107,6 FM

Utopia

Związki wymyślnych społecznych utopii i nudy nie wydają się oczywiste, ba, jeśli już starać się je dostrzec, to okazują się mocno powikłane. Wszak w założeniach najbardziej wpływowej nowoczesnej utopii, czyli komunizmu, świat miał uwolnić się nie tylko od alienacji, ale i – niejako przy okazji – także nudy.

Według Karola Marksa w komunizmie: Społeczeństwo reguluje ogólną produkcję i przez to właśnie umożliwia mi robienie dziś tego, a jutro owego, pozwala mi rano polować, po południu łowić ryby, wieczorem paść bydło, po jedzeniu krytykować, słowem - robić to, na co mam ochotę  Jak wyglądała utopia w działaniu, kiedy ruszyła już z posad bryłę świata? Zostawmy na boku poważne dzieła bardziej i mniej  poważnych socjologów i historyków. Zajrzyjmy do powieści noblisty Saula Bellowa „Dar Humboldta”. Jej bohater, Charlie Citrine daje w niej streszczenie swojego ciągle pisanego wielkiego eseju o roli nudy w dziejach Zachodu – jej tytuł to „Wielcy nudziarze współczesnego świata”. Esej ten choć zjawisko nudy traktuje uniwersalnie - zaczyna wszak od Sokratesa, znajduje w swych refleksjach miejsce i dla historii, i literatury, i ezoteryki -  to przecież nieprzypadkowo podkreśla znaczenie czasu tworzenia rewolucyjnego projektu, a także czasu, kiedy widać utopię w działaniu, u władzy. Pisze Bellow: „Intelektualną przeszłość Europy ukształtowali ludzie przesiąknięci nudą, ukształtowały pisma więźniów. /…/ Z rewolucją polityczną we współczesnym świecie nuda ma o wiele więcej wspólnego niż sprawiedliwość”. I dalej: „Czy było coś nudniejszego niż te długie kolacje u Stalina, które opisuje Dżilas? /…/ Goście pili i jedli, i znowu jedli i pili, a potem do drugiej nad ranem musieli zasiąść do oglądania jakiegoś amerykańskiego westernu. Siedzenia ich bolały. W sercach czaił się strach. Stalin gawędząc i dowcipkując, wybierał w duchu tych, którzy mieli dostać w łeb, a oni przeżuwając, parskając i chlając, dobrze o tym wiedzieli, oczekiwali, że wkrótce zostaną rozstrzelani”. Citrine’a  zajmuje nuda jako „narzędzie panowania nad społeczeństwem”. Powiada: „Władza jest władzą narzucania nudy, wiązania /…/ zastoju z udręką. Prawdziwa nuda jest zawsze zaprawiona trwogą i śmiercią”. Rewolucja jest, by tak rzec, akuszerką utopii u władzy. I o ile łatwo może przyjść do głowy, że ludzie nieco nudziliby się jednak w poczciwych utopiach Tomasza Morusa, to rewolucja, dni, które wstrząsają światem, wydawać się musi czymś tak spektakularnym, że z definicji wykluczającym nudę. Wiele mówi się o rewolucyjnym romantyzmie, nie mniej - o emocjach, jakie towarzyszą rewolucji, która przedstawiana bywa  jako przeżycie pokoleniowe, naznaczające na trwałe ludzkie biografie. Gdzie tu miejsce na nudę? Timothy Garton Ash w swej książce o polskiej rewolucji „Solidarności” z lat 1980-1981 powiada, że starym refrenem rewolucji jest powtarzanie i utwierdzanie się w przekonaniu, iż  „szczęściem było przeżyć tamten świt…”. Ale jest też inne podejście.  Pisze Bronisław Łagowski: „Dziwi mnie, że żaden z wielkich pisarzy kontrrewolucyjnych, ani Burke, ani de Maistre, ani Bierdiajew nie zwrócił uwagi na to, co jest główną cechą jakości życia podczas rewolucji. Dopiero Sołżenicyn zbliżył się tu do istoty rzeczy. Tą cechą jest nuda, dogłębna jałowość duchowa. Pozory przemawiają przeciw temu spostrzeżeniu. Przecież wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Co chwila sensacja, niespodziewane kariery, widowiskowe upadki, ten uciekł, tamtego schwytano. Do tego dochodzi niepewność czegokolwiek i prawie nieustające zagrożenie. Tak, ale właśnie w takiej sytuacji głębsze funkcje umysłu przestają działać, człowiek staje się na przemian to tępy jak pień, to niespokojny jak leśne zwierzę”. Może dlatego Talleyrand, człowiek, który przeżył Ancien Régime, Rewolucję Dyrektoriat, Cesarstwo, Restaurację, monarchię lipcową, mógł oświadczyć z taką pewnością, że nie zna słodyczy życia ktoś, kto nie żył przed Rewolucją.  Stare chińskie przekleństwo -  „obyś żył w ciekawych czasach”,  zyskuje tu oczywiste nowoczesne konteksty. To rzeczywiście interesująca perspektywa. Bo chyba się nie pomylę, jeśli zaryzykuję stwierdzenie, że czytelników książek historycznych zwykle bardziej przyciągają studia opisujące i analizujące czasy niespokojne – przewroty, zamachy stanu czy – właśnie – rewolucje. Zatem - czyżby interesujące dla czytających potomnych czasy społecznych rewolucji, były dla ludzi, którym przyszło rewolucyjnych katastrof doświadczyć na własnej skórze,  ciekawe – by tak ująć - „inaczej”? Czy możliwe jest by w rzeczywistości – paradoksalnie czy też: pozornie paradoksalnie – rewolucyjne czasy po prostu tchnęły nudą? 

 

 

 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama