107,6 FM

Ubogie słownictwo

O tempora, o mores! o czasy, o obyczaje – biadał słynny rzymski mówca Cyceron w jednej ze swych znanych mów przeciw spiskowcowi Katylinie.

Mowy Cycerona przetrwały ponad dwa tysiąclecia. I pewnie pozostaną w kulturze Zachodu na zawsze. W „Trylogii Rzymskiej” Roberta Harrisa sekretarz Cycerona, Tiron, który zapisywał mowy swego Pana wymyślił stenografię, zauważył bowiem że Cyceron „często powtarzał te same zwroty” i zapisywał je więc Tiron „w skrócie, w postaci jednej tylko linijki lub nawet tylko kilku znaków”. Przy okazji dowiódł, „co wszyscy i tak wiedzą, że politycy w kółko powtarzają to samo”.  No cóż, pewnie tak właśnie jest, pewnie politycy najczęściej powtarzają to samo. Tyle, że politycy wybitni  codzienny zakalec oferowanego publiczności pustosłowia umieją przynajmniej co jakiś czas ubogacić czymś co wybija się ponad przeciętność. Toteż zaryzykuję stwierdzenie, że podobnie długo jak  mowy Cycerona przetrwają pewnie niektóre przynajmniej przemówienia Winstona Churchilla; chociażby to, w którym objąwszy tragicznym roku 1940 stanowisko premiera  umiał powiedzieć swoim rodakom, że „nie ma nic do zaoferowania, tylko krew, trud, łzy i pot”.  Jak wiadomo Churchill – nie obiecując gruszek na wierzbie – poprowadził upadające Imperium Brytyjskie do zwycięstwa nad III Rzeszą. Polacy mieli, by tak rzec, mniej szczęścia do politycznych przemów. Często przywoływany jest fragment słynnej – jak ją się często określa – a więc: słynnej mowy sejmowej ministra spraw zagranicznych II Rzeczpospolitej, Józefa Becka. 5 maja 1939 roku Beck grzmiał z trybuny sejmowej: „Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja skrwawiona w wojnach na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata ma swoją cenę. Wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor”. Adresatem tego patetycznego oświadczenia były hitlerowskie Niemcy. Prawda, że efektownie Beck im powiedział? Tyle, że za niecałe pół roku skończyło się tak, jak się skończyło. Nie umiem oprzeć się wrażeniu, że współcześnie z mowami polityków w Polsce mamy nieco inny problem. Dzisiaj wybitnych mówców politycznych w naszym kraju nie ma – nie ma polityka, który porwałby słuchaczy, którego słowa byłyby zapamiętane dla ich istotnej treści. Znacznie łatwiej wskazać takie oświadczenia polityków, z których łatwo robić sobie  żarty, bekę jak mawia młodzież.  Zbiory mów współczesnych polskich polityków nie będą raczej wydawane w grubych tomach; mniej czy bardziej zabawne internetowe memy i you tube dla tego typu politycznej twórczości wydają się w zupełności wystarczające.  Mając to na uwadze z pewnego rodzaju zdziwieniem przeczytałem w wydanym właśnie zbiorze tekstów profesora Bronisława Łagowskiego analizę wypowiedzi dwu nieco już zapomnianych polityków III Rzeczpospolitej – Jerzego Szmajdzińskiego i Józefa Oleksego. O przedstawicielach pewnego typu politycznej wypowiedzi, którą reprezentował Szmajdziński, Bronisław Łagowski pisze tak: „Jeśli chcą  powiedzieć coś innego niż to, co mówią wszyscy i od zawsze, dobierają słowa z taką ostrożnością, jakby stąpali po jajkach. Widać towarzyszącą im obawę, że wskutek nieodpowiedzialnego wyrażenia coś się stłucze, coś wyleje i ich opryska”. I pyta Łagowski retorycznie: „Jak mam sobie wytłumaczyć kontrast pomiędzy inteligencją Szmajdzińskiego,  a bardzo szczupłym zasobem pojęć, jaki ma do dyspozycji, gdy o czymś publicznie mówi?”. O Oleksym pisze Łagowski tak: „Schematyczny i ubogi język u człowieka inteligentnego jest wskazówką, że z jakiegoś powodu mówiący boi się nazywać rzeczy po imieniu. Józef Oleksy /…/ stosuje /…/ inną taktykę językową. Jego mowa jest wyszukana, ale co jest celem tych subtelności? Spośród synonimów wybiera wyrażenia luźno przylegające do rzeczy i dające najwięcej asekuracji na wypadek, gdyby ktoś próbował łapać go za słowa”. Czyż Łagowski nie strzela tu z armaty do wróbli?  Czy nie przecenia intelektualnych możliwości i intencji dość jednak przeciętnych polityków, czy nie demonizuje ich strategii perswazyjnych? Przypominam sobie co prawda, że Jozef Oleksy otrzymał tytuł „mistrza mowy polskiej” czy jakoś tak, ale przyznam, że odbierałem to raczej w kategoriach żartu. Tak narzekam na polskich polityków, ale na Zachodzie też posucha. Co prawda zakochany we Francji antropolog, Ludwik Stomma przekonuje, że polityk francuski może „/…/ rzucić słówko zabójcze, ale do odczytania na trzecim lub czwartym poziomie, a nawet na najwyższym piętrze drapacza chmur /…/ [a] sztab francuskiego polityka ”/…/ spędza długie godziny, żeby wymyślić dla niego celny bon mot, który zapadnie narodowi w pamięć i oszczędzi mu ośmieszającej paplaniny”. I prawie bym antropologowi w to uwierzył, tyle, że oprócz nowomowy pomieszanej z mową trawą najbardziej bodaj słyszalnym w Polsce  bon-motem francuskiego polityka było stwierdzenie Jacquesa Chiraca, że „Polska straciła szanse, żeby zachować milczenie”. No cóż, jak na mój gust, trochę za mało było w tym stwierdzeniu finezji, za to stanowczo za dużo buty.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama