Uczestnicy spotkania na Hali Lipowskiej nawzajem udzielali sobie błgosławieństwa.
Uczestnicy spotkania na Hali Lipowskiej nawzajem udzielali sobie błgosławieństwa.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Najlepsze lekarstwo odnaleźli na Hali Lipowskiej

Komentarzy: 2

Urszula Rogólska

GOSC.PL

publikacja 11.08.2019 06:28

- Dlaczego sakrament ten bywa zapomniany i przez wielu niedoceniany? Przez fakt, że kiedyś zaopatrzono go w nazwę "ostatnie namaszczenie". To tak, jakby na opakowaniu niezwykle cennego lekarstwa umieścić trupią czaszkę - mówił o. Bogdan Kocańda na Hali Lipowskiej 10 sierpnia.

Dlaczego sakrament ten bywa zapomniany i przez wielu niedoceniany? Przez fakt, że kiedyś zaopatrzono go w nazwę "ostatnie namaszczenie". - To tak, jakby na opakowaniu niezwykle cennego lekarstwa umieścić trupią czaszkę - mówił o. Kocańda. - Zmieńmy to myślenie, bo ono nie pochodzi od Pana Boga.

Sakramentem konających jest Wiatyk - Komunia św. przyjmowana przez umierającego, a nie namaszczenie chorych. - Chciałbym, byśmy odkryli całe bogactwo faktu, że Chrystus, w trosce o nasze zdrowie - fizyczne, psychiczne i duchowe, zostawił nam specjalny sakrament. Korzystajmy z niego - zachęcał o. Kocańda, dziękując wszystkim, którzy na co dzień troszczą się o chorych i prosząc o pełne miłości spojrzenie na cierpiących, także w perspektywie ewentualnego cierpienia, które może spotkać każdego z nas.

Ojciec Bogdan zachęcał wszystkich, którzy mają obok siebie chorych, by nie obawiali się namawiać ich do przyjęcia sakramentu namaszczenia chorych - do zgłaszania ich księżom odwiedzającym chorych w każdej parafii, najczęściej w pierwsze piątki i soboty miesiąca.

Na zakończenie spotkania wszyscy uczestnicy udzielili sobie nawzajem błogosławieństwa, modlili się o wylanie Ducha Świętego dla mieszkańców czterech stron świata i przyjęli namaszczenie rychwałdzkim olejkiem radości. Dla każdego schola z Milówki przygotowała "Słowo Boże na słodko" - cukierki owinięte fragmentem Pisma Świętego.

Ewangelizacja w Beskidach to zawsze spotkana starych i nowych przyjaciół.

Ewangelizacja w Beskidach to zawsze spotkana starych i nowych przyjaciół.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Wśród kilkuset uczestników spotkania była silna ekipa z katowickiego os. Tysiąclecia, która od początku przyjeżdża na każde spotkanie Ewangelizacji w Beskidach. Monika Mendakiewicz, jej córka Ania, Iwona Metzger, Zosia Daszkiewicz i Asia Kubica za każdym razem przywożą ze sobą... maskotkę owieczki. Tym razem miały i jeżyka. - To nasi przyjaciele ze wspólnoty - Helenka i Andrzej, którzy nie mogli przyjechać dzisiaj, Obiecałyśmy im, że zabierzemy ze sobą tutaj ich i ich intencje. Te maskotki przypominają nam o nich - uśmiechają się katowiczanki. W swojej parafii prowadzą modlitwę uwielbienia podczas adoracji Najświętszego Sakramentu. - Przyjeżdżamy tu, żeby nabrać duchowego wiatru w żagle - mówi Monika. - Najbardziej mocne dla nas było spotkanie na Błatniej, o małżeństwie. Tym bardziej, że byłyśmy z ekipą, dla której usłyszane słowa były w punkt. To, co jest dla nas tu bardzo istotne, to spojrzenie na sakramenty od strony, od której nigdy na nie nie patrzyłyśmy.

Radio eM

redakcja@radioem.pl
tel. 32/ 608-80-40
sekretariat@radioem.pl
tel. 32/ 251 18 07

WERSJA DESKTOP
Copyright © Instytut Gość Media. Wszelkie prawa zastrzeżone.