Sieroty rozwodu

Joanna Bątkiewicz-Brożek


|

GN 49/2014

publikacja 04.12.2014 00:15

To był najgorszy dzień w moim życiu – mówią dzieci, których rodzice się rozstali. Wiele z sierot rozwodów wpada w depresję, alkoholizm i ucieka się do samobójstwa. Przez całe życie szukają swojej tożsamości.


Istnieje nowe niebezpieczne zjawisko: małżonkowie 
poddają się, nie chcą zawalczyć 
o swój związek. Wielu woli wymienić żonę lub męża na nowy model, niż naprawić stary. Skutki takich decyzji najboleśniej przeżywają dzieci Istnieje nowe niebezpieczne zjawisko: małżonkowie 
poddają się, nie chcą zawalczyć 
o swój związek. Wielu woli wymienić żonę lub męża na nowy model, niż naprawić stary. Skutki takich decyzji najboleśniej przeżywają dzieci
canstockphoto

Rodzina jest jak rusztowanie, na którym dziecko bezpiecznie buduje swoją tożsamość. Kiedy runie, dziecko zaczyna żyć w chaosie, traci oparcie. I nic nie jest w stanie zagłuszyć w nim bolesnych jak kolce pytań: Co jest w życiu ważne? Komu ufać? Co jest wartością? Czemu tata czy mama już mnie nie chce, skoro odchodzi? Takie pytania stawiają sobie bohaterowie poniższych historii. 


Najgorszy dzień w życiu


Rodzice Moniki rozstali się pół roku temu. – Mama weszła do pokoju i powiedziała, żebym się pakowała, bo za pół godziny się wyprowadzamy – opowiada Monika. – Czułam, jak ziemia się pode mną zawala.
Monika następnego dnia ma opuchnięte oczy w szkole. Noc spędziła z głową wtuloną w poduszkę. – Wszyscy pytali, co się stało. Kłamałam, że przewiało mnie na sopockim molo. Że pojechaliśmy na przejażdżkę z rodzicami – mówi. – Ale po kilku dniach już miałam dosyć i nienawidziłam tych pytań.
Śliczna blondynka, ostre rysy twarzy, obrywa skórki przy paznokciach. Trzęsą się jej ręce. Przez kilka miesięcy przed rozwodem rodziców wybierała meble do pokoju. Myślała, że będzie remont. Był, ale w nowym domu. – Teraz będę miała bliżej do szkoły. Przedtem woził mnie tata... – mówi.


Od kilku tygodni Monika ma już uśmiech na twarzy. To maska – twierdzą koleżanki. Ostatni weekend spędziła w Paryżu. Z mamą i… „wujkiem”, który kupił jej nowego quada. Za kilkanaście tysięcy. Jest szpan w klasie. Do taty dziewczynka jeździ co drugi weekend, więc chwali się, że ma dwa pokoje.
– A który naprawdę jest twój? – pytam. Nie odpowiada...
Marcin za rok kończy gimnazjum. Jego brat Szymon jest teraz w pierwszej klasie podstawówki. Ojciec Marcina przed kilkoma laty dostał intratną posadę w branży handlowej w Warszawie. Awansował na dyrektora oddziału. Ale oni mieszkali w Gdyni, gdzie mama – naukowiec z doktoratem, specjalizacją – miała dobrą pracę. Decyzję o przeprowadzce do stolicy rodzice podjęli razem. W Warszawie kupili piękną willę, tylko że Beata w willi była sama, bo mąż co trzeci weekend leciał w inny rejon świata w interesach: Chiny, Kanada, Sri Lanka… A mama Beaty co dwa tygodnie przyjeżdżała z Gdyni, żeby córka mogła wyjść z domu, poszukać pracy. Potem było kilka mocnych awantur, po których Beata spakowała walizki, zabrała dzieci i wróciła do Gdyni. – Teraz już babcia jest na miejscu. Tu pomaga – mówi Marcin. 
Marcin, wysoki brunet, okulary, niebieskie oczy, spuszcza głowę. – Teraz tata wpadł na weekend, zagląda do nas co dwa, trzy tygodnie. Oblecieli wszystkie sklepy w centrum handlowym, obiad zjedli we włoskiej restauracji, a i tak Szymek stwierdził: – To był najgorszy dzień w moim życiu.
Mama wyjechała w tym czasie na sympozjum. I znowu chłopcy byli tylko z jednym rodzicem. Co niedziela idą do kościoła z mamą. Ani ona, ani nastoletni Marcin do Komunii nie idą. Wymykają się zaraz po błogosławieństwie, byle nie wpaść na znajomych 


Nowe ubóstwo


„Jak możecie prosić o Komunię św., skoro wielu z was rozbiło rodziny, poraniło dzieci i żyje w grzechu ciężkim!?” – grzmiał w czasie ostatniego synodu o rodzinie kard. Christoph Schönborn. Rodzice metropolity Wiednia rozwiedli się, kiedy miał 13 lat. „Strasznie to przeżywałem, obarczałem się, jak każde dziecko, winą. Najgorszym dniem w całym moim dotychczasowym życiu był ten, w którym dowiedziałem się, że rodzice się rozwodzą. Na szczęście ciocie, wujkowie otaczali nas miłością, pomagali mamie. Przetrwaliśmy, ale ranę noszę do dzisiaj. I nikt nie jest w stanie tego zmienić” – mówił. „Dziś pochylamy się nad dopuszczeniem do Komunii rozwiedzionych, litujemy się nad nimi, a kto będzie współczuł dzieciom?!” – pytał. 
Jeszcze mocniejsze są słowa kard. Gerharda Müllera, prefekta Kongregacji Nauki Wiary: „Nie głód ani bieda, a sieroctwo po separacji lub rozwodzie rodziców to największa nędza setek tysięcy dzieci w Europie, obu Amerykach, w najbogatszych krajach świata. Ci, którzy muszą wzrastać bez jednego z rodziców, tzw. sieroty rozwodu, często opływając w dobra, pieniądze, są pozbawieni najważniejszego fundamentu w życiu człowieka: miłości obojga rodziców, rodziców, którzy rezygnują z samych siebie dla dzieci”. W wywiadzie rzece udzielonym Carlosowi Granadosowi kardynał boleje nad tym, że tak mało mówi się o cierpieniu dzieci rozstających się rodziców. Papież Franciszek w czasie niedawnego sympozjum o roli mężczyzny i kobiety w rodzinie, które odbyło się w Watykanie, mówił wręcz o „dewastacji duchowej i materialnej sierot rozwodowych”.

Głośnym echem odbiło się wtedy wystąpienie głównego rabina Wielkiej Brytanii, Jonathana Sachsa, który powiedział, że w jego kraju ponad połowa małżeństw kończy się rozwodem, a aż 3 mln dzieci żyje „w nędzy z powodu tej nowej formy ubóstwa, jaką jest rodzina niepełna”. „Sytuacja dzieci, które wzrastają w rozbitej rodzinie albo bez rodziny, jest zbrodnią i skandalem. Ktoś powinien się za nimi ująć!” – podkreślił.
Nie trzeba być psychologiem, żeby zauważyć, że dzieci, których rodzice się rozstają, tracą grunt pod nogami. I obwiniają siebie za rozwód. A konsekwencje tego są drastyczne. Siostra Anna Bałchan, która pracuje na co dzień z kobietami ulicy, twierdzi, że wiele z nich rzuciło się w prostytucję właśnie z poczucia winy za rozwód rodziców. Dzieci z rozbitych rodzin są bardzo samotne, ponieważ ich rodzice są pochłonięci „załatwianiem swoich spraw”, mniej czujni na potrzeby dziecka, unikają rozmów. Sieroty rozwodowe tracą też poczucie bezpieczeństwa. – Kiedy weszłam do nowego pokoju, w nowym domu, siadłam na łóżku i myślałam, jak teraz będzie – mówi Monika.
Marcin docenia to, że mama bardzo się stara, żeby związać koniec z końcem. Tata też stara się nie zaniedbywać synów – przyjeżdża z Warszawy albo zaprasza chłopaków do siebie. Wtedy zabiera ich do kina, na tenisa. – Tu i tam mamy piżamy i szczoteczki do zębów. Takie życie na walizkach – mówi. 
W ubiegłym roku tata zabrał ich do Chorwacji. – Szymek ciągle pytał, kiedy dojedzie mama… – wspomina Marcin.


Nie chcą zawalczyć 


Mimo że wiele z sierot rozwodowych cierpi po cichu, rozstanie rodziców odbija się na ich nauce i zdrowiu. Dzieci są nerwowe, mniej jedzą, często mają nadpobudliwość jelit, bóle brzucha. A już w wieku dojrzalszym śmielej sięgają po alkohol, narkotyki. W okresie liceum, studiów, a potem jako dorośli popadną w depresję, wielu z nich będzie myśleć o samobójstwie. Ze statystyk wynika, że w Polsce rozpada się co siódme małżeństwo na wsi i co drugie w mieście. Małżonkowie przeżywają ze sobą średnio 14 lat. Statystyczny rozwiedziony mężczyzna miał w 2010 r. 40 lat i wyższe wykształcenie. Kobiety, bo to one częściej, w prawie 70 proc., wnoszą o rozwód czy separację, były o ponad 2 lata młodsze. Co ciekawe, sądy w ok. 73 proc. przypadków nie orzekają winy w rozprawach rozwodowych. Z danych GUS wynika, że w 2010 r. na 230 tys. zawartych związków rozpadło się blisko 64 tys. par, dwa lata później już prawie 70 tys. ze 190 tys. małżeństw. Powody? Głównymi są zdrady i niedojrzałość emocjonalna współmałżonka czy tzw. niezgodność charakterów. Pracujący z małżeństwami psychologowie czy powiernicy rodzin zauważają, że pojawia się też nowe niebezpieczne zjawisko: – Małżonkowie się poddają, nie chcą zawalczyć o swój związek. Wielu zostało wychowanych tak, że lepiej w życiu wymienić coś na nowy model niż naprawić stary – mówi Teresa Snopkowska-Malicka. Razem z mężem Eugeniuszem od 30 lat łatają rozpadające się związki. – Często małżonkowie idą za głosem własnego egoizmu, nie chcą ustąpić. To kwestia hierarchii wartości, jaką przyjęli: nie rodzina jest dla nich najważniejsza, a ambicje zawodowe. 
Lekceważoną przyczyną rozpadu związków sakramentalnych (bo zdecydowana większość par ma ślub kościelny) jest religijna oziębłość. Kard. Müller uważa, że tam, gdzie nie ma relacji z Chrystusem jako osobą, tam nie ma trwałych związków małżeńskich. „Kościelna doktryna o nierozerwalności związku jest dziś słabo rozumiana. Tam, gdzie jest żywa wiara i spotkanie z Chrystusem, tam nierozerwalność jest wyzwaniem, ale do zrealizowania. Tylko w perspektywie Chrystusa da się zrozumieć sakramentalny związek małżeński” – twierdzi. 


Kubeł zimnej wody


Iwona ma 54 lata. Do dziś pamięta moment, kiedy jako 9-latka dowiedziała się o rozwodzie rodziców: – Wybiegłam przed dom. I biegłam przed siebie. Chciałam uciec z tego świata – wspomina. Po latach, kiedy od przyrodniej siostry Magdy dowiedziała się, że ojciec umarł, nie pojechała na pogrzeb, ale na wczasy na Majorkę. – On ode mnie odszedł ponad 40 lat wcześniej – mówi. 
Przez lata słyszała różne wersje o rozwodzie rodziców. Matka przeciągała ją na swoją stronę. Kontakty z ojcem nie były częste, głównie przed jej weselem i kiedy urodziła się jej córka. Raz pojechała z małą do dziadka. – Kiedy weszłam z córką do drugiego domu taty, zostałyśmy z przyrodnią siostrą same w pokoju. Kazałam mojej córce ją uderzyć. Nie wiem dlaczego.
Magda: – Nigdy nie miałam okazji powiedzieć siostrze, że kiedy tata się upijał, wołał ją. Że często płakał. 
Historia jest skomplikowana, bo zachowanie ojca Magdy i Iwony wynika z rozpadu małżeństwa ich dziadków. W psychologii nazywa się to transmisją pokoleniową. Dziadek Magdy prowadził podwójne życie, miał dziecko z inną kobietą, ale żona nie zgadzała się na rozwód. 
– Moja babcia wychowała się u urszulanek. Nigdy nie pozwoliłaby sobie na rezygnację z sakramentów – mówi Magda.
Babcia Magdy została sama z dwójką synów. Ojciec Magdy bardzo przeżył brak wiernej miłości rodziców i brak wspólnego domu. Odbiło się to i na jego życiu, i na kolejnych pokoleniach. Magda pamięta taką scenę z dzieciństwa: – Ojciec wpada nagle do pokoju z zapalniczką. Krzyczy coś i grozi, że podpali moje łóżko. Wyszło bowiem na jaw, że ma romans z inną kobietą. Mama cierpiała, ale wybaczyła mu, o rozwodzie na szczęście nie było mowy. 
Magda ma 40 lat, czwórkę dzieci i – jak mówi – „wymodlonego męża”. Przed ślubem powiedziała mu, że w żadnych okolicznościach rozwodu mu nie da. – Postanowiłam sobie, że przetnę tę wstęgę w rodzinie – mówi. 
– Spotykamy sporo takich par. Przychodzą i mówią, że ich dziadkowie lub rodzice się rozwodzili. Że jako dzieci przeżyli taką traumę, że nigdy nie zafundują podobnej swojemu potomstwu – komentuje Teresa Malicka. – I oni naprawdę walczą o siebie.
Magda przyznaje, że kiedyś pokłóciła się z mężem okropnie. Ich pięcioletnia córka nagle pobiegła do łazienki. – Marysia wymiotowała. Trzęsła się. Myślałam, że to niestrawność, ale ona wyjąkała przez łzy: „Bo ty chcesz nas zostawić i tatę!”. Wtedy sobie przyrzekłam, że nigdy więcej rzucania słów na wiatr o rozwodzie i wyprowadzce. To było jak kubeł zimnej wody – opowiada Magda.
Państwo Maliccy pamiętają podobną historię: – Zadzwonił kiedyś dzwonek do naszych drzwi. Otwieram, a tam dwójka małych dzieci: „Niech pani ratuje naszych rodziców, bo się rozwodzą” – mówią. – Te dzieci zadały sobie wiele trudu, żeby do nas trafić. Udało się przyprowadzić mamę. A potem zadzwoniłam do ich taty. Kiedy się dowiedział, co zrobiły dzieci, zamilkł. Po jakimś czasie wrócił i powiedział: „Nigdy nie przypuszczaliśmy, że nasze dzieci tak będą cierpieć przez nasze rozstanie. Odstąpiliśmy od rozwodu. Teraz są szczęśliwe, a my będziemy dalej walczyć”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.