszych. Inne kanały, inne przekazy, inny odbiorca. Ale to, że sztab Bronisława Komorowskiego nie wykorzystywał tak zwanych nowych mediów, nie było jego największym grzechem. Zbrodnią było to, że on je lekceważył. Nikt nie lubi lekceważenia, szczególnie ludzie młodzi, internauci, stąd sieć bardzo szybko zaroiła się od tak zwanych memów, czyli śmiesznych (czasami ironicznych), chwytliwych informacji, które mogą mieć postać zdjęcia, rysunku czy krótkiego filmiku. Przeważająca większość memów nie powstaje w wyspecjalizowanych firmach. Internauci tworzą je sami. Dobry mem przekazywany jest dalej, a zasięg może być liczony w setkach tysięcy czy nawet milionach odsłon.

Takimi zasięgami nie mogą się pochwalić tradycyjne audycje czy reklamówki wyborcze, nawet gdy są emitowane w najlepszym czasie antenowym czy drukowane w najbardziej poczytnych gazetach. Memów o Bronisławie Komorowskim było setki. Częściowo dlatego, że ustępujący prezydent z powodu wielu gaf i niezręczności był wyjątkowo wdzięcznym obiektem żartów. Sztab Komorowskiego mógł tę sytuację rozładować, ale zlekceważył ją, budując wśród młodych wyborców obraz swojego kandydata jako osoby nie dość że niezręcznej i gapowatej, to na dodatek pozbawionej dystansu wobec siebie. Wtedy, gdy tak zwane internety śmiały się z Komorowskiego, sztab Dudy wrzucił do sieci krótki filmik, w którym... kandydat śmieje się z samego siebie. Wyluzowany Duda, w rozpiętej koszuli siedzi swobodnie na krześle i śmieje się z tego, co piszą o nim komentatorzy i inni politycy. Na luzie, śmiesznie, ale nie ironicznie i złośliwie. Filmik zyskał ogromną popularność, stał się tak zwanym wiralem, czyli treścią, którą ludzie sami sobie przesyłali. Dla odbiorców internetu – bajka. Dla odbiorców tradycyjnych mediów... Cóż, ci tego filmiku w ogóle nie zobaczyli.

Stabilny czy niestabilny

Na czym polega siła internetowych kanałów informacji? Głównie na ich mnogości i szybkości. Podczas gdy tradycyjne media tworzy garstka ludzi, która przemawia do dużej liczby odbiorców, w nowych mediach każdy jest albo może być twórcą. Każdy fakt można sprawdzić, każdą opinię zestawić z opiniami sprzed roku. Gdy zaraz po pierwszej turze wyborów prezydenckich Bronisław Komorowski ogłosił chęć zmiany konstytucji w celu wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych, od razu powstał krótki filmik pokazujący nagłą woltę prezydenta. Kilkanaście dni wcześniej Komorowski mówił bowiem, że ktoś, kto chce zmieniać konstytucję jest politycznym frustratem. Przekaz kampanii kandydata PO był budowany na takich hasłach jak „stabilizacja” i „przewidywalność”, ale to były tylko słowa, filmiki tego typu pokazywały Komorowskiego jako osobę o chwiejnych poglądach. Materiał konfrontujący prezydenta z... samym sobą w internecie oglądały setki tysięcy ludzi. W tradycyjnych mediach nikt go nie zobaczył. I kolejny przykład siły nowych mediów.

Gdy na ostatniej prostej kampanii Tomasz Lis, by zdyskredytować Andrzeja Dudę, zacytował fałszywe opinie jego córki, w internecie rozpętała się burza. Ta burza wyszła jednak dość szybko poza świat wirtualny. W efekcie Telewizja Polska już kolejnego dnia w głównym wydaniu Wiadomości musiała w imieniu Lisa przepraszać. Filmik z idiotyczną miną redaktora Kraśko, który czyta przeprosiny, jak się to mówi, zdobył internety. I pokazał, gdzie jest prawdziwa siła. Mechanizm jest dość prosty. Media tradycyjne szukają odbiorcy, a nowe media mają tego odbiorcę. I tak jak kiedyś internet grzał się w świetle dużych stacji telewizyjnych czy wielkonakładowych gazet, tak teraz jest odwrotnie. To gwiazdy internetu są górą, to „stare” media muszą gonić nowe, a nie odwrotnie.

Z trzepaka na Facebook

I na koniec o odbiorcach. Internet zawsze był miejscem ludzi młodych. Starsi też oczywiście korzystają z dobrodziejstw sieci, ale w zupełnie inny sposób. Dla tych ostatnich internet służy do wysyłania mejli czy wyszukiwania konkretnych informacji. Dla młodych internet jest – jak powiedział kiedyś bardzo trafnie bp Grzegorz Ryś – kontynentem, na którym oni żyją. To nie tylko kwestia mejli, stron www, ale także portali, na których młodzi się spotykają. Kiedyś na trzepaku, dzisiaj na  Facebooku. Czy to dobrze, czy źle, to zupełnie inny temat. Internet to YouTube, czyli internetowa telewizja o nieograniczonych zasobach, gry sieciowe czy nawet agregatory treści, czyli serwisy informacyjne, które tworzą sami użytkownicy. Duda brał udział w AMA organizowanym przez największy polski agregator, czyli Wykop.pl. AMA to akronim, skrót od angielskiego zdania „Ask Me Anything”, czyli w prostym tłumaczeniu „Zapytaj mnie o cokolwiek”. Internauci pytają o cokolwiek, kandydat odpowiada. Na żywo, bez moderacji. Bronisław Komorowski też wziął udział w AMA, ale nie z internautami, tylko z przychylnymi mu dziennikarzami jednego z portali internetowych. To pokazuje różnicę w podejściu do tematu. Internet zawsze był miejscem młodych, ale od kilku lat ci młodzi zaczynają wchodzić w dorosłość. Te wybory były pierwszymi, w których tak ogromną rolę odegrali wyborcy wychowani bez tradycyjnych mediów, którzy tych mediów do niczego nie potrzebują, nie czerpią z nich żadnych informacji. Sztab Andrzeja Dudy to wykorzystał, sztab Bronisława Komorowskiego zlekceważył.

Duda jak Obama

Wybory prezydenckie Anno Domini 2015 będą opisywane w książkach i analizowane na zajęciach z medioznawstwa, tak jak opisuje się w podręcznikach pierwszą wygraną dzięki telewizji kampanię prezydencką w USA. Zwycięzcą był wtedy młody, nikomu nieznany, ale obdarzony charyzmą John Kennedy. Media drukowane tej charyzmy i wigoru nie były w stanie pokazać. Telewizja była medium, które mogło to zrobić, a sztab Kennedyego i sam kandydat to wykorzystali. To był rok 1961. W 2008 r., 47 lat później, pierwszym czarnoskórym prezydentem został Barack Obama. Nie wygrałby wyborów z dużo bardziej doświadczonym i zasłużonym dla kraju senatorem Johnem McCainem, gdyby nie... internet. Obama czuł nowe medium, dużo starszy McCain nie. W tych samych książkach, w których piszą o Kennedym, piszą o Obamie jako pierwszym prezydencie, który na taką skalę wykorzystał nowe media w kampanii wyborczej. Pomijając skalę, tegoroczna kampania wyborcza w Polsce pod wieloma względami jest podobna do tej amerykańskiej z 2008 roku. Począwszy od podobnego hasła (i Duda, i Obama akcentowali potrzebę zmiany), stylu, na zaangażowaniu internetu kończąc. W przeważającej większości przychylne prezydentowi Komorowskiemu media mainstreamowe przegrały ostatnią kampanię wyborczą z mediami internetowymi. Im bardziej „Newsweek” czy „Gazeta Wyborcza”, Tomasz Lis czy Beata Tadla starali się kandydata PiS pognębić, tym więcej zyskiwał on wśród ludzi młodych, żyjących w internecie. A prawdziwie ważne wybory dopiero przed nami. Ten, kto nie zrozumie nowych kanałów komunikacji, przejdzie do historii, tak jak dinozaury ponad 65 mln lat temu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.