Droga Krzyżowa

Jarosław Dudała

publikacja 03.04.2015 00:15

Rozważania starszego brata syna marnotrawnego.

Droga Krzyżowa   Rembrandt Harmenszoon van Rijn „Powrót syna marnotrawnego” olej na płótnie, ok. 1669 Ermitaż, Sankt Petersburg Stacja I: Jezus na śmierć skazany

Lubimy etykietkować ludzi. Nawet w rodzinie. „Ten to leń, ten to nerwus.” Taka etykietka to gruncie rzeczy wyrok. Taka etykietka to w gruncie rzeczy przekleństwo, które w pewnym sensie więzi drugiego człowieka. Odbiera mu nadzieję na uwolnienie się od zła.

Słowo ma moc. Gdy jedno z miast nie przyjęło Jezusa, uczniowie pytali Go, czy mają je przekląć, by spadł na nie deszcz ognia. Zabronił. Dlaczego? Bo gdyby przeklęli, ten deszcz ognia rzeczywiście by spadł. A On tego nie chce. On chce miłosierdzia. Dlatego nie sądźmy, nie etykietkujemy, nie oceniajmy, nie wydawajmy wyroków. Błogosławmy. Błogosławieństwo to zarazem oddanie chwały Bogu i gest miłosierdzia wobec człowieka. Gest, który ma moc uwalniania w bliźnim tego, co jest w nim najlepsze.

 

Stacja II: Jezus bierze krzyż na swoje ramiona

Krzyż, na którym ukrzyżowano Chrystusa, prawdopodobnie miał kształt litery T. To symbol znany już w Starym Testamencie. Prorok Ezechiel z polecenia Boga kreślił go na czołach sprawiedliwych. Kto miał na czole taki znak, był ocalony od śmierci. Tak samo od śmierci ratowała krew baranka w Księdze Wyjścia. To znaczy, że krzyż to znak naszego zbawienia.

Ale krzyż to także podpis. Jeszcze niedawno w naszej części świata, tak jak w starożytnym Izraelu, krzyż w kształcie litery X, bądź znaku +, był używany jako osobisty podpis. Można więc powiedzieć, że krzyż Chrystusa to autograf samego Boga.

Stacja III: Pierwszy upadek pod krzyżem

Mój pierwszy upadek, mój pierwszy grzech... To jak pierwsza stłuczka nowiusieńkim samochodem. „Ale szkoda, taki był ładny, złoty metalic...”

To zdumiewające, ale żałujemy poniesionej szkody, a nie tego, że zawiniliśmy, np. przez lekkomyślność za kierownicą. Nie żałujemy popełnionego zła, ale żałujemy, że dosięgły nas skutki popełnionego przez nas zła. Tak, jesteśmy obłudnikami, hipokrytami.

Bóg to widzi. I co? I kocha. Tak, Bóg kocha nas nawet takich, obłudnych, zakłamanych. „Nie postępuje z nami według naszych grzechów, ani według win naszych nam nie odpłaca”. Jest cierpliwy, bo jest miłosierny. Benedykt XVI mówił, że „cierpimy z powodu cierpliwości Boga (Mówimy: 'Boże, Ty widzisz i nie grzmisz' – przyp. jdud). Tymczasem wszyscy potrzebujemy Jego cierpliwości”.

Stacja IV: Pan Jezus spotyka swoją Matkę

Gdybym nie miał rodziny, to może łatwiej byłoby mi żyć ofiarnie, odważnie sprzeciwiać się złu, łatwiej byłoby nieść krzyż, wiedząc, że cierpię tylko ja sam, że nikt bliski nie cierpi wraz ze mną. Tymczasem Jezus zgodził się oddać życie, wiedząc, że tym samym miecz boleści przeszyje Niepokalane Serce Jego Matki. Przy tej stacji uczymy się, co miał na myśli Jezus, gdy mówił, że kto nie ma w nienawiści ojca i matki, ten nie jest Go godzien. Przy tej stacji uczymy się, czym jest bojaźń Boża. Uczymy się, na czym polega ten dar Ducha Świętego. Bać się Boga to znaczy: przedkładać Boga i Jego wolę ponad wszystko inne. Wszystko. Dosłownie. Bóg jest ważniejszy nie tylko od władzy, pieniędzy, jest ważniejszy od zdrowia (cokolwiek mówią ludzie, składając sobie życzenia), jest ważniejszy nawet od ojca i matki.

Stacja V: Szymon z Cyreny pomaga dźwigać krzyż Jezusowi

Jak reagujemy na krzyż? Jak reagujemy, gdy dotyka nas ból, cierpienie? Instynktownie cofamy się, uciekamy. Tymczasem może być tak, że spotyka nas wtedy to, co Szymona z Cyreny. Spotyka nas okazja do współuczestniczenia w męce Jezusa. Św. Paweł mówi nawet, że cierpiąc „dopełniamy braki męki Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół”. W takiej optyce cierpienie to właściwie... zaszczyt.
Ale - uwaga! - nie wolno każdego cierpienia kwitować krótkim stwierdzeniem, że to wola Boża. Skąd właściwie wiesz, że Bóg chce, aby ktoś cierpiał? Może nie che? Może czeka, aż krótko i wzniośle zawołasz: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się!”. Może cierpienie, z którym się stykasz, jest jak śmierć Łazarza - potrzebne jest tylko po to, by objawiła się nam łaska miłosiernego Boga.

Stacja VI: Weronika ociera twarz Jezusowi

Zawsze wyobrażałem sobie św. Weronikę jako piękną, młodą, szczuplutką dziewczynę. Tymczasem - jeśli wierzyć wizji bł. Katarzyny Emmerich - Weronika (a właściwie Serafia) była „zażywną matroną”. Ani więc młoda, ani szczupła. Nie była tak stylowa, jak chciałbym ją widzieć.

Bo może styl nie jest najważniejszy? Może szukanie jakiejś elegancji w wierze to błąd, to efekt jakiejś duchowej ślepoty, która skupia się na tym, co powierzchowne? Może o tym mówi nam papież Franciszek, gdy powtarza, że woli Kościół poraniony, nawet popełniający błędy, niż Kościół nieskazitelny, skupiony na unikaniu błędów, ale przez to daleki i niedostępny.

Stacja VII: Drugi upadek pod krzyżem

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus mówiła, że nigdy nie popełniła tego samego błędu dwa razy. Może na tym m.in. polega świętość, której mi brakuje. Bo ja powtarzam swe błędy. Powtarzam te same grzechy. Upadam drugi raz.., dwudziesty drugi..., dwieście dwudziesty drugi... Ja, który od zawsze jestem związany z Kościołem, modlę się, należę do małej wspólnoty...

Kolejna stacja, która demaskuje moją hipokryzję. I znowu odkrycie: Jezus wziął na siebie moje ciągle powtarzające się upadki. Nie brzydzi się tym, nie odrzuca mnie, nie wyrzeka się mnie, kocha mnie.

Stacja VIII: Jezus spotyka płaczące niewiasty

Nie wiem, czy to były zawodowe płaczki (taka funkcja jest dobrze znana w niektórych społeczeństwach), czy też po prostu wrażliwe kobiety, które przejęły się cierpieniem zakrwawionego skazańca. Jezus zdaje się nie doceniać ich wrażliwości.

Bo też wrażliwość to jeszcze nie miłość. Bywają ludzie wrażliwi, którzy szczerze współczują cierpiącym, ale są też wrażliwi na własnym punkcie. Łatwo się obrażają, ciężko przeżywają porażki i niezrozumienie. Wtedy ich wrażliwość się wypala. Na dnie z serca zostaje tylko zgorzknienie. Zamknięcie na bliźnich. Żeby to jakoś przetrzymać, sięgają po alkohol, narkotyki, seks, wpadają w nałogi. Także oni - ci wrażliwcy, niesłusznie postrzegani czasem jako święci - też potrzebują Bożego miłosierdzia. Dzięki Bożemu miłosierdziu ich wrażliwość dojrzewa i staje się autentycznym miłosierdziem.

Stacja IX: Trzeci upadek pod ciężarem krzyża

Trzeci upadek kojarzy się z powtarzającymi się krzywdami, które spotykają nas ze strony bliźnich. Zwłaszcza w rodzinie, bo rany zadane przez osobę kochaną bolą najbardziej. Ile razy przebaczyć? „Siedem razy? Siedemdziesiąt siedem razy.” Czyli zawsze! Przebaczenie w rodzinie - temat rzeka...
Jezu upadający pod krzyżem po raz trzeci, daj siłę do przebaczania szczerze, chętnie, od razu.
Jeśli byłeś ciężko skrzywdzony przez osobę najbliższą, to wiesz, że takie przebaczenie to cud. Ale to cud, którego miłosierny Bóg bardzo dla nas pragnie. Na pewno nam go nie odmówi.

Stacja X: Jezus z szat obnażony

Nieczystość to taki męski grzech. Zobaczmy, że dziewiąte przykazanie w sensie dosłownym skierowane jest tylko do mężczyzn: „nie pożądaj żony bliźniego swego”. Nieczystość drąży nawet pobożnych facetów. W USA okazało się, że problemy z czystością ma 75 proc. pastorów, zaangażowanych w ewangelizację, a więc tych gorliwych. Ale nieczystość dotyka też kobiet - inaczej, pewnie bardziej subtelnie, co nie znaczy, że jest to w ich przypadku grzech mniej niszczący. Trudno się z niego wyplątać. Ale jedno jest pewne: także te grzechy Jezus wziął na siebie. Także na tym polu ostatecznie pokonał nieprzyjaciela. Jego Krew obmywa nas i „choćby nasze grzechy były jak szkarłat, nad śnieg wybieleją”. Już dziś cieszmy się tym zwycięstwem Jezusa, błogosławmy je, uwielbiajmy.

Stacja XI: Jezus do krzyża przybity

Bezsilny. Bezsilność to jedno z najgorszych doświadczeń. Nic nie da się zrobić... Warto jednak wtedy pamiętać, że gdzie kończą się nasze możliwości, tam zaczynają się możliwości Boga. Zdarzyło mi się - i pewnie wielu z Was - że gdy wpadłem do wody i zaczynałem się topić, Jezus wyciągnął mnie mocną ręką. Pozwolił mi chodzić po wodzie. Pozwolił mi mocną stopą chodzić po bagnach. „Chodzenie po bagnach wciąga” - napisał ktoś dowcipny. Pewnie, że wciąga. Dosłownie. Ale i w przenośni, to znaczy: człowiek zaczyna lubić to chodzenie w Bożej mocy, zaczyna lubić pełną zależność od Boga, dla którego nie ma nic niemożliwego.

Prof. Wanda Półtawska wspominała swą rozmowę w styczniu 2005 r. z umierającym Janem Pawłem II. Mówił wtedy mniej więcej tak: „Ludziom się wydaje, że czymś kierują. Ale to Bóg wszystkim kieruje. Jemu nic nie wymyka się spod kontroli”. Taki jest nasz Bóg - wszechmocny i wszechmiłosierny.

Stacja XII: Jezus umiera na krzyżu

Zwróćmy uwagę na dwie rzeczy.

Pierwsza: Jezus na krzyżu woła: „Wykonało się!” W oryginale Ewangelii jest w tym miejscu słowo, które równie dobrze można byłoby przetłumaczyć na polski jako: „Zapłacone!” „Zapłatą za grzech jest śmierć” i Jezus ten dług zapłacił za nas.

Byłem niedawno w sanktuarium na Svatym Kopečku koło Ołomuńca. Tam w bocznej kaplicy jest obraz Jezusa na krzyżu. Nad nim, na obłoku widać Boga Ojca, który drze pergamin z napisem: „umrzesz śmiercią” (to dosłowne, niezręczne tłumaczenie z łaciny). Ojciec drze zapis naszej winy. To znaczy, że nie umrzemy, nie umrzemy na wieki!

I druga rzecz: żołnierz przebija bok Jezusa. Wypływa Krew i Woda. Właściwie to samo widzimy na obrazie Jezusa Miłosiernego („Jezu, ufam Tobie”). Ta Krew i Woda to Duch Święty. To On jest największym darem Bożego Miłosierdzia dla nas. Mamy w sobie Ducha Świętego, dlatego mamy prawo do dumy (nie pychy), mamy prawo do radości.

Stacja XIII: Jezus z krzyża zdjęty

Niewiele o tym wiem. Bo żadna z osób mi najbliższych jeszcze nie umarła. O umieraniu wiem tyle, że to tracenie po kolei wszystkiego, co było dla kogoś najważniejsze.

Bp Tadeusz Pieronek mówił, że Jan Paweł II miał tę słabość, że lubił się popisywać swoją krzepą. Jego umieranie polegało na tym, że - jak wszyscy widzieliśmy - ten potężny niegdyś mężczyzna stał w oknie Pałacu Apostolskiego i nie potrafił wydusić z siebie słowa.

Umieranie Benedykta XVI widziałem w tym, jak ten strażnik wiary, najwierniejszy z wiernych, został zdradzony przez swego kamerdynera, który wynosił dokumenty z Jego biurka.

Ani ja, ani żaden z moich bliskich jeszcze nie umierał. Ale widzę swoje umieranie w tym, że coraz ciężej mi unieść samego siebie, że pewne decyzje już za mną i nic ich nie zmieni, że poniosłem porażki, straciłem szansy. Wszystko to oddaję miłosiernemu Bogu.

Stacja XIV: Jezus do grobu złożony

Kiedy ktoś umrze, ludzie kiwają głowami i mówią: „poszedł do piachu”. Jeśli ci, co tak mówią, są katolikami, to może nawet powinni się z tego spowiadać. Bo my nie idziemy „do piachu”. Nawet jeśli składamy kogoś do grobu, to „nasza nadzieja pełna jest nieśmiertelności”. Można zrozumieć ból i bunt - choćby taki, jak ten po katastrofie samolotu w Alpach. Ale nieraz bywałem na pogrzebach, które były - rzec by można - paschalne. „Pascha” znaczy: „przejście”. Najpierw przejście z Egiptu do Ziemi Obiecanej, potem radosne przejście Chrystusa ze śmierci do życia, a w końcu nasze przejście ze śmierci do życia.

Rozpacz to pokusa. To także jad, którym ponowocześni myśliciele zatruwają swoich słuchaczy. Mówią: trzeba trzeźwo patrzeć na świat, trzeba odrzucić wiarę jako pocieszenie. I przegrywają z rozpaczą. A my wygrywamy. Jak pisał św. Jan, „zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest nasza wiara”.