107,6 FM

Dzieła sztuki

Dzisiaj nietypowo, bo na początek fragment wiersza zatytułowanego „1989, pierwszy dzień zimy”.

Jego autorem jest mój przyjaciel, profesor Marian Kisiel; pomyśleć, kiedy ten wiersz pisał, był magistrem… W wierszu opatrzonym datą 22 listopada 1989 roku czytam: „W pociągu nagła złość, że nic nie zrobiłem/ by ocalić ostatni dzień jesieni”. Kalendarzowa jesień kończy się, jak wiadomo, w grudniu, ale przyjmijmy wersję literacką… Ja sam, żeby ocalić ostatni dzień jesieni powróciłem do dzieła Stanisława Ignacego Witkiewicza czyli Witkacego, do powieści zatytułowanej – właśnie, tak, tak - „Pożegnanie jesieni”. Sięgnąłem i zatrzymałem się dłużej nad przedmową autora. Pisze on w niej m.in.: „Umieszczam jako motto urywek z wiersza  jednego z moich najprzykrzejszych >>wrogów<<, Antoniego Słonimskiego, nie dlatego, żeby pozować na fałszywy obiektywizm, tylko po prostu dlatego, że mi się ten wiersz bardzo podoba, i jest jako motto odpowiedni. /…/ w sądach moich o sztuce nie kieruję się ani osobistymi względami, ani polityką, ani niczym innym oprócz tego, czy uważam daną rzecz za artystycznie dobrą czy złą. Niestety muszę stwierdzić, że ten stosunek do dzieł sztuki jest u nas rzadkością”. Tyle Witkacy. Otóż jeśli ten typ stosunku do dzieł sztuki był za czasów Witkacego rzadkością, to dzisiaj pozostaje w takim zaniku, że trudno doprawdy stwierdzić czy w ogóle występuje. Dzisiaj mamy zresztą do czynienia ze swoistą synergią - podziały polityczne nakładają się na niechęci osobiste, w stopniu tak silnym, że tworzą podziały zda się, że nie do przekroczenia. Ktoś kto nie jest uznawany za „naszego”, kto nie jest nasz po prostu liczyć może na najgorsze epitety i inwektywy – może liczyć na ostracyzm i ostentacyjne, publiczne oświadczenia, że takiego nie naszego nie będzie się słuchać, nie będzie się oglądać, nie będzie się czytać, nie będzie się zdania „takiej persony” w ogóle poważnie brać pod uwagę. Odpowiedź na pytanie: czy do analizy tak niezwykle głębokich podziałów  przyjąć znaną w socjologii opozycję „my i oni”, która opracował Georg Simmel i inni, czy raczej spojrzeć na to zjawisko przez perspektywę filozofii polityki Carla Schmitta z jego politycznym przeciwstawieniem „wroga i przyjaciela”? -  zostawiam na inną okazję. I – by nie zakopać się ostatecznie w doraźnych kłótniach i sporach – dla obniżenia temperatury „polskiego piekiełka” proponuję przyjrzeć się losom interpretacji dzieła Witolda Gombrowicza. Oto pojawiły się nowe, konserwatywne interpretacje awangardowego pisarstwa autora „Trans-Atlantyku”. Niejako w odpowiedzi na nie w konserwatywnym tygodniku „Do Rzeczy” Andrzej Horubała zaproponował, by zamiast „uporczywie chrzcić Gombrowicza”, trzeba się z nim radykalnie skonfrontować, przeciwstawiając jego szyderstwu – chrześcijański kerygmat. Pyta Horubała, kiedy zdobędziemy się na gest wolności, by uznać, że Gombrowicz, owszem wielki, ale nie nasz?. Przywołuję tę polemikę za książką Pawła Rojka zatytułowaną „Awangardowy konserwatyzm” z podtytułem „Idea polska w późnej nowoczesności”. Otóż Rojek podaje w przypisie do tej dyskusji intrygujące zdanie innego konserwatywnego publicysty, Jana Maciejewskiego. Ten na propozycję Horubały by uznać, że Gombrowicz jest wielki, ale nie nasz, tzn. nie jest konserwatystą „wzruszył tylko ramionami i przyjmuję, że retorycznie zapytał, jak może być ktoś wielki, ale nie nasz?”. Czyli – jak rozumiem albo wykładnie dzieła Gombrowicza potwierdzą jego konserwatywną tożsamość – albo Gombrowicz nie jest wielki… Otóż chociaż sam wielokrotnie deklarowałem się i deklaruję jako konserwatysta, więcej – bliskie jest mi  odczytanie Gombrowicza jako przedstawiciela awangardowego konserwatyzmu, to chciałbym zakwestionować formułę, zgodnie z którą Gombrowicz jest wielki wtedy i tylko wtedy, kiedy daje się zapakować w konserwatywną szufladę. Cóż, o wielkości dzieła literackiego w ostateczności decydują sprawy znacznie bardziej subtelne niż ideologiczna etykieta. Zaś przewodnikiem  po świecie literatury pozostawać powinna czytelnicza, indywidualna z natury rzeczy, „potęga smaku”, że przywołam Zbigniewa Herberta. Czy jest ona niezawodna? Tak… Na pewno jest indywidualna. W niedawno wydanej biografii Gombrowicza autorstwa Klementyny Suchanow czytam jak jeden z najwybitniejszych pisarzy XX wieku Jorge Luis Borges wspomina po latach swoją lekturę „Ferdydurke” – „Zacząłem czytać Ferdydurke, ale po dziesięciu minutach poczułem chęć sięgnięcia po inną książkę, i – dodaje Klementyna Suchanow – dzięki takim nowoczesnym utworom mógł Borges oddać się wielokrotnie lekturze Wergiliusza”. Jego prawo. Borges i Gombrowicz - obaj wielcy, obaj giganci mojego świata literatury, nie muszą się wzajemnie cenić pozostają moi, podkreślam – moim, w tym przypadku liczba mnoga „nasi” wydaje mi się najzwyczajniej w świecie niestosowna.  

 

 

 

 

 

 

 

 

« 1 »

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama