Rocznica pustych klasztorów

ks. Włodzimierz Piętka

publikacja 27.11.2014 11:15

Mija 150 lat od kasaty klasztorów przez władze carskie. Stało się to 27 listopada 1864 roku.

Klasztor oo. pasjonistów w Przasnyszu, dawniej bernardynów, fundacji Pawła Kostki, brata św. Stanisława. Z Przasnysza zaborcy usunęli bernardynów oraz siostry bernardynki Klasztor oo. pasjonistów w Przasnyszu, dawniej bernardynów, fundacji Pawła Kostki, brata św. Stanisława. Z Przasnysza zaborcy usunęli bernardynów oraz siostry bernardynki
ks. Włodzimierz Piętka /Foto Gość

Stare mury, przesiąknięte zakonnym duchem, stoją do dziś. Na szczęście, w wielu z nich są wciąż klasztory. Niektóre zakony wróciły do tych samych miejsc, do innych przyszły nowe zgromadzenia. Są i takie, w których powstały parafie prowadzone przez duchowieństwo diecezjalne. Faktem jest, że na terenie naszej diecezji, konsekwencje carskiego ukazu sprzed 150. laty, są widoczne do dzisiaj.

Uczyli patriotyzmu

Przed 1864 r. na terenie diecezji płockiej funkcjonowało osiemnaście klasztorów męskich i trzy żeńskie. Od początku powstańczych przygotowań, właśnie klasztory stały się miejscem tajnych spotkań i modlitwy za ojczyznę. Tak było m.in. w klasztorach bernardyńskich. Ci zakonnicy szczególnie byli zaangażowani w działalność patriotyczną. Przykładem mogą być losy zakonników z Przasnysza. Sam gwardian Paschalis Błażejewski, po upadku powstania, został oskarżony przez władze carskie o ukrywanie dowódcy oddziału powstańców. Spowiednik w klasztorze, o. Szymon Cebula, który w okresie powstania był oddelegowany na zastępstwo do parafii Janowo, zbiegł do oddziału powstańców. Tam pełnił funkcję kapelana w oddziale Taczanowskiego. Później został mianowany pułkownikiem i dowódcą osobnego oddziału. Zbiegł za granicę do Rzymu, gdzie za pośrednictwem generała zakonu, otrzymał zwolnienie od kar kościelnych, za udział w walce z bronią w ręku. Czynny udział w powstańczej walce brał również kleryk Cyryl Cygalski vel Skalski. Za odmowę złożenia przysięgi na wierność carowi, został zesłany na Sybir, podobny los spotkał Symplicjusza Lebisza i Narcyza Rozlachowskiego. W konspiracji udzielali się również Anzelm Czaplicki, Augustyn Sobosiński, Leopold Śmigielski.

To tylko przykład z Przasnysza, za który bernardyni musieli opuścić swój klasztor.

Carska zemsta

Ukaz o kasacie klasztorów w Królestwie Polskim wydał 8 listopada 1864 roku car Aleksander II. Nowe przepisy dotyczyły sprawy utrzymania i zarządzania pozostawionych klasztorów rzymskokatolickich. W ich świetle, klasztory zostały podzielone na cztery kategorie: klasztory ”zniesione” – czyli te, w których było mniej niż osiem osób zakonnych w chwili kasaty; klasztory ”zamknięte”, które brały ”jawny i udowodniony udział w buntowniczych działaniach przeciwko Rządowi” (chodzi oczywiście o udział w powstaniu styczniowym), te dwie kategorie klasztorów zniesionych i zamkniętych podlegały natychmiastowej kasacji. Pozostałe klasztory podzielono na etatowe i nieetatowe. Klasztory nieetatowe podlegały zniesieniu wtedy, gdy liczba osób stanu zakonnego spadła poniżej ośmiu osób, przy czym nie wolno było w tych klasztorach przyjmować do nowicjatu, ani też uzupełniać tej liczby zakonnikami z innych klasztorów; klasztory ”etatowe” to takie, na istnienie których władza państwowa wyraziła zgodę. Tam zwożono zakonników z klasztorów zlikwidowanych.

Wszystkiego dokonano w największej tajemnicy. Wykonanie carskiego ukazu w całym Królestwie Polskim wyznaczono na noc z 27 na 28 listopada 1864 r. Właśnie noc wydawała się najbardziej odpowiednią porą do tych czynności, bo wszyscy zakonnicy byli wtedy w klasztorze, a także była wtedy mniejsza możliwość zorganizowania protestów czy manifestacji ludności. Zgodnie z przepisami, kasaty miały dokonać władze wojskowe razem z urzędnikami władzy cywilnej i wobec delegata władzy duchownej. Zbudzonych zakonników gromadzono przeważnie w jednym pomieszczeniu, często w refektarzu lub celi przełożonego i tam odczytywano dokument kasacyjny. Przez cały ten czas klasztor otoczony był wojskiem. Na dziedzińcu stały furgony wojskowe, którymi odwożono zakonników do miejsc przeznaczenia. Tamtej nocy skasowano w Królestwie Polskim 109 klasztorów, w tym 38 zamknięto, a 71 zniesiono. Na terenie ówczesnej diecezji płockiej represje te objęły 13 klasztorów i 150 zakonników.

Do klasztorów zniesionych należeli: augustianie w Ciechanowie, franciszkanie w Dobrzyniu nad Wisłą, karmelici w Płońsku i Trutowie, misjonarze w Mławie i Płocku, reformaci w Pułtusku. Zamknięte natomiast zostały klasztory: benedyktynów w Pułtusku, bernardynów w Ostrołęce, Przasnyszu i Skępem, reformatów w Płocku i Żurominie. ”O północy dnia, w którym wchodził w życie akt supresyjny, przasnyscy bernardyni wsiedli na wozy i oddalili się w kierunku Łomży. Zarząd nad kościołem powierzono jednemu z ojców, Walerianowi Wojciechowskiemu, a po jego śmierci sprawował go rektor, wyznaczany przez władzę diecezjalną z Płocka. Część zabudowań klasztornych i jeden mórg ziemi, rząd przeznaczył dla szkoły miejskiej. Miasto nie przyjęło jednak daru rządowego. Część nieruchomości klasztornej, wystawioną na sprzedaż publiczną, nabył ks. Stanisław Czapliński (od 1877 roku proboszcz przasnyski) i przekazał ją p. Ezechielowi Lasockiemu z Sierakowa. Ten z kolei dał ją na wyłączny użytek kościoła pobernardyńskiego. Od momentu kasaty klasztoru, zabudowania, pozbawione odpowiedniej opieki, chyliły się ku upadkowi” – czytamy na jednej z tablic informacyjnych w krużgankach klasztoru przasnyskiego.

Tylko dwa klasztory zostały uznane za etatowe: kapucynów w Zakroczmiu i karmelitów w Oborach. Natomiast klasztory bernardynów w Ratowie i Strzegocinie oraz reformatów w Zarembach, uznano za nieetatowe.

Opuszczone furty, zbolały biskup i o. Honorat

W tym trudnym czasie biskupem płockim był Wincenty Chościak Popiel. W ostatnich dniach listopada 1864 roku przebywał na wizytacji w Pułtusku. Wieczorem, 27 listopada, przyniesiono biskupowi pismo, w którym miejscowy naczelnik polecał wyznaczyć dwóch księży do ”attentowania spełnienia ukazu carskiego”, nie powiedziano jednak, czego miał dotyczyć ten ukaz. Dopiero w kancelarii naczelnika dwaj wyznaczeni kanonicy dowiedzieli się, że mają asystować przy kasacie benedyktynów i reformatów. Ponieważ wyrazili stanowczy protest, naczelnik nalegał na biskupa, aby nie stawiano oporu. Postanowiono, że księża ci mieli zachować się biernie i w ten sposób asystować przy smutnych czynnościach eksmisji. Przed świtem o godz. 5. rano wszystko było zakończone i furgony wojskowe otoczone żołnierzami wyruszyły z benedyktynami w stronę Warszawy, a z reformatami w stronę Włocławka. W Przasnyszu bernardynom dano dwie godziny na opuszczenie klasztoru, w Skępem do furty klasztornej z ukazem carskim zapukano o północy. W następnych dniach do biskupa Popiela napłynęła smutna korespondencja od dziekanów w Ciechanowie, Płońsku, Mławie, Bieżuniu i Dobrzyniu.

Tuż przed Bożym Narodzeniem pisał do biskupa Popiela również opat wywiezionych z Pułtuska benedyktynów, informując o trudnym położeniu współbraci. Skarżył się, że ”są pozbawieni wszelkich środków”. Brak im było ubrania, bowiem nie mieli czasu zabrać wszystkich swoich rzeczy z Pułtuska. Brak było niezbędnych środków leczniczych, były trudności ze zdobyciem żywności, a od rządu dostali tylko po 10 rubli. Cały czas pozostawali pod strażą wojskową wystawieni nieraz na szykany. Dlatego prosił opat w imieniu wszystkich wywiezionych zakonników biskupa o opiekę.

”Trudne były czasy – pisał o bp. Popielu bł. abp Antoni Julian Nowowiejski – w których episkopat ten wypadł. Zamykano klasztory, zabierano majątki kościelne…”. Bp Popiel boleśnie to przeżywał, bo kasacie klasztorów towarzyszyło grabienie majątku, zakonników wywożono do miejsc zbiorczych, gdzie skazani byli na bezczynność, gdy tymczasem niektóre tereny odczuwały dotkliwy brak kapłanów. Nie załamało to biskupa, który słał nieustannie pisma do Dyrektora Głównej Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych i Duchownych, inerweniując w różnych sprawach, często z dobrym skutkiem, bo był nieustępliwy, szczególnie gdy widział jawną niesprawiedliwość i gwałt.

Do duchownych i diecezjan w tym trudnym momencie wystosował słynny list pasterski, w którym zawarł jednak słowa otuchy i pokrzepienia: ”Kościół katolicki to płodna matka wydająca ciągle nowe zgromadzenia dla zbawienia ludzi. Ileż to razy, gdy świat o Bogu zdał się zapomnieć, powstaje naraz człowiek cichy, wielki miłośnik Boga i ludzi. Bóg mu posyła towarzyszów, inni idą jego śladem, poddają się jego kierownictwu, przepisują sobie sposób życia i oto nowy zakon, nowa reguła, którą Kościół w mądrości swej rozważa, popiera i zatwierdza”.

Dopiero rok 1905 i tzw. ukaz tolerancyjny spowodowały pewne odprężenia i złagodzenia, aby mogły na nowo rozwijać się zakony w zaborze rosyjskim. Ale już o wiele wcześniej, po cichu, w ukryciu i dyskrecji w Zakroczymiu działał bł. o. Honorat Koźmiński, fundator wielu ukrytych zgromadzeń zakonnych. - Patrzmy na bł. o. Honorata! Choć ten gorliwy zakonnik i żarliwy patriota, trafił tu, do Zakroczymia, przymuszony carskim ukazem, to jednak nie zwątpił, nie poddał się, nie zakopał duchowych darów. Oto jego talent, który w tym klasztorze szczególnie rozwijał - rozeznanie i pełnienie woli Bożej. Do swoich współbraci, często wtedy powtarzał: „Tu nas Pan Bóg chce mieć, a więc i tu pracować będziemy” – mówił bp Piotr Libera, w czasie Mszy św. 16 listopada w kościele kapucyńskim w Zakroczmiu, z okazji 125-lecia istnienia Zgromadzenia Sióstr Wspomożycielek Dusz Czyśćcowych.