Więcej niż znak

ks. Tomasz Jaklewicz


|

GN 37/2014

publikacja 11.09.2014 00:15

Krzyż Chrystusa jest nie tylko najświętszym symbolem naszej wiary. Jest częścią historii świata, historii kultury. Świętym Drzewem, które zapuszcza korzenie w każdym pokoleniu. Przedstawiany na tysiące sposobów, w których odbijają się odblaski tej samej nieogarnionej Tajemnicy.

Krzyż jako drzewo życia. Krzyż jako drzewo życia.
Z tej śmierci naprawdę wytrysnęło dla nas życie (mozaika z Bazyliki św. Klemensa w Rzymie )
reprodukcje henryk przondziono /foto gość

To zaskakujące, ale krzyż jako święty znak chrześcijan zaczyna funkcjonować dopiero od IV w. Na freskach katakumb nie zobaczymy krzyża. Początek kultu krzyża wiąże się z odnalezieniem jego relikwii w Jerozolimie przez św. Helenę. Nieco wcześniej jej syn, Konstantyn tuż przed słynną bitwą przy moście Mulwijskim pod Rzymem miał widzenie. W nocy z 27 na 28 października 312 r. zobaczył na niebie krzyż i słowa „In hoc signo vinces” (W tym znaku zwyciężysz). Cesarz kazał więc umieścić na tarczach i sztandarach Chrismon, czyli znak złożony z dwóch greckich liter X (gr. chi) i P (gr. ro), skrótu słowa „Chrystus”. Po zwycięskiej bitwie z wojskami Maksencjusza Konstantyn wydał Edykt mediolański, który zakończył epokę prześladowań. Zniósł także okrutną karę ukrzyżowania. Krzyż stał się odtąd symbolem chrześcijańskim, obecnym w kulcie, w sztuce, w życiu publicznym w tysiącach form i kształtów. 
Kolejne epoki obrazowały ukrzyżowanie Chrystusa nieco inaczej. Zmieniały się znaczenia i formy. Prześledzenie tej historii, nawet bardzo skrótowe, ukazuje niezwykłe bogactwo tej samej tajemnicy. Ta historia to nie tylko historia sztuki, estetyki. To dowód na to, że krzyż jest drzewem, które żyje. Niepokoi, bulwersuje, pociąga, uczy, mówi. W każde pokolenie, w jej kulturę zapuszcza swoje korzenie, aby otwierać nad nimi niebo. 

Znak zwycięstwa, tron Króla

Konstantyn po wspomnianej bitwie w 312 r. kazał wykonać swoim złotnikom drogocenny krzyż. Stał się on prototypem wszystkich złotych, bogato zdobionych krzyży, w których widziano znak zwycięstwa, symbol zbawienia i zmartwychwstania. Krzyż ozdobiony szlachetnymi kamieniami (crux gemmata) staje się przedmiotem wyposażenia liturgicznego świątyń. Jest noszony w procesji, stawiany na ołtarzu, wieszany na cyboriach (rodzaj kamiennego baldachimu nad ołtarzem), widnieje na mozaikach w apsydach świątyń.
W rozwijającej się sztuce chrześcijańskiej pojawia się wizerunek ukrzyżowanego Jezusa. Sposoby jego obrazowania przechodzą w ciągu wieków wiele przemian. W 451 r. sobór w Chalcedonie nadał ostateczny kształt językowy chrystologicznej wierze. Dogmatyczna formuła stwierdza, że Jezus Chrystus to prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek, dwie natury (boska i ludzka) zjednoczone są w jednej osobie. Ukształtowanie się dogmatu zachęciło do jego wizualizacji. W VIII i IX w. pojawił się ikonoklazm – ruch sprzeciwiający się tworzeniu wizerunków Chrystusa i świętych. Kościół na Soborze Nicejskim II odrzucił ikonoklazm i potwierdził, że wolno obrazować Jezusa. Uzasadnienie doktrynalne było takie: skoro Syn Boży wcielił się, był w ziemskim życiu widzialny, dlatego wolno przedstawiać Jego postać.
Jedno z najstarszych przedstawień ukrzyżowania znajduje się na drewnianych drzwiach bazyliki św. Sabiny w Rzymie, pochodzących z V w. Trzy postacie skazańców ukazane są na tle murów Jerozolimy. Te pierwsze wizerunki ukazywały Jezusa prawie nagiego, ze skromną przepaską. Akcent padał na ludzką naturę Pana. Od VI w. pojawia się tendencja odmienna. Zaczynają dominować przedstawienia, w których Jezus na krzyżu jest ubrany w kapłańską tunikę z wytworną przepaską. Ma otwarte oczy, rysy twarzy odprężone, bez znaków cierpienia. Rozpostarte ramiona Zbawiciela nie wskazują na żaden wysiłek. Nie ma śladów krwi. Stopy są przybite oddzielnie do podnóżka, który symbolizuje ziemię. Chrystus panuje jako Król i Kapłan. Krzyż jest jego tronem. Takie jest teologiczne przesłanie tego typu wizerunków. 
Ciało Ukrzyżowanego w całym pierwszym tysiącleciu jest ukazywane zasadniczo jako ciało uduchowione, pełne chwały. Dotyczy to zarówno ikon, jak i rzeźb. Wyróżnia się wśród tych przedstawień typ tzw. Świętego Oblicza z wielkimi, przenikliwymi oczami Chrystusa. Sposób ukazywania twarzy Jezusa pozostaje zaskakująco zbieżny. Korzeni tej jedności można dopatrywać się w tradycjach tzw. mandylionu (Chusty Weroniki), Całunu Turyńskiego, Świętego Oblicza z Manopello. Artyści starali się w pierwszych wiekach uchwycić w jednym wizerunku obraz Cierpiącego i Zmartwychwstałego. Chrystus naprawdę umarł i naprawdę zmartwychwstał, dlatego szukali syntezy tych prawd w jednej wizji. Obok krzyża coraz częściej pojawiają się postacie Jana i Maryi. Ponadto krzyż staje się formą budowli sakralnych. Plan kościoła odpowiada proporcjom człowieka leżącego z rozpostartymi ramionami. Odzwierciedla to teologiczną myśl, że Kościół to Ciało Chrystusa, które ma przedłużenie w czasie i przestrzeni. 

Mąż boleści

Na przełomie tysiącleci stopniowo dokonuje się przejście od Chrystusa triumfującego do cierpiącego. Zakony franciszkanów i dominikanów rozwijające się od XII w. akcentują w swoim przepowiadaniu potrzebę utożsamienia się z Chrystusem cierpiącym. Duchowość późnego średniowiecza zdominowana jest przez tzw. devotio moderna, która akcentuje motyw naśladowania Chrystusa, zwłaszcza w Jego męce. W ikonografii chrześcijańskiej pojawiają się wizerunki ukazujące z coraz większym realizmem całą grozę ukrzyżowania. Ciało Jezusa tworzy często łuk, twarz jest pełna bólu. Znaki męczeństwa są wyraźnie zaznaczone, z ran na dłoniach, stopach i boku płyną strużki krwi. Widać często ślady biczowania na całym ciele. Mięśnie są napięte, realistycznie oddane żyły. Ciało ma bardziej kształt litery Y niż T. Stopy Ukrzyżowanego nie są już przybite osobno, ale nałożone i przebite jednym gwoździem. Usta na wpół otwarte, oczy przymknięte. Ukrzyżowany przypomina często człowieka dotkniętego dżumą lub trądem (takich ludzi nie brakowało w realiach średniowiecznej codzienności). Jest to też biblijne nawiązanie do Hioba, człowieka sprawiedliwego, na którego spada ogrom cierpienia i dosłownie go miażdży. Tego typu obrazowanie jest charakterystyczne dla sztuki gotyckiej. Groza dochodzi do szczytu w słynnym ołtarzu z Isenheim autorstwa Matthiasa Grünewalda. Joris-Karl Huysmans, francuski pisarz, skandalista, który z dekadenta przeistoczył się w oblata benedyktyńskiego, tak opisuje ów wizerunek: „Siny i lśniący, krwią oznaczony, najeżony, niczym skorupka kasztana, kawałkami rózg, które utkwiły w ranach; na końcu nieproporcjonalnie długich ramion konwulsyjnie drgają dłonie, drapiąc powietrze; złączone ze sobą kolana są zwrócone do środka, a stopy złączone gwoździem jedna na drugiej są już tylko bezładną masą mięśni, na których zaczyna już gnić umęczone ciało i sine paznokcie, głowa, otoczona gigantyczną koroną cierniową, zwisa na piersi, która jest jak nadęty wór, poprzecinany klatką żeber”. Nasuwa się skojarzenie z „Pasją” Gibsona – najbardziej wstrząsającym filmowym obrazem męki Jezusa. Pytanie, czy tak silna koncentracja na samym bólu pokazuje całą prawdę? 

Pociągające piękno Ukrzyżowanego

Renesans, fascynując się pięknem ludzkiego ciała, wraca do greckich kanonów proporcji, szuka harmonii. W wizerunkach Ukrzyżowanego pojawia się ta fascynacja „anatomicznym” wzorcem człowieka. W przedstawianiu ciała Chrystusa na krzyżu artyści kładą akcent na piękno. Nie jest to jednak tylko kwestia trendu czysto estetycznego. Humanizm renesansu czerpał silnie z Ewangelii. Wtedy piękno nie było jeszcze oderwane od swoich dwóch „sióstr”: dobra i prawdy. W sensie duchowym wizja Ukrzyżowanego zredukowana do fizycznego bólu i okrucieństwa jest niepełna. Renesans szukał nowej harmonii, połączenia dwóch natur: boskiej i ludzkiej w jednej wizji. „Krzyż staje się punktem równowagi, ikoną człowieka zbawionego. »Gdy zostanę wywyższony nad ziemię, przyciągnę wszystkich do siebie« (J 12,32). Chrystus z całą swoją plastyczną fizycznością w samym sercu humanizmu okazuje się prawdziwą miarą świata i rzeczy” (Alfredo Tradigo). Potężny krucyfiks odlany w brązie, stojący na ołtarzu bazyliki św. Antoniego w Padwie, oddaje właśnie ten program. Realizm i klasycyzm, ekspresjonizm i idealne piękno zlewają się w nadzwyczajną syntezę. Chrystus ma otwarte szeroko ramiona w geście zwycięskiego bohatera, ale także prostego żołnierza, który zwyciężył w bitwie. Widzimy każdy napięty mięsień, ale nie ma tu bólu.

A jeśli jest, to jest to ból przetworzony, zbawiony, uniesiony do nieba przez miłość. Piękno i miłość łączą się w jakąś wyższą duchową siłę. Krucyfiks Donatella i niektóre prace Michała Anioła były inspiracją dla małego „domowego” krucyfiksu włoskiego artysty Giambologny. Jego dzieło stało się prototypem najbardziej rozpowszechnionych domowych krzyży. W malarstwie jednym z najbardziej znanych przedstawień realizujących te same założenia jest obraz „Ukrzyżowanie” Velázqueza, które dziś można podziwiać w Muzeum Prado. Ciało Jezusa na ciemnym tle błyszczy niczym Hostia. 
Benedykt XVI w jednym ze swoich rozważań komentuje słowa Psalmu 45,3: „Tyś najpiękniejszy z synów ludzkich, wdzięk się rozlał na twoich wargach”. Liturgia odnosi je do opisu męki Pańskiej. Jak wytłumaczyć to szokujące połączenie piękna z odpychającą, przerażającą grozą krzyżowej śmierci? Zaledwie fragmencik z genialnej refleksji papieża seniora: „W pasji Chrystusa wspaniała grecka estetyka z jej przeczuciem dotknięcia nienazywalnej Boskości, nie zostaje zniesiona, ale przekroczona. Ten, który jest samym pięknem, pozwolił, aby Go bito w twarz, aby Go opluwano, aby Go ukoronowano cierniami (…) Ale właśnie w tym zniekształconym obliczu jaśnieje prawdziwe, ostateczne piękno: piękno miłości, która jest miłością »aż do końca« i w ten sposób okazuje się silniejsza niż kłamstwo i przemoc. Ten, kto zobaczył takie piękno, wie, że mimo wszystko ostatecznym wymiarem świata jest prawda, a nie kłamstwo”. I wniosek: „Ikona Ukrzyżowanego zakłada, że damy się zranić wraz z Ukrzyżowanym, że ufamy miłości, która potrafiła zrezygnować z zewnętrznego piękna, aby właśnie w ten sposób odsłonić Jego prawdę”. Gdy mowa o zranieniu pięknem Ukrzyżowanego, na myśl przychodzi św. Teresa z Avila. Jej nawrócenie, dające początek mistycznej drodze do Boga, związane było ze „zranieniem strzałą piękna” Ukrzyżowanego. „Nie skłania mnie, Panie, do miłowania Cię niebo, które mi obiecujesz… Skłaniasz mnie do tego Ty, mój Boże, skłania mnie widok Ciebie przybitego do krzyża, ogołoconego. Skłania mnie widok Twojego zranionego oblicza, skłaniają mnie skierowane ku Tobie obelgi i twój krzyż”. To fragment jej wyznania. „Piękno zbawi świat” – pisał Dostojewski. Zapominamy, że miał na myśli piękno Chrystusa. „Piękno jest odblaskiem prawdy, a prawda została ukrzyżowana” – to jego słowa. 

Krzyż mieniący się znaczeniami

Tematyka pasyjna to wielka rzeka płynąca przez historię sztuki. Osobne, wielkie rozdziały tego nurtu stanowią przedstawienia całej drogi krzyżowej, ludzi u stóp Golgoty, piety, świętych zjednoczonych mistycznie z Ukrzyżowanym. Jeszcze kilka słów o samym znaku krzyża. On również nabierał różnych znaczeń i form. Jedno z najstarszych ujmuje krzyż jako „Wagę sprawiedliwości”. „Ramiona drzewa szczęśliwe/ Dźwigając okup wszechświata;/ Szalami wagi się stając,/ Wydarły zdobycz Otchłani” – to zwrotka starożytnego hymnu z Nieszporów Święta Podwyższenia Krzyża. Motyw wagi wiąże się z dwoma łotrami ukrzyżowanymi z Jezusem. Dobry Łotr jest pierwszym, który zrywa owoc z drzewa krzyża. Na wschodnich krucyfiksach podnóżek w dolnej części krzyża jest przechylony niczym ramię wagi w stronę Dobrego Łotra. Zbawienie polega na uchwyceniu się Chrystusa, na powiedzeniu Mu „tak” w jakiejkolwiek dramatycznej sytuacji człowiek się znajduje. Tradycja wschodnia nazywała Dobrego Łotra „złodziejem – teologiem”, który „wykradł” na krzyżu raj dla siebie. Sprawiedliwość Boża jest nieprzewidywalna. Częstym motywem w sztuce chrześcijańskiej była historia odnalezienia i kultu relikwii krzyża (patrz też „W ramach” na s. 2). „Oto drzewo Krzyża, na którym zawisło Zbawienie świata” – słyszymy w każdy Wielki Piątek. Ojcowie Kościoła widzieli analogie między rajskim drzewem poznania dobra i zła, a drzewem krzyża. Niektórzy pisali wręcz, że krzyż Jezusa został wykonany z tego drzewa, z którego Adam zerwał owoc. Istotny jest tutaj sens teologiczny. Jezus naprawia to, co zepsuł pierwszy człowiek. Kult relikwii odnalezionych przez św. Helenę zaowocował wieloma dziełami sztuki. Powstawały niezwykle kunsztowne relikwiarze. Ponadto sam kształt krzyża ulegał transformacjom. Jego znak kojarzono z żaglem, pługiem, kotwicą. Nawiązywano do drewna, z którego Noe zbudował swoją arkę, znak ocalenia. Oczywiście także do Mojżesza. W krzyżu widziano także drzewo życia, które znajdowało się w środku rajskiego ogrodu. W Wielkim Poście śpiewamy hymn z VI w.: „Krzyżu święty, nade wszystko, drzewo przenajszlachetniejsze, w żadnym lesie takie nie jest. Jedno, na którym sam Bóg jest. Słodkie drzewo słodkie gwoździe, rozkoszny owoc nosiło”. W ikonografii obraz drzewa życia łączy się często z motywem tzw. drzewa Jessego. Jezus pochodził według ciała z rodu Dawida, którego ojcem był Jesse. Przedstawiano genealogię Jezusa jako drzewo, na którego gałęziach malowano proroków, poprzedników Mesjasza. Pojawiają się także motywy z Apokalipsy zawierającej wizję drzewa życia, którego liście służą do leczenia narodów (Ap22,2). Jednym z najwspanialszych przykładów realizacji tego typu jest mozaika w apsydzie rzymskiej bazyliki św. Klemensa. Chrystus jest wkomponowany w ciemnoniebieski profil krzyża. Dwanaście białych gołębi symbolizuje apostołów. Obok widzimy postacie Maryi i Jana. Krzyż wyrasta z krzewu akantu, wokół niego zwoje liści wypełniają całość apsydy. W liściach widoczne są kwiaty i ptaki. To jakby gigantyczna eksplozja życia. „To wielki krzew winny, którego gałązki wyrastają z korzeni i konarów drzewa krzyża. Wielkimi spiralnymi ruchami rozprzestrzeniają się na cały świat, wciągają niejako do swego wnętrza. W ten sposób świat staje się jedną olbrzymią winnicą. Pomiędzy latoroślami i pośrodku spiral aż kłębi się od natłoku historycznego świata” – notuje w medytacji kard. Ratzinger. I dodaje: „O, Boże, spełnij swoje obietnice. Twój krzew winny niech rośnie wokół ziemi i niech stanie się dla wszystkich miejscem życia w pojednaniu”. 

Krzyż nasz współczesny

Współczesna sztuka także szuka sposobów ukazania tajemnicy krzyża. Tylko jeden przykład. William Congdon (1912–1998) był artystą należącym do nowojorskiego ruchu „action painting”. Jego obrazy, które tworzył w latach 50. XX w., wyrażały niepokój i chaos współczesności. Artysta w wieku 47 lat nawrócił się, przyjął chrzest, przyjaźnił się z ks. Luigim Giusanim, założycielem ruchu „Komunia i wyzwolenie”. Tematowi ukrzyżowania artysta poświęcił prawie 200 dzieł. „Spotkanie z Chrystusem po 1959 r. pozwala mi odkryć, że Jego dramat na krzyżu jest również moim” – wyznał. „W Ukrzyżowanym spotkane ciało jest moim własnym ciałem, bolejącym nad grzechem, ciałem tak przenikniętym bólem, iż nie da się już odróżnić ciała od cierpienia”. Temat nie do wyczerpania… Ostatecznie chodzi o to, by samemu stanąć pod krzyżem. Ze swoim życiem, miłością, grzechem, bólem. Czy będzie to krzyż przydrożny, czy dzieło wielkiego artysty. To nie ma aż tak wielkiego znaczenia. Jak pisała św. Edyta Stein: „Krzyż nie jest celem samym w sobie. Wznosi się i wskazuje w górę. Nie jest jedynie znakiem – jest mocnym orężem Chrystusa, którym puka potężnie do bram niebios i otwiera je”. Otwiera je nad każdym, kto próbuje dźwigać swój los razem z Nim, kto próbuje Go naśladować w miłości do końca.

Korzystałem z albumu:Alfredo Tradigo, Człowiek Krzyża.Wyd. Jedność,Kielce 2014. Reprodukcje z tegoż.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.