107,6 FM

„Darmozjady” mówią: Odejdź

Przez Białoruś przechodzi niespotykana od wielu lat fala protestów społecznych związana z próbą opodatkowania bezrobotnych, czyli prezydenckim dekretem o zapobieganiu pasożytnictwa. (Dekret nr 3).

Zobowiązuje on osoby niepracujące co najmniej 183 dni w ciągu roku do płacenia jednorazowego podatku ( równowartość ok. 800 zł).  Uzasadniając jego wprowadzenie, prezydent Alaksandr Łukaszenka powiedział m.in.: „Darmozjady, nieroby powinny pracować. Kto nie płaci podatków, powinien płacić”.

Opinia publiczna natychmiast nazwała nowe prawo dekretem o darmozjadach. Dotyczy on blisko pół miliona obywateli Białorusi, jak oblicza opozycja. To niemało, ok. 5 proc. społeczeństwa. Władza uspakaja i mówi, że jedynie 54 tys. osób niepracujących musi zapłacić specjalny podatek. Jednak wezwanie do zapłaty skierowano do ponad 470 tys. osób.  Różnica bierze się stąd, że wielu Białorusinów nie chce się rejestrować jako bezrobotni, gdyż to długa procedura, a zasiłek jest głodowy. Wolą pracować w szarej strefie, co jednak urzędy podatkowe wyłapują i grożą sankcjami: aresztem bądź skazaniem na roboty publiczne, jeśli podatek nie zostanie zapłacony.

To przelało czarę goryczy. Białorusini, którzy dotąd lekceważyli wezwania opozycji, tym razem tłumnie wyszli na ulice. Od połowy lutego, kiedy doszło do pierwszego Marszu Oburzonych, przeciwko dekretowi o darmozjadach protestowano w różnych miastach Białorusi.  Nie tylko w Mińsku, ale także w wielu miastach na prowincji, gdzie dotąd do żadnych wieców antyreżimowych nie było. Początkowo manifestacje dotyczyły jedynie dekretu nr 3, ale obecnie na wiecach słychać: „Łukaszenka musi odejść”.

Przy tej okazji okazało się, jak ważna jest rola telewizji Biełsat, która niedawno miała być zlikwidowana i przetrwała dzięki determinacji jej szefowej Agnieszki Romaszewskiej-Guzy. O wielu protestach Białorusini dowiadywali się dzięki transmisjom Biełsatu, którego dziennikarzy także zatrzymano. Oglądalność stacji oraz jej stron internetowych wzrosła w tym czasie wielokrotnie, a niektóre z ich materiałów na Facebooku oglądało nawet pół miliona odbiorców.  Z pewnością jest to w tej chwili główne alternatywne źródło informacji dla społeczeństwa białoruskiego obok portalu opozycyjnej gazety „Nasza Niwa” oraz białoruskiej sekcji Radia Swoboda.  

Wstrzymanie przez Łukaszenkę dekretu manifestacji nie powstrzymało. Pierwsze były legalne, ale kolejne już nie. Milicja początkowo nie interweniowała, ale w końcu do aresztu trafiło blisko 200 osób, z których część już skazano. Według lidera organizacji „Wiesna” Alaksandra Białackiego, w chwili obecnej w więzieniach siedzi 17 osób, a ponad 100 zostało skazanych na kary administracyjne.

Prezydent Białorusi nie chciał stosować represji na szeroką skalę, obawiając się, że utrudnią mu dialog z Zachodem, podjęty w obliczu trudności gospodarczych i rosnącej presji Moskwy. Sytuacja w kraju jednak z każdym tygodniem zaostrzała się. Opozycja wzywa do dalszych protestów, których kulminacja ma nastąpić w sobotę 25 marca. Białorusini jak co roku będą wtedy manifestować z okazji nieuznawanego przez władze Dnia Niepodległości Białorusi (Dzień Woli). Obawiając się masowych demonstracji, władza przeprowadziła liczne  aresztowania, których ukoronowaniem była wczorajsza akcja zatrzymania 26  osób oskarżonych o terroryzm. Wśród nich są działacze organizacji „Biały Legion” oraz opozycyjnego Młodego Frontu.

Zdaniem Łukaszenki, za pieniądze Zachodu „terroryści” mieli być szkoleni na Ukrainie. O szkolenie bojowników prezydent oskarżył także Litwę i Polskę. Ukraina stanowczo odcięła się od jakichkolwiek oskarżeń o przygotowanie bunt na Białorusi, podobnie Litwa.  Rządowa telewizja pokazała zatrzymaną u aresztowanych broń oraz dewizy.  Jednak eksperci mówią, że były to atrapy broni bojowej, użyteczne jedynie w celach szkoleniowych. W innym przypadku broń była nabyta legalnie i została zarejestrowana przez jej właściciela.

Wiele wskazuje na to, że Łukaszenka, obawiając się masowych demonstracji, buduje w społeczeństwie wspólnotę strachu. Opozycję nazywa piątą kolumną i kreśli wizję międzynarodowego spisku, który ma zburzyć społeczny spokój na Białorusi. Jednocześnie nie chce zrywać dialogu z Brukselą, dlatego jej wysłannika Andreę Rigoniego niedawno przekonywał, że każdy kraj ma własną specyfikę i nie należy rozliczać Białorusi według standardów obowiązujących na Zachodzie. Z pewnością kluczowe będą najbliższe dni, kiedy prezydent będzie musiał się zmierzyć nie tylko z opozycją, ale i autentycznym gniewem społecznym, sprowokowanym niemądrym dekretem i złą sytuacją gospodarczą. Wszystkiemu z uwagą przygląda się Rosja, która liczy na to, że jeśli Baćka, jak poufale nazywają Łukaszenkę rodacy, będzie miał kłopoty, przestanie wreszcie kokietować Brukselę, rozprawi się z opozycją  i wróci w twarde, ale bezpieczne ramiona Moskwy.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama