Wyznanie państwa

Franciszek Kucharczak


|

GN 23/2015

publikacja 03.06.2015 00:15

Nie każde wyznanie jest państwowe, 
ale każde państwo jest wyznaniowe.

Wyznanie państwa rysunek franciszek kucharczak /gn

Podobno grozi nam państwo wyznaniowe. Straszenie dyktaturą religijną ostatnio nawet jakby się nasiliło, bo przecież po zwycięstwie Andrzeja Dudy z hukiem otwarły się wrota średniowiecza. Tylko patrzeć, jak policja moralna odbierze in vitro nawet starcom, sierotom i wdowom, a po jesiennych wyborach, choćby to był listopad, wszystkich pogoni na majowe.

– Mam nadzieję, że jak PiS zdobędzie władzę, to nie zastukają do mnie rano o 6.00 smutni panowie z aresztem za poglądy „niezgodne z nauką Kościoła” – napisał mi po pierwszej turze wyborów prezydenckich pewien wytrwały adwersarz. Na pewno zastukają, proszę pana, tak jak już to robili wiele razy. Na przykład…

No właśnie. Nic takiego się nie dzieje i nie działo ani w trzeciej RP, ani w drugiej RP, a i w pierwszej trudno znaleźć. Profesor Hartman, mimo usilnych starań, znalazł zdatnego do tej roli tylko Kazimierza Łyszczyńskiego z roku 1689. I to jest cała baza tezy o zagrożeniu terrorem religijnym w Polsce. Jeśli taki terror u nas był, to w latach PRL i w czasach niemieckiej okupacji. Tak – wtedy ludzie byli szykanowani z powodu chrześcijańskich przekonań, nieraz aż do utraty życia, przez wyznawców religii nazistowskiej bądź ateistycznej. Bo takie systemy to też religie – wynikają z jakichś ideologii i mają swoich wyznawców. I przyjęcie któregoś z systemów jako wiodącego musi skutkować w prawodawstwie. Nie da się inaczej. Kto uznaje na przykład, że państwu służą mocne rodziny o silnej motywacji płynącej z chrześcijaństwa, ten nie może jednocześnie godzić się z tworzeniem instytucji związków partnerskich, zwłaszcza jednopłciowych, a tym bardziej takich „małżeństw”. Jeśli Irlandia zgodziła się na takie rzeczy – i to w drodze referendum – oznacza to tylko tyle, że ten naród w swojej większości zrywa z chrześcijaństwem. To żadne tam dojrzewanie do tolerancji, do poszanowania praw wszystkich – to po prostu praktyczna deklaracja apostazji. Ten kraj nie stał się bardziej neutralny – stał się bardziej diabelski. 
Nie mogło być inaczej, bo albo się uznaje słowo Boże, albo słowo „tego świata”. Mieszanie jednego i drugiego niczego nie łączy, lecz tworzy coś trzeciego: religię nicości. Nie powstaje z tego żadna wspólna wartość, lecz brak wartości – coś nijakiego, pozbawionego smaku, wyrazu, a przez to wyjątkowo obrzydliwego.


Chrześcijaństwo zanika tam, gdzie ludzie uznali, że jest jakaś lepsza oferta dla ludzkości niż Ewangelia. Ale odżegnanie się od chrześcijaństwa bynajmniej nie sprowadza epoki szczęśliwości i pokoju. Przeciwnie – choć gada się o tolerancji, de facto wprowadza się terror. A zaczyna się od takich rzeczy, jak ukaranie cukiernika za odmowę zrobienia tortu z progejowskim napisem albo zrujnowanie hotelarzy, bo nie chcieli przyjąć homopary, czy też wreszcie odbieranie dzieci rodzicom, którzy odmawiają zgody na szkolną deprawację swoich pociech.

Jest tak, bo w rzeczywistości każde państwo jest wyznaniowe. Jeśli przestanie czerpać z chrześcijaństwa, zaczerpnie z „połączenia wszystkich wartości” – czyli de facto z satanizmu.


Segregacja rasowa


Polska ma przyjąć 60 zagrożonych prześladowaniami chrześcijańskich rodzin z Syrii. Natychmiast zareagował Jacek Żakowski, który w Radiu TOK FM uznał, że rząd „uległ rasistowskiej presji”. „To dla mnie zapowiedź pogłębiania się państwa religijnego, jeśli można uchodźców segregować ze względu na wyznanie” – oburzył się. No pewnie. Żeby było sprawiedliwie, trzeba przyjąć po równo rodziny chrześcijan i talibów, buddystów i animistów, ateistów, masonów i cyklistów. I oczywiście „rodziny homoseksualne”. Chociaż gdyby chodziło o ewakuację gejów, to zapewne przejawem dyskryminacji i rasizmu byłoby ich nieprzyjęcie. 


Ewangelia łamie


Po wyborach prezydenckich Katarzyna Wiśniewska w „Gazecie Wyborczej” napisała tekst pt. „Czy Kościół pomógł Dudzie?”, w którym próbowała udowodnić m.in., że Kościół łamał ciszę wyborczą, a jeśli nawet nie złamał, to „otarł się” o jej złamanie. Wśród wielu osobliwych „dowodów” znalazła się i wiadomość od znajomego autorki, księdza z Wrocławia. Miał on jej powiedzieć, iż w wyborczą niedzielę słyszał w kościele, „że trzeba głosować »zgodnie z Ewangelią«, co odebrał jako poparcie dla »ewangelicznego« kandydata PiS”. I skomentował to retorycznie: „A gdzie cisza wyborcza?”. Wynika z tego, że ksiądz w kościele, aby nie wskazywać na Dudę, powinien był powiedzieć: „Głosujcie niezgodnie z Ewangelią”. No ale czy wtedy nie wskazałby na drugiego kandydata?


Optymizm


Sejm nie przyjął do porządku obrad projektu ustawy o związkach partnerskich autorstwa SLD. Ubolewała nad tym premier Ewa Kopacz. Stwierdziła, że to zadanie na następną kadencję. To się nazywa śmiałe planowanie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.